2014-09-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Mój Pierwszy Maraton (czytano: 928 razy)
No to się nareszcie poznaliśmy: PAN MARATON i ja :)
Czy to było miłe spotkanie? Chm, spodziewałem się, że lekko nie będzie ale zaskoczyło mnie zupełnie co innego.
Zanim 28 września 2014 roku o godzinie 9:00 stanąłem na starcie 36-go Maratonu Warszawskiego, pokusiłem się o małe przygotowanie: 1250km wybiegane podczas 32 tygodni na 107 treningach - 3-4 treningi w tygodniu od 8-32km - w tym 9 startów w zawodach: 1x 5km; 4x 10km i 4x półmaraton.
Czy to wystarczyło? I tak i nie: owszem dystans ukończyłem ale celu nie zrealizowałem. O ile zakładany czas 3:45 był może zbyt optymistyczny i nawet 4:08:54 mogłoby w debiucie na Królewskim Dystansie cieszyć, to niestety fakt, że część dystansu przemaszerowałem mocno mnie frustruje. Nie czuję się jeszcze 100% maratończykiem - gdybym przebiegł w tempie 5:54/km bez zatrzymania to ok, ale tyle przerw na marsz to już nie to samo.
Jak to się odbyło:
Ruszyłem zgodnie z założeniami, tempo na pierwszych 5 km 5:18; następne 5:19 kolejne 5:22 - średnie tempo na połowie dystansu 5:23 - Prawie idealnie zgodnie z założeniami, nie było to tempo komfortowe, bo od 6km trzymała mnie lekka kolka ale nie zwalniałem, bo przecież to miała być walka a nie przyjemna zabawa. Kolejna piątka już jednak znacznie wolniej: 5:42 i tu skończył się bieg ciągły... bo skończyły się czwórgłowe!!! Nie mam pojęcia dlaczego tak szybko, bo na wybieganiach i w półmaratonach wydawało się wszystko ok - czyżby zbyt dużo startów na przełomie sierpnia i września? A może zbyt mało kilometrów w okresie przedstartowym? - Odpuściłem objętość na 3 tygodnie przed maratonem i zmniejszyłem też liczbę treningów - może wyszło mi roztrenowanie zamiast taperingu? Fakt, że założenia na ten okres były inne ale okoliczności wymusiły "wygubienie" 3 delikatnych treningów. Dalsza część dystansu przyniosła kolejną przeszkodę - blokujący kolano ból (nawet zamrażanie nie pomogło) - sprawiał, że biegłem wojskową metodą: skokami naprzód ;) czyli 300m biegu (do blokady kolana) i 20-30 kroków marszu. Tempo spadło do 6:30-7:04 i tak do końca.
Dystans zaliczony, PAN MARATON zaproszony do znajomych na fejsie ;) Wiem już z czym się ten dystans je, wiem, że nowe nawyki żywieniowe nie przeszkadzają - ładowanie węglami i regularne doładowywanie żelami i izotonikiem podczas biegu wystarczą by głowa nie rozbiła się o maratońską ścianę i by nie doświadczyć skurczów. Wiem czego zabrakło w przygotowaniach: kilometrów, ćwiczeń stabilizujących i wzmacniających. Nie przerażał mnie dystans - głowa myślała: najpierw dycha, potem dwadzieścia, trzydzieści, a potem to już jakoś będzie. Stres przedstartowy nie większy niż przed innymi zawodami w tym roku - te starty dużo dały: rytuał przedstartowy wszedł mi w krew i tylko świadomość, że wybieram się na "audiencję do KRÓLA" kazała nieco dokładniej wszystko sprawdzić.
Cóż, "pierwsze koty za płoty", czas rozpocząć przygotowania do maratonu w Dębnie w 2015 roku :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |