2015-02-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| (czytano: 455 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: funofrun.bloog.pl/id,345750569,title,Moje-trenerskie-doswiadczenia,index.html
Moje trenerskie doświadczenia po obu stronach medalu
Moje bieganie można podzielić na dwa różne okresy. Pierwszy okres to czasy juniorskie, czyli końcówka lat dziewięćdziesiątych, a drugi okres dotyczy mojego obecnego biegania. W latach 90 – tych biegałem przez 3 lata w kategoriach juniorskich. Głównie biegałem średnie dystansy od 1000 m do 5000 m. Teraz biegam przede wszystkim biegach ultra. Piszę o tych okresach, ponieważ jest to związane z tytułem mojego wpisu. Chcę poruszyć temat mojego doświadczenia i współpracę z trenerami oraz jak stawiałem swoje pierwsze kroki jako trener, no może bardziej jako osoba doradzająca, bo żadnych uprawnień trenerskich nie mam.
W swoim życiu współpracowałem z dwoma trenerami. W okresie juniorskim był to nasz klubowy trener Grzegorz Bożek. Biegałem pod jego opieką przez cały okres bycia w kategorii juniorskiej, czyli przez 3 lata. W okresie mojego biegania w kategorii seniorskiej przez 3 miesiące współpracowałem z Sebastianem Kosędą. Chce podzielić się z wami moimi doświadczeniami z tych dwóch różnych okresów.
Lata 1996 – 1998.
W tym okresie, uczęszczałem do szkoły średniej i miałem okazję biegać dość sporo jak na nastolatka, którego rówieśnicy raczej byli przeciwni wszystkiemu, wiadomo buntownicy z racji swojego wieku. Treningi mieliśmy 5 razy w tygodniu od poniedziałku do piątku zaraz po szkole. W czasie zimowych przygotowań, obozów czy wiosenno – letnich startów mieliśmy zajęte również weekendy. Jako jedyny w naszej grupie trenowałem biegi średnie od 1000 m do 5000 m, gdzie moi pozostali koledzy biegali raczej 400 m – 800 m. Przez cały ten okres trenowałem pod okiem Grzegorza Bożka, który aplikował nam najróżniejsze jednostki treningowe. Nie mogliśmy się nudzić. Mieliśmy dłuższe wybiegania, koszykówkę, akcenty szybkościowe, cross–y biegowe w terenie, siłownie, pływanie. Jednym słowem pełny zakres ćwiczeń. Jednym z moich koronnych biegów było 2000 m z przeszkodami. Dodatkowo miałem sporo ćwiczeń z płotkami i na przeszkodach ze wzgledu na specyfike biegu z przeszkodami. To były fajne czasy. Trener nauczył mnie wówczas kilku podstawowych zasad, które do dziś mam w głowie.
Po pierwsze, każdy odcinek biegamy tak samo lub szybciej. Bieganie na maxa na początku, a później zdychanie na końcu akcentu to tylko strata czasu. Po drugie, w zimie biegamy dużo, ale wolniej. Im dłuższy dzień tym bardziej przyśpieszamy. Jednak najważniejsze czego się nauczyłem to praca na treningach. Jak się nie wybiega to nic nie ma. Jak to się mawiało w tamtych czasach, „to nie strój biega, ale zawodnik”. To pewnie taka aluzja, bo większość z nas biegała w takich strojach i w takim sprzęcie, że teraz strach by było się pokazać w tym na ścieżkach biegowych. Można powiedzieć, że mieliśmy dresy, jedne buty do biegania i trzeba było ganiać. Teraz na biegach widać cała gamę strojów, ogrom wydanej kasy. Co sobie bardzo cenię z tego okresu to systematyczność, która pozostała w mojej głowie do dziś. Zmiana aktywności i przede wszystkim akcenty biegowe. Nie było tygodnia żeby trener nie przepędził nas po stadionie. Biegaliśmy 2 x 2 km, 5 x 1 km i wiele innych kombinacji. Wszystko w tempie koło 3 min/km. To były szybkie czasy. W moim drugim starcie na 5 km w biegu ulicznym pobiegłem 17:17 min. O takim czasie teraz mogę tylko pomarzyć. Pamiętam jak dziś, jak trener mówił mi przed treningiem „Pierwszy kilometr bieganie spokojnie w 3 min, a każdy kolejny już poniżej 3 min” (trening 4 x 1 km na 3 min przerwach). Pomiar tętna zaraz po odcinku, a do tego po 1 min od zatrzymania, to była norma. Wszystko po to aby dobrze kontrolować obciążenie i dopracować plan treningowy. Praca na siłowni, przewalanie żelaza to była nasza co tygodniowa rutyna, zazwyczaj piątek. Zawsze mieliśmy małe obciążenia typu 15 – 25 kg, ale robione po 30 razy. Podskoki, pajacyki, wspięcia, przysiady czy też inne tego typu ćwiczenia nie były nam obce (pamiętam jak nasze najlepsze oszczepniczki śmiały się z nas, że tak mało dzwigamy). Rozciąganie czy też bieganie na płotkach to było coś czego nie mogliśmy ominąć. To były inne czasy niż teraz, ale i możliwości są inne.
Lata 2010 - 2014.
Od kiedy wróciłem do biegania w 2010 roku trenowałem wyłącznie sam. Układałem sobie plany treningowe, próbowałem różnych rozwiązań, ale zawsze starałem się wkomponować choć troszkę tego czego nauczyłem się za czasów trenowania z panem Grzegorzem. Wszystko szło bardzo dobrze. Robiłem progres wyników. Można powiedzieć, że wszystko ładnie się zgrywało. Byłem zadowolony z siebie, bo biegałem dość dużo i mogłem jeszcze więcej. W 2014 roku pracowałem mocniej niż zawsze. Biegałem bardzo dużo. Robiłem setki kilometrów miesięcznie przygotowując się do mojego debiutu na Mistrzostwach Świata. W pewnym momencie stanąłem przed dylematem czy sam dam radę i czy poradzę sobie z dalszymi treningami. Czy to co robię przyniesie wymarzony efekt. Musze przyznać, że w tym okresie biegałem bardzo dobrze. Nic nie wskazywało na to, że potrzebuje jakiejś pomocy. Mimo to postanowiłem rozpocząć współpracę z Sebastianem. Od września 2014 roku Sebek zaczął rozpisywać mi treningi. Sama koncepcja nie odbiegała od moich dotychczasowych treningów, ale jednak było w tym coś innego, nowego. Treningi wykonywałem dokładnie według rozpiski. Zaufałem Sebkowi na 200%, bo tylko takie podejście do zaistniałej sytuacji miało w mojej głowie sens. Po co byłby mi potrzebny trener, którego metody będę kwestionował. Zaufanie to podstawa. Tak też się stało. Już na początku naszej współpracy zaplanowaliśmy sprawdzian moich przygotowań i predyspozycji. Tak jak pisałem biegałem bardzo dużo kilometrów, a dzięki Sebkowi zacząłem pracować również nad innymi elementami. Kiedy dostałem od niego rozpiskę treningów na mój start początkowo nie mogłem uwierzyć. Moje 50 km miałem pobiec coś w okolicach 4:05 min/km. Takich prędkości się nie bałem, ale stosowałem je bardziej na odcinkach 4 – 5 km. Spodziewałem się, że będę biegał coś około 4:30 może 4:20 min/km, przecież to było 50 km, ale nie, według rozpiski miałem śmigać sporo szybciej. Jakież było moje zdziwienie jak przebiegłem te 50 km w 3:27 h, co daje 4:08 min/km. Nie mogłem uwierzyć, ale było to dla mnie lekcją, której nie zapomnę do końca życia. Po raz pierwszy od ponad 4 lat uwierzyłem, że mogę biegać szybko. Jakby tego było mało następnego dnia pojechałem na półmaraton i pobiegłem go w tempie 4:02 min/km. To był znak, że podjąłem super decyzję, aby wspomóc się radami Sebka. Z perspektywy czasu, wydaje mi się, że to nie same treningi, ale również motywacja, odpowiednie stawianie sobie celów oraz wszystkie te elementy, których sam nie zauważałem wniosły w moje bieganie powiew świeżości. Było to cenne doświadczenie i pewnie jeszcze nie raz zdecyduję się na takie konsultacje na najważniejszym etapie przygotowań. Wydaje mi się, że jestem w stanie przygotować sobie treningi w celu zbudowania bazy, ale ten najważniejszy moment powinien być wsparty trenerskim okiem. Kiedy teraz wychodzę na treningi wiem, że moge więcej niż mi się wydaje, wiem że warto korzystać z pomocy bardziej doświadczonych biegaczy.
Miałem też okazję zapytać Sebastiana, co on sam myśli o naszej, krótkiej, ale intensywnej współpracy. Jakie były jego wrażenia i doświadczenia. Jego odpowiedź była dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem. Oto co napisał o naszej współpracy Sebastian: "Jacek to bardzo ambitny zawodnik. Myślę, że największe sukcesy przed nim. Ważne ,żeby trenował rozsądnie i nie skupiał się tylko na bieganiu suchych kilometrów, bo dobry wynik to nie kilometry i bieganie ale praca na wielu płaszczyznach i różnych intensywnościach o czym trzeba pamiętać. Moja praca z Jackiem to przyjemność. Chłopak chłonął wiedzę i przekładał ją na dobre treningi i wyniki. Zaufał mi i poddał się moim metodą czego chyba nie żałował. Bo w treningu zaufanie na linii trener zawodnik, zawodnik trener to podstawa. podczas współpracy chciałem przekazać mu jak najwięcej wiedzy jaką zdobyłem na AZS – AWF Warszawa gdzie szkoliłem sie pod okiem Janusza Wąsowskiego obserwując jego metody i warsztat przez 8 lat".
Moja współpraca jako konsultant z innymi biegaczami.
Miałem okazję pomagać już kilku osobom, oczywiście wszyscy to mniej lub bardziej doświadczeni biegacze, amatorzy tak jak ja. W większości przypadków były to podpowiedzi typu jak trenować. Opowiadałem jak sam trenuje. Dość często zabierałem innych na wspólne treningi, tak aby zmobilizować ich do większego wysiłku. Miałem też trzech zawodników, z którymi współpracowałem dłużej. Każdy z nich miał inny cel, dlatego dostosowywałem tygodniowe treningi zgodnie z ich możliwościami czasowymi, fizycznymi i przede wszystkim postawionymi celami. Oczywiście wszystkim pomagałem za darmo, ponieważ nie mam żadnych uprawnień, a dodatkowo byłem wdzięczny, że mi zaufali. Sam też mogłem się od nich czegoś nowego nauczyć. Musiałem dużo więcej czytać, analizowałem własne treningi i ich efekty. Jakby nie było byłem swoim własnym trenerem od dłuższego czasu, a moje wyniki nie są takie straszne (5 k – 17:17; 10 k – 39:25 (nieoficjalny 38:05); półmaraton – 1:25:12; maraton – 3:05:06 (nieoficjalnie 2:54:40), 100 km – 8:42:12). Przez 4 lata biegania zaliczyłem:
- raz występ na Mistrzostwach Świata na 100 km (2014 – DNF)
- 11 biegów ultra (10 ulica od 44km do 140 km)
- 8 maratonów (czasy: 3:27, 3:32, 3:11, 3:05, 4:14 (kontuzja), 3:19 (trail), 3:10, 3:14 (pacemaker))
- 9 półmaratonów (wszystkie poniżej 1:40h, 4 z nich poniżej 1:30h)
- inne biegi
Pierwszy zawodnik postawił sobie za cel pobiec półmaraton poniżej 1:30 h. Niestety nasza współpraca zakończyła się dość szybko. Po rozpisaniu treningów na 2 tygodnie więcej informacji od niego nie otrzymałem. Przesłał mi tylko raz informacje o jednym treningu, że nie miał czasu go wykonać i zrobił innego dnia coś innego. Trenowałem też jedną biegaczkę, której celem było ukończenie połmaratonu. Wszystko szło bardzo dobrze, treningi które jej rozpisywałem realizowała sumiennie, czasami biegaliśmy razem. Mogę spokojnie powiedzieć, że robiła więcej niż zaplanowałem. Ostatecznie dzień przed debiutem w półmaratonie skusiła się na bieg charytatywny, na którym dość mocno dała sobie w kość i drugiego dnia nie była w stanie ukończyć zaplanowanego półmaratonu. Troszke szkoda, ale rozumiem że chciała pobiegać z innymi znajomymi, a na połówkę będzie jeszcze czas.
Najwięcej czasu, energii i pracy kosztowała mnie współpraca z moim trzecim zawodnikiem. Rafał, bo o nim mowa zaufał mi w 100%. Wykonywał wszystko zgodnie z co tygodniowym planem, który mu przygotowywałem. Jego celem było złamanie 3:10 w maratonie. Musze przyznać, że jeszcze nie pracowałem z osobą, która tak solidnie wykonuje swoje treningi. Miałem dostęp do jego profilu, na którym rejestrował swoje treningi. Miałem pełen obraz jak każdy trening przebiegał. Pomiar czasu, dystansu, tętna i inne niezbędne parametry. To wszystko miałem podane jak na tacy. Analizowałem jego treningi 2 – 3 razy w tygodniu aby jak najlepiej dopasować do niego jednostki treningowe. Starty kontrolne wychodziły super. Czasami nie udało mu się zrobić jakiegoś pojedyńczego treningu, ale wynikało to z grafiku w pracy. Tak jak pisałem wyżej super zawodnik do współpracy. Niestety na około 4 tygodnie przed docelowym maratonem nabawił się kontuzji (złamanie zmęczeniowe kości) co, wyłączyło go z dalszych trenigów i startów. Po tym incydencie sporo pisaliśmy do siebie. Chciałem mieć pewność, że ta kontuzja nie wpłynie na jego nastawienie do dalszych treningów. Byłem miło zaskoczony jak Rafał pomimo tego, że nie pobiegł podziękował mi, bo jeszcze nigdy nie był tak świetnie wytrenowany. Zakładaliśmy ostatecznie wynik w okolicach 3:00 – 3:05 h.
Podsumowanie.
Jak łatwo zauważyć w obu przypadkach czegoś się nauczyłem. Może nie zapamiętałem dużo treningowych aspektów, ale nawet te pojedyńcze elementy bardzo mi pomogły. Teraz inaczej patrzę na swoje bieganie. Wiem jak ważne jest bieganie, ale nie samo wybieganie kilometrów jest ważne. Każdy, nawet ten najmniej istotny element ma swoje znaczenie w całym naszym biaganiu.
Spróbujcie poradzić się kogoś, porozmawiajcie z innymi o swoich treningach. To, co wydaje się Wam mało istotne, zostanie przedstawione, przekazane z całkiem innej perspektywy. Nowe, świeże spojrzenie może zmienić Wasz punkt widzenia.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |