2013-07-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| JA i ja (czytano: 1043 razy)
- Dziś biegnę...
[nie biegnij, po co?!]
- Muszę dziś pobiegać.
[nic nie musisz]
- A może rzeczywiście pobiegam jutro?
[taaaaaak, to świetna decyzja]
- W sumie i tak nie czuję się dziś najlepiej...
[no właśnie!]
I tak dzień po dniu kłócą się we mnie dwie osoby - ta silna, zdeterminowana i ta słaba, leniwa, niezmotywowana...
Wtem dzwoni telefon - szwagier - "biegniesz ze mną na Drapak?" ... bez chwili zastanowienia odpowiadam, że tak. To był znak! Odejdź słaba psychiko, nadejdź siło! Idziesz biegać po raz pierwszy od trzech tygodni lenistwa, obżarstwa i stagnacji.
Wiedziałam, że tempo nie będzie "lajtowe", bo przecież Pawciu biega dyszkę w niecałe 42 minuty. Wiedziałam, że moje nogi nie są mocne, męczą je jeszcze zakwasy od sobotnich tańców. Wiedziałam, że brzuch będzie płatał mi figle, bo... baby już tak mają :)
[to chore, oszalałaś, wiesz jak szybko on będzie biegł? staniesz gdzieś w połowie i powiesz "nie dam rady"!]
- Cicho! jestem silna!
[tylko tak sobie wmawiasz]
Biegniemy. Tak jak myślałam, dla mnie i mojego rozleniwionego ciała, zdecydowanie za szybko, ale nic nie mówię. Staram się trzymać równy oddech, dawać równe kroki i wszystko mieć pod kontrolą. Na domiar złego, Paweł zaczyna coś opowiadać a ja nie mam siły, żeby mu odpowiedzieć. Po 3 kilometrach...
[stań! zawróć do domu! po co się męczysz?]
- Biegnij! masz siłę! pokaż, że potrafisz!
Dobiegliśmy "do asfaltu", a więc do półmetka, po czym zawracamy. Jest chwilę z górki, patrzę na zegarek - coś koło 18 minut. Zawsze biegnę tam 19-20 luźnym tempem. No ale przecież biegnę z Pawłem. Widzę jego lekki krok i uruchamia mi się zazdrość - czemu ja nie mogę biec tak lekko? Ale to teraz nieważne. Najważniejsze, żeby wytrwać. Zaczyna kończyć mi się motywacja. Zdecydowanie za szybko... Robię w głowie błyskawiczny przegląd biegów, kiedy było mi ciężko, do mety daleko, ale mimo to nie poddałam się. Wizualizuję go - przypominam sobie trasę, otoczenie, pogodę i wyciągam z tego plusy - teraz jest mi łatwiej, bo słońce zbliża się ku zachodowi, więc nie mogę się poddać.
Serce pracuje na najwyższych obrotach, oddech przypomina odpalanie malucha, siła nóg gwałtownie spada, w brzuchu zaczyna się rewolucja, ale głowa ma przed sobą cel - dobiec do domu. Zostało niewiele; Paweł informuje, że na ostatniej prostej przyspiesza - okej - dziś nie mam sił na finisz.
Wiem, że dom jest już tak blisko, ale nie mam siły biec dalej. Znów robię "przegląd" - w Obornikach na biegu było podobnie, długa prosta i zakręt w prawo na metę, tu jest tak samo, tam biegło ci się wspaniale, tutaj też może - odpalaj rakietę!
Jeeeeeest. Dobiegłam! 17 sekund za Pawłem. Padłam na trawę i nie posiadałam się ze szczęścia. To tylko głupie 7km, ale zrobione po 3-tygodniowej przerwie. Cieszyło prawie jak półmaraton :) Ciało zmęczone, ale szczęśliwe, mózg "oczyszczony", oddech lepszy i... wtedy poczułam TEN stan. Ohh tak. Tego było mi trzeba.
Głupia jesteś, Honda, że tak zaniedbujesz bieganie, że wymyślasz sobie bezsensowne wymówki, robisz wszystko co możliwe, żeby nie wybiec. Jesteś leniem, śmierdzącym leniem. Ale zmienisz to! Wysiłkiem własnego ciała pokonasz słabość ducha. Jeszcze wszystkim pokażesz... ;)
fot. Jarosławiec, mój wieczorny Bieg po Plaży ;) [a raczej świński trucht]
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu snipster (2013-07-12,21:28): TO uczucie po... ;) a propos to z tą motywacją do "męczenia" mam podobnie, tylko że z wyjściem nie mam problemu. Widzę, że mocno zajęta jesteś, 3 tygle bez biegania... fiu fiu ;) Honda (2013-07-12,21:49): A ja właśnie nie mogę się zebrać, żeby wyjść... zawsze znajdzie się 1500 powodów, żeby odłożyć to na bliżej nieokreślone "potem"... hmmm, zajęta wcale nie jestem, po prostu nie czułam się najlepiej przez 2 tyg, zawroty głowy i te sprawy - zmiana temperatury, zawsze tak reaguję :( potem babskie sprawy... ale teraz biorę się za siebie, nie ma bata :) Shodan (2013-07-12,21:56): Brawo Honda! Ja też tak czasami ze sobą rozmawiam ;) Najważniejsze wtedy to wyjść z domu, zrobić krok, potem drugi i dalej już jakoś leci :) kasjer (2013-07-12,22:26): Hmmm... Sprawdziłem jeszcze raz ile masz lat ;) Bo tekst rewelacyjny! I bardzo dojrzały. I mam wrażenie, że mimo dzielącej nas różnicy lat odbieramy bieganie na tych samych falach.
Zadumałem się. Dziękuję i pozdrawiam. Honda (2013-07-14,18:53): Shodan - to prawda. Najgorzej wyjść, a potem z kroku na krok, z kilometra na kilometr jest coraz lepiej... ;) Honda (2013-07-14,18:54): Panie Grzegorzu - fakt, dzieli nas 40 lat! Ale chyba pośród biegaczy nie czuć tych różnic, bo widać że "nadajemy na tych samych falach" i bardzo się z tego cieszę! Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam :) (2013-07-17,09:39): W końcu się leniu wzięłaś... maleńka26 (2013-07-17,17:33): Nie raz taka przerwa w bieganiu przynosi więcej zysku i strat,miałaś czas na regenerację.Ja osobiście tyle czasu nie wytrzymuję bez biegania.Pozdrawiam. tatamak (2013-07-25,09:53): Hejo...
mój dylemat od 8 dni: biegnę... k....a- nie mogę, kontuzja prawej nogi i to taka, jakiej jeszcze nie było. Zero biegania, totalne nic, co powoduje ... zdenerwowanie. Nie wiem ile jeszcze taki stan będzie trwać. Póki co... pozostaje rower i jezioro, a od dziś wizyta u masażysty. Albo mnie połamie :-), albo pomoże. Diabełek namawiający do lenistwa może udać się na urlop :-). Pzdr...
|