2013-02-20
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Niezaplanowany kros :) NOWA HUTA! (czytano: 460 razy)
Są takie dni, że wszystko nie wychodzi... A to w pracy przerąbane, a to z żoną/mężem ciche dni, na wszystko mało czasu, aż przychodzi czas biegania... jak ręką odjął!!!
Wczoraj dokładnie miałem taki dzień. W zasadzie nie mogłem się doczekać wieczornego treningu bo wszystko mnie denerwowało.
Wreszcie miałem czas wolny - przekazałem synka pod opiekę mamy i wyruszyłem w miasto! Plan był taki, żeby spokojnie sobie zrobić ok 10÷13 km. Wyskoczyłem z lekkim opóźnieniem. Zacząłem bardzo spokojnie, wręcz bardzo wolno - myślałem jeszcze trochę o tym wszystkim "złym" co mnie w tym dniu spotkało. W miarę upływu czasu i dystansu zaczęło mi się bardzo przyjemnie biec (pomimo tego, że z nieba leciała mokra kaszka i chodniki też lekko śliskie).
Obrałem azymut na Nową Hutę, ciekawa trasa lecz w niektórych miejscach można sobie nogi połamać na tych chodnikach pamiętających jeszcze kolejno odwiedzających osiedle (oczko w głowie) towarzyszy z KC.
Biegłem sobie... i biegłem i popadłem w dziwny stan błogości :) nie przeszkadzał wiatr, mokry śnieg... dotarłem na Plac Centralny i zobaczyłem, że nie zajęło mi to jakoś długo więc postanowiłem biec dalej na wschód Aleją JPII, aby zrobić pętelkę ul.Bulwarową i wrócić. Po chwili wpadłem na pomysł, że jeżeli już "zwiedzam" Nową Hutę to wypadałoby się zameldować pod najważniejszym miejscem dla nowohucian, a mianowicie pod bramą kombinatu. Jak pomyślałem, tak zrobiłem - dosyć ciekawy podbieg mnie czekał, ale nie było źle. Dotarłem pod bramę! Cały czas super się czułem i psychicznie i fizycznie. Apetyt rośnie w miarę jedzenia więc postanowiłem odwiedzić jeszcze kilka zakątków osiedla - zbiegając Aleją Solidarności zahaczyłem o Zalew Nowohucki, za nim jedna z dwóch najbardziej popularnych restauracji na NH: "Santorini" (ja wolę tą drugą: "Stylowa" - styl PRL :) ) i pobiegłem sobie dalej Bulwarową dobiegając do "osi symetrii NH" (dygresja: podobno projekt zagospodarowania terenu na to osiedle zaczerpnięty był z miast amerykańskich). W/w osią była Aleja Róż, która podobno kiedyś faktycznie była ukwiecona różami dość bujnie. Wszędzie było widać dawną świetność. I wtedy się trochę obudziłem :) gdy spojrzałem która godzina...
No to KLOPS!!!
Za jakieś 30 min kąpanie potomka, które stało się już takim wieczornym rytuałem (kto ma/miał małe dzieci to wie). Trzeba oczywiście być wcześniej, żeby przygotować wszystkie "gadżety" no wziąć samemu prychol. I w tym miejscu spokojna wycieczka biegowa przerodziła się w to co na niniejszej stronie w tabeli pt. "PREDEFINIOWANE METODY TRENINGOWE" zwie się w skrócie Kros-A. :)
Każdy następny kilometr pokonywałem z czasem lepszym. Ostatni, ku mojemu zdziwieniu zrobiłem w poniżej 4 min, co dla mnie (niewprawionego żuczka) jest dość ekstremalnym wyczynem.
Na szczęście się wyrobiłem!!! Zadowolony jak nie wiem! Niestety znów mi GPS nawalił w telefonie i musiałem do pomiaru trasy użyć http://www.runmyroute.com.
Wynik to 17,12km. Czas ok 1h31min. - nieźle jak na początki w tempie ok 6min/km :)
Wniosek się nasuwa sam: aby zrobić dobrze Kros należy odbiec od domu dalej i umówić się na konkretną godzinę po treningu - nie ma innej możliwości, po prostu trzeba biec coraz szybciej, żeby zdążyć :)))
Pozdrawiam!
(zdjęcie: asrchitekci NH m.in. T. Ptaszyński - źródło: www.inyourpocket.com)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |