2014-07-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Plecak z bukłakiem czyli nowinki techniczne (czytano: 4713 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://tduszynski.eu.interia.pl
Plecak z bukłakiem… czyli nowinki techniczne
No dobrze, może plecak z bukłakiem na wodę nie jest jakąś większą nowością dla innych, dla mnie jest i kropka. Od pewnego czasu patrzyłem na maratończyków w ów plecak uzbrojonych dosyć podejrzliwie, zastanawiając się czy im pomaga, przeszkadza, a może daje efekt tak zwanego placebo? Moją podejrzliwość mógł wzbudzać fakt, że niektóre z tych plecaków wyglądają, jak te odrzutowe, co pewnie dałoby duże możliwości pobijania życiówek :)
Plusów widziałem coraz więcej. Jak będę taki wypasiony plecaczek mieć, to nie będę robić przystanków na wodę podczas maratonów, zaoszczędzę czasu, może nawet kilka minut, a to przecież ważne dla życiówki! Cóż, przyznaję, ma to też inny wymiar psychologiczny - te przystanki podczas maratonu stają się ostatnio dla mnie takim pretekstem, by na nich podrobić, pójść sobie nawet spacerkiem, przecież biegnąc mogę się zachłysnąć i zrobić sobie krzywdę. Tak sobie ten mój leniwy organizm tłumaczy, próbując osłabić moją, jakże silną wolę ;)
Czas to jeden z plusów, a drugi - 2 litry płynów powinny wystarczyć mi niemal na cały maraton, na punktach żywieniowych czasem brakuje wody, izotonika, nie muszę się przepychać, uważać na innych, na to gdzie wyrzucam opróżniony kubeczek. Tak! Nie marnuję kubeczków, dbam o środowisko!
Cóż, argumenty, jak argumenty. Jakoś wydatek trzeba usprawiedliwić ;) W końcu jednak to właśnie te argumenty sprawiły, że dokonałem zakupu. Dwulitrowy bukłak, plecaczek mały, lekki i wydaje się trwały. W sam raz by schować kluczyki od samochodu, których nie mam nigdy gdzie zostawić, ewentualnie jakieś żele itp. A przede wszystkim wlać do niego izotonik, który ma za zadanie uratować mi życie w chwilach, gdy pragnienie spowoduje nagły spadek mocy.
Test
Test musiał się odbyć, niemal zaraz po zakupie. Wycieczka biegowa około 15 kilometrów w ubiegłą Niedzielę. Godzina po 9:00 rano, ale już upalnie. Pogoda idealna do sprawdzenia, czy plastykowa rurka mnie nie zadusi, a ja czy będę wstanie pociągnąć życiodajnego płynu na tyle, by się nie zakrztusić.
Założyłem plecak. Oczywiście przejrzałem się w lustrze. Z przodu, z tyłu, po bokach… Pasuje, nawet lekki, ładnie wykonany… Obawy wzbudza u mnie tylko ta rurka, która wystaje z prawej strony, podpięta pod szelkę plecaka. Wygląda… no cóż, marudo!, wygląda jak wygląda, jak inaczej miałbym popijać z tego plecaka?
Izotonik wlany do bukłaka… Kolor izotonika i jego wygląd w plastykowym woreczku najlepiej skomentowała moja córka. „Jakbyś coś zrobił, tato!”. Cóż, te rurki, przelewający się w woreczku żółtawy płyn. Nie mogę mieć do córki pretensji…
Uhm…
Plecak założony i w drogę!
Pierwsze wrażenie, coś jest nie tak. Bulgocze mi w brzuchu? Wszamałem tylko banana… A nie! Przecież mam plecak. To z niego wydobywa się odgłos bulgoczącego płynu… Na szczęście sąsiedzi byli w domach, nikt nie słyszał, nikogo tez nie mijałem po drodze. Pierwsze pociągnięcie płynu na próbę… Cóż rurka wypełniła się płynem… Nie wygląda to apetycznie… Na szczęście coraz bliżej pola i las. Nikt się nie będzie śmiał ;)
Popijałem co jakiś czas, starając się nie tracić oddechu i wyczuć to zmyślne urządzenie mające zapewnić mi doskonałe nawodnienie. Biegło mi się całkiem przyjemnie. Akurat był to czas na trening lekki, z podbiegami, których jest kilka na trasie w stronę Gromnika. Po opanowaniu systemu nawadniającego uznałem, że nie jest źle. Co prawda płyn z czasem zaczął nabierać smaku plastyku, robił się coraz cieplejszy i nieco spieniony, przez co odechciewało mi się pić, ale… ale w ten czy innyc sposób spełnił swoje zadanie. Aż do zakończenia biegu nie odczuwałem pragnienia :) Więcej za to było owadów, które widać wyczuły słodki zapach izotonika, więc musiałem się co chwila opędzać od wygłodniałych borostworów.
Po 15 km nie miałem obtarć od plecaka, nie przeszkadzał, może nawet lekko wyprostował moją sylwetkę. Test udany.
Wciąż jednak się zastanawiam czy wziąć go na Maraton Warszawski. Źle mi się biegnie z butelką na pasie. Te kieszonki na klucze i żele… to też argument za. Cóż, zobaczymy. Nie jest to co prawda plecak odrzutowy, ale pozostaje liczyć na efekt placebo ;)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu WojtekGR (2014-07-08,16:18): Dużo cię takie coś kosztowało, bo w sumie też myślę o takim zakupie ;) ? Dusza (2014-07-08,21:05): Przeglądałem na allegro, ale zdecydowałem się na ten z Decathlonu. Zaplacilem 89 zl. 6 lirow plecaczek, buklak 2 litry. Byly wieksze, 8 litrow, ale buklak tez 2 litry i cena juz 139. Wiec ten mniejszy ma lepsza cene ;) Jak dla mnie wystarczajacy. Mam nadzieje, ze pomoglem ;) Mahor (2014-07-08,21:19): Bukłaczek kojarzy mi się z Zagłobą ale w sumie źle na tym nie wyszedł.Nawet u Sienkiewicza miał znajomości :) Dusza (2014-07-08,21:32): :) bo to takie wlasnie skojarzenie mi przyszlo do glowy ;) PiwonaMECIE (2014-07-09,14:05): Ten z Decathlonu za 89 zl 6 lirow plecaczek, buklak 2 litry, mam na zdjęciu z Cracovia Maraton, sprawdził sie w 100%, w tych przednich kieszonkach mieszczą się dwie 0,5 l butelki wody z Biedronki. Można do nich wlać zotonik a do bukłaka wodę. Jak miałem kryzys na 35 km to gryzłem końcówkę rurki dla odwrócenia uwagi... końcówka przeżyła a ja dotarłem do mety. stanwoj7 (2014-07-14,07:45): Bukłak to dodatkowe obciążenie .Zwykle znam trasę i w przededniu zawodów ukrywam własne napoje w charakterystycznych , łatwych do rozpoznania miejscach na trasie maratonu , by w trakcie biegu z nich korzystać bez żadnego tłoku .
|