2014-05-03
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Świnoujście. Bieg Konstytucji 3 Maja. Relacja. (czytano: 153 razy)
Biegowe święto Konstytucji rozpoczęło się na Promenadzie w Świnoujściu już przed 10 rano. Coraz większy kolorowy tłumek gromadził się w okolicy miejskiej pływalni, gdzie ulokowało się biuro zawodów. Wydawanie numerów startowych oraz biało-czerwonych kokardek dla dzieci i młodzieży przebiegało dość chaotycznie, ale wszyscy zainteresowani zdążyli na start. Zaczęły przedszkolaki na 150 metrów. Potem zarówno wiek startującej młodzieży, jak i dystanse biegów stale się zwiększały. Mnie szczególnie emocjonował bieg chłopców przedszkolaków. Wszystko przebiegło wzorowo. Chłopcy ustawieni byli w jednej linii, rodzice usłuchali prowadzącego i pozwolili dzieciom biec samodzielnie, doszło tylko do dwóch wywrotek, finisz był jak to w sprintach „łeb w łeb”. Potem upominki: foki maskotki oraz ręcznie robione lizaki w formie biało-czerwonej flagi.
Na południe przewidziany był start biegu głównego – Bieg Konstytucji 3 Maja na dystansie ok. 11,5 km. Zawodnicy mieli do dyspozycji szatnie, szafki, toalety i prysznice miejskiej pływalni. Na miejscu nie obyło się bez wielu zabawnych sytuacji. Luz i spontaniczność takich małych prowincjonalnych imprez są fantastyczne. Dostaliśmy numery, czipy oraz kabelbindery (zapinki przewodowe?) do zamknięcia szafek. Trzeba było dobrze przemyśleć, czy zabrało się wszystko potrzebne do biegu i nic niepotrzebnego – raz zamkniętą szafkę można było otworzyć dopiero po zawodach.
Prognostycy zapowiadający brzydki, deszczowy, zimny długi majowy weekend, tradycyjnie nie spisali się najlepiej. Na niebie nieliczne chmurki, malutki wiaterek, 15 stopni i „pełna lampa”. Pięknie. Cóż, na wyścigi pewnie nawet za pięknie. Ubrałem się na krótko na górze i dole, szkoda tylko, że ani okularów przeciwsłonecznych, ani czapeczki nie posiadałem. Trochę się porozciągałem i schowałem się w cieniu. Rozgrzewka potrzebna nie była.
Po wystrzale startera ruszyliśmy na zachód do końca Promenady. Po jakichś 300 m skręciliśmy w prawo w stronę morza, potem jakieś 1,7 km wzdłuż brzegu, powrót na Promenadę, 1,7 km po Promenadzie, i takie trzy rundy. Najtrudniejsze były podbiegi przez wydmę w stronę brzegu, zbiegi z wydmy oraz wszelkie odcinki przez kopny piach. Widziałem dzień wcześniej trailer filmu dokumentalnego „Desert Runners”. W chwilach biegów przez wydmy film ten mi się przypominał. Nie ma lekkiej gry. Piachu w butach przybywało, aż się przyciasne na koniec zrobiły. Biegnąc między plażowiczami, czułem się jak Krzyszałowicz w slalomie między norweskimi obrońcami. Co ciekawe, Niemcy kibicowali bardziej aktywnie niż Polacy.
Mój GPS pokazał mi 11,3 km. Dwóm kolegom podobnie. Dystans mógł się różnić w zależności od tego czy ktoś ciął prosto po plaży w bardziej kopnym piasku, czy wybierał najszybsze podłoże przy samej wodzie. Poszło mi w ramach możliwości, tempo średnie 4:42 min./km. W biegu uczestniczyło 75 osób. Czas zwycięzcy 41:55. Jeszcze ładny medal, pytanie szatniarki „czy panom coś uciąć”, pół drożdżówki, losowanie nagród, zasłużony izotonik z pobliskiego browaru.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |