2013-04-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| POŁMARATON w Rzeszowie… (czytano: 409 razy)
Zimno… cóż wiosna jakoś do nas nie może dotrzeć, śnieg zalega, a temperatura daleka od wymarzonej jakieś +1 . Jak na 7 kwietnia to zima na całego i tyle ! Ja do tego od paru dni pokaszluję i pociągam nosem, a tu… mam zrobić życiówkę na 21 kilometrów ?! Waga też się na mnie obraziła, choć miało być tak pięknie… Ale co tam będę narzekał… Ubrałem się ciepło, a nawet za ciepło, bo bielizna termo była raczej zbyteczna, ale o tym dowiedziałem się już później. MP3, bidon z Izo i żelik, czyli niezbędnik długodystansowca i na start ! Wyjechałem z domu po 10:00, start miał być o 11:00 Na szczęście numer wziąłem sobie dzień wcześniej więc bez stresu mogłem się przygotować. Frekwencja dopisała… mimo aury (tak moim skromnym zdaniem) Wszyscy raczej dobrze ubrani bluzy, czapki i rękawiczki, choć byli też zawodowcy w koszulkach i krótkich gatkach… no wielki szacun dla nich ! Nie wspomnę o gościu boso… tylko w gatkach i koszulce, ale ten to nie wiem czy dobiegł. Start punk o jedenastej ruszyli wszyscy żwawo, nowa trasa zapowiadała się ciekawie, ponoć miała być najszybszą, no ale chyba nie dla mnie. Od początku wszyscy mnie wyprzedzali, plus był taki, że mogłem oglądać zgrabne pupy dziewczyn :-) no, chyba, że brała mnie jakaś pani po sześćdziesiątce :D Szybko zorientowałem się, że jestem za ciepło ubrany, ale teraz to już za późno. Biegłem swoim tempem… Mieliśmy do zrobienia dwie pętle tak po 10,5 km W połowie pierwszego kółka poczułem kryzys, ja już nieźle zmachany, a tu jeszcze tyle trasy. Wyrównałem tępo i nieco z folgowałem. Muza dodawała mi nieco energii choć niestety cały czas ktoś mnie wyprzedza. Wiedziałem, że o życiówce mogę zapomnieć, byle by tylko wytrzymać i dobiec. Gdy mijałem półmetek na zegarze było 1:02:25 to o blisko 3 minuty gorzej niż na zeszłorocznym biegu. Łyk Izo i degustacja żelu jabłkowego. Równe tempo byle do przodu, jeden zakręt, drugi i wzniesienie na Krakowskiej do Nowego Światu Wyprzedza mnie kolejna dziewczyna, o nie ! Zaczynam biec równo z nią, jest ciężko ale podbieg zaraz się skończy… potem łyk Izo i z górki wyprzedzam, ale na krótko. Biegła z koleżanką która ją motywowała. Cóż wyrównuję i biegnę swoim tempem choć, może… nieco szybciej. Już wiem, że dam radę. Na ostatnim kilometrze idę na całość i biegnę jak szalony (tak mi się wydaje) wyprzedzam kilka osób, dziewczyny też i wpadam na metę z moją córcią Olą z czasem 2:16:29 Wiem, wiem dalekie to od dobrego czasu, ale… dobiegłem, może za rok będzie lepiej ?
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu jacdzi (2013-04-11,03:05): Co tam czas, wazne pokonac dystans z usmiechem na twarzy!
|