2014-11-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Poznań City Trail – bieg nad Rusałką (czytano: 4526 razy)
„ Obstawiam w ciemno Twoją Rusałkę na czas 26"00"-26"20" zobaczymy czy mam "nosa" ;) Pamiętaj ze pierwszy kilometr musi być spokojny!” – tak napisał mi w mailu mój trener.
Odpisałam, że może być spokojny, bo na pewno za szybko nie wystartuję. Nie mam w naturze sprinterskiego startu no i z tym oszacowaniem mojego czasu to mi pochlebia – raczej pobiegnę o wiele dłużej. Do tej pory nie biegałam nigdy tak krótkich dystansów tylko od razu rzuciłam się na HM-y a tam jest zupełnie inne tempo i ono mi akurat odpowiada, więc na pewno nie zamierzam się zakatować i gnać do mety ile się da. Dodałam, że prawdopodobnie będzie to 35 minut w najlepszym razie !!!!!!!!!!!!!!!. Kto miał racje ? O tym za chwilę, ale najpierw słów kilka o samym biegu.
Bieg nie długi, bo tylko 5 km, więc to żaden wyczyn w stosunku do moich HMów !!!!!! Wyczynem natomiast było bieganie w takiej temperaturze ! Hipotermia to chyba najbliższe prawdzie określenie !!!!!!!!!!!!!!! Niska temperatura powietrza, szczególnie w połączeniu z silnym wiatrem powodowała, że, mimo iż temperatura prognozowana wynosiła minus 4 stopnie to ta odczuwalna była na poziomie minus 11 !! W życiu tak nie zmarzłam !!!!! Mogę to tylko porównać z jazdą na nartach kiedyś we Włoszech w temperaturze minus 24 stopnie ! Wówczas i teraz straciłam czucie w rękach i zaczęłam tracić w nogach !!!!!!!!! Zastanawiałam się JAK pobiegnę skoro nie mogę ustać ponieważ nie czuję powoli palców u stóp, zatem nie mam stabilności ! Mimo rękawic, skakania, i dreptania w miejscu, godzina czekania na start na wietrze i mrozie to prawdziwa masakra ! Najpierw szłam około kilometra od samochodu do biura biegu, żeby odebrać numer startowy i chip a potem biegliśmy około kilometra na linię startu, ale nic to nie dało !!!! Czułam się jak w zamrażarce – bez względu na to, co robisz i tak powoli zamarzasz. Ustawiłyśmy się ze świeżo poznaną koleżanką w naszej strefie, okryłyśmy folią i odliczałyśmy czas do startu. Potem była wspólna rozgrzewka, która i tak mi nic nie dała ale odpuszczenie jej mogłoby by zakończyć się tragicznie. Za tydzień mam bieg Mikołajkowy, szczytny cel, bo jest to bieg charytatywny dla dzieci z domu dziecka – tyle tylko, że nie wiem czy pobiegnę po wczorajszym zimowym doświadczeniu. Na własnej skórze poczułam i doświadczyłam znaczenia powiedzenia: jestem przemarznięta do kości. Gdy kości przemarzną to ma się wrażenie zimna od wewnątrz a to długo pozostaje w ciele. Trzyma i chłodzi. Byłam tak przemarznięta, że nawet się nie rozgrzałam nie mówiąc już o spoceniu mimo szybkiego tempa a w samochodzie zapuściłam ogrzewanie na full ( musiałam jeszcze ponad 1 km dreptać do auta ). Gorąca herbatka na mecie na niewiele się zdała. Potem siedziałam w wannie i piłam herbatkę z rumem starym góralskim zwyczajem, ale nadal czułam się przewiana i przemarznięta.
Teraz odpowiedź na pytanie, kto trafnie oszacował wynik: ja czy trener. Przypomnę, że on zakładał 26’:00’’, 26’:20’’. Ja 35’:00’’. No i wszystko wskazuje na to, że chyba miał rację – nie wiem, jakim cudem i jak to wyliczył, ale BINGO !!!! Sama do końca nie wiem czy było to 26’20’’ czy 28’20’’. Dlaczego ? Bo ustawiliśmy się w strefach i puszczano nas falami co 2 minuty. Jestem niemal pewna, że byłam w 2 grupie, ale możliwe, że się mylę i była to grupa 3, bo pamiętam, że gdy nasza grupa stawała na linii startu to komentator powiedział, żebyśmy się nie martwili, bo odejmą nam te 4 minuty od czasu brutto a na mecie. Gdy wbiegałam na metę zegar pokazywał 30’31’’. Więc od tego czasu coś trzeba odjąć. Jeśli 4 minuty to był to strzał w 10-tkę. Prawda jest taka, ze ja zapierniczałam z zimna jak nigdy dotąd, bo chciałam tą udrękę skończyć. I to też niewątpliwie miało wpływ na wynik. Normalnie tak nie biegam i raczej jestem przeciętnym biegaczem. Z gatunku tych wolniejszych.
Potem miałam w planie trening na basenie, ale tylko, jeśli będę miała siły. Sił PO bym nie miała, bo strasznie zmarzłam i do wody siłą by mnie nie zaciągnęli, dlatego wpadłam na szalony pomysł. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że tak zmarznę, ale wiedziałam, że nie będę mieć czasu po południu. Postanowiłam zrobić trening na Termach PRZED Rusałką. Wiem, totalne szaleństwo ! Wstałam po 5:00, na basenie byłam tuz po 6:00, wróciłam do domu po 8:30, przebrałam się i pojechałam nad Rusałkę. Byłam tam po 10:00, potem niemal godzina czekania na mrozie na start. Nie wiem JAKI byłby wynik gdybym nie pływała. Może lepszy a może taki sam a może gorszy ???? Tego się nie dowiem, ale mam dziką wewnętrzną satysfakcję, że zrobiłam OBIE rzeczy, chociaż wymagało to wiele samozaparcia i wysiłku.
I jednego tylko żałuję, że nie zostałam dłużej bo zapowiadała się nie lada gratka ! Było mi jednak zbyt zimno. Otóż komentator wielokrotnie powtarzał i na linii startu i mety, że kiedyś założył się z kolegami, że jeśli liczba uczestników tego biegu przekroczy 1000 osób to wykąpie się w Rusałce. No i to był TEN dzień. Dodał, że będzie to musiał zrobić i zaprasza też chętnych do przyłączenia się do niego. Albo jest w klubie morsów, albo będzie pływał w piance albo tego nie zrobi – pomyślałam. Ciekawe czy rzeczywiście kąpał się w Rusałce ????
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |