2012-10-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maraton, czyli spelnienie marzen (czytano: 818 razy)
Zaczynajac biegac marzylem o ukonczeniu dystansu 42195m. Choc, jak sie zastanowie to mysle ze to marzenie siedzialo juz wczesniej, moglbym zaryzykowac I powiedziec, ze uwypuklilo sie gdziec 13 lat temu.
Na realizacje trzeba bylo troche poczekac. Pierwszym podejsciem byl Wroclaw 2011. Niestety problem zdrowotne nie pozwolily ukonczyc go w tym terminie. Na 9km podjalem bardzo trudna decyzje o zejsciu z trasy. Nie chcialbym podejmowac tej decyji jeszcze raz, lepiej juz nie wystartowac.
Po dobrze przepracowanej zimie 2011/2012 pojawily sie nadzieje na ukonczenie maratonu w Krakowie. Logistycznie wszystko poszlo jak najlepiej. Dojazd, zakwaterowanie u Rafala I Marysi. Pyszne pasta party przygotowane przez Marysie.
Rano sniadanie, dojazd na start I START.
Wysokie tetno na poczatku tlumaczylem debiutem I zdenerwowaniem. Tempo nie bylo szybkie trzymalem sie zalozen, czyli poczatek jak na dlugim wybieganiu. Szlo bardzo dobrze do 15km. Na 10km juz czulem lekkie obcieranie buta. Nie byl nowy, stary tez nie. Zaliczylem w nich dwa starty 10km I polmaraton. Treningi tez w nich biegalem. Do 22km jakos dotarlem. Po 25km zaczelo sie umieranie: fizyczne I psychiczne. Fizyczne poprzez bol stop I psychiczne jak widzialem jak odplywaja baloniki, najpierw na 4:15, pozniej na 4:30, na koncu na 4:45 (tak gdzies kolo 35km). Nad Wisla wiecej szedlem niz bieglem. Totalne zalamanie. Na 38 Rafa pyta sie mnie: “dojdziesz” – a ja: “jakbym zszedl to bym sobie jutro nie wybaczyl”. Dotarlem – to jest dobre slowo - w czasie 05:03:19.
Po zdjeciu skarpet okazalo sie ze mam dwa bable w okolicach piet wielkosci duzego jaja(jeszcze nie przebite), ktore podeszly krwia. To wiele tlumaczylo.
Euforia trwala, jednak sie udalo. Rodzina byla ze mnie dumna.
A ja, czytajac co jakis czas na forach rozne blogi, nie moglem sie oprzec wrazeniu, ze nie jestem jeszcze maratonczykiem. Medal by, w limicie czasowym sie zmiescilem, a jednak czegos brakowalo.
Zareklamowalem buty – reklamacje uznano, kupilem nowe, tansze nie biegajace same :), bez niektorych systemow I wspomagan, choc tej samej firmy co poprzednie.
Po powrocie z Zakopanego troche odpuscilem. Jedyne mocne przygotowanie zrobilem w trakcie urlopu. Codzinnie 1km plywania I 12-15km biegu. Taki maly symulator 30 km (triatlonisci wlasnie sie poplakali ze smiechu). To bardzo pomoglo mi I w dalszym zbiciu wagi I poprawie wydolnosci.
Do samego maratonu we Wroclawiu 2012 przebieglem tylko raz 24km dlugiego wybiegania. Troche malo I bardzo sie balem, ze znowu nie dam rady.
Do Wroclawia jak poprzednio pojechalem autobusem. Kwatera u Brata. Standardowo zwiedzanie starego miasta, msza w kosciele garnizonowym I spac. Rano bula z dzemem I miodem figi, troche czekolady I na start.
Stwierdzilem, ze potraktuje troche treningowo ten maraton. Jak dlugie wybieganie. Pogoda byla idealna. Zaczolem bardzo wolno, nawet momentami za wolno. Do 5km rozgrzewka, do 15km wpadlem we wlasciwy rytm. Musialem sie nawet hamowac bo nogi same niosly. Podbiegi, ktore byly do polowy dystansu pokonywalem bez zadnych problemow, wrecz wyprzedzalem pod gore. Z gorki nie cisnalem, odpoczywalem, aby tetno lekko spadlo. Na polowke wbieglem z czasem 2:07:30 ksiazkowo na 4:15. Na tetno nie patrzylem bieglem na wyczucie. Po 34km zaczalem czuc ze biegna marathon. I od polowki wyszlo slonce… niestety. Tepo staralem sie utrzymac ale szlo ciezko. Staralem sie nie isc tylko wolno biec. Od wodopoju do wodopoju. Chwila marszu I dalej, naprzod, naprzod.
Z poznanym biegaczem Jackiem trzymalismy sie razem I wspieralismy w trudnych chwilach. Czulem sie silny psychicznie, wiedzialem, ze dam rade. Ktos nagle krzyknal: “wbiegamy na rynek”. No to nie mozna marudzic trzeba leciec. I tak od tabliczki do tabliczki. 38, 39 wyproszone 40 na Placu Bema. Wiedzialem juz gdzie jestem. 41, juz niedaleko, juz widac brame Stadionu Olimpijskiego - 300m meta. Te 300m dluzylo sie jak caly kilometr. Przyspieszenie na koniec. META.
Pare dni pozniej ogladam zdjecia na fotomaraton.pl I co, jak zwykle powloczenie nogami przez cala trase. (smerf Maruda ;-))
Tuz przed meta robie znak krzyza… jak zwykle przed meta.
Czas taki jaki chcialem. Byla szansa na 4:15, ale I tak jest wyrazny postep,. I tego sie trzymam.
I co. Poznaniu szykuj sie, nadchodze.
P.S. Fotka z Wroclawia. Z tyłu Jacek.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Inek (2012-10-05,21:07): Gratuluję ukończenia kolejnego maratonu! Duże brawa za coraz lepszy styl! Powodzenia w Poznaniu :)
|