2012-09-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| O testowym starcie i durnych właścicielach psów (czytano: 551 razy)
Ech, miał być optymistyczny wpis po udanym starcie, ale muszę zacząć od spraw nieprzyjemnych. Różne miałem z psami przygody, ale po raz pierwszy w życiu wczoraj zostałem w czasie biegu zwyczajnie przewrócony przez psa. I żeby chociaż gdzieś w lesie, ale nie, na moim własnym osiedlu. Pies do tego był na smyczy, tylko że takiej na 5 metrów długiej, więc panowanie nad psem właściciel miał zerowe. A pies gdy mnie zobaczył zrobił lewo na burt, cała na przód i wbiegł mi prosto w nogi kosząc mnie równo z glebą. Szczęśliwie się tak jakoś przekręciłem, że upadłem na trawnik, a nie na asfalt. Właściciel oczywiście bardzo zdziwiony. Bo pies nigdy tak nie robił, bo jest bardzo spokojny... I naturalnie sakramentalne "on się chciał tylko pobawić". Nienawidzę zidiociałych właścicieli psów!! Nienawidzę szczerą nienawiścią. Zidiociałych, czyli nie wszystkich. Ale tych, którzy nad swoim psem nie panują naprawdę nienawidzę. Szczęśliwie nic, poza otarciem, się nie stało i pobiegłem dalej, ale stać się na pewno mogło. Pozostaje chyba tylko nosić gaz i używać go przy każdej okazji.
No dobrze, niech teraz będzie optymistyczniej. Po tygodniu wypuszczeniowym pobiegłem dyszkę w lokalnym biegu. Bardzo sympatyczna, kameralna impreza, dobrze zorganizowana z niezłą, choć dość trudną trasą. 49:09 to dobry dla mnie rezultat. Aż trochę nie wierzyłem, czy trasa była dobrze wymierzona. Jeśli tak, to super. A jestem przecież przed etapem przekształcania wykonanej wcześniej pracy w szybkość.
Szkoda, że startuję tak mało. Po tym biegu czułem niedosyt bo wiedziałem, że pobiegłem asekuracyjnie. To był pierwszy start "na poważnie" w tym roku i koniecznie chciałem go zaliczyć. Gdybym musiał stanąć i odpoczywać, lub maszerować, bardzo źle by się to odbiło na mojej psychice. Dlatego biegłem tak, żeby mieć pewność że utrzymam tempo do końca. Niemal żadnego ryzyka. No a startuję tak mało oczywiście przez to, że całą zimę śpię snem zimowym. Potem w kwietniu-maju się budzę i zaczynam przygotowania do maratonu. No i wtedy ciężko jest wplatać poważne starty, bo trzeba wykonywać zwykłą treningową pracę.
Aha - ta dyszka była jednocześnie mistrzostwami Polski niewidomych i słabowidzących. To hasło brzmi bardzo szumnie, ale tak naprawdę grono jest dość wąskie, więc nie trzeba robić oszałamiających wyników, żeby być wysoko. Ja z moimi 49 minutami byłem czwarty, ale do trzeciego miałem ogromną stratę. Pierwszy był oczywiście Tomek, a potem dwóch kolegów w okolicach 41 minut.
Do maratonu pozostało już mniej niż 4 tygodnie. Czyli zapewne 2 tygodnie ciężkiej pracy, a potem już luzowanie. No i czas zacząć myśleć o tempie. I nie ma innego wyjścia - musi być atak na 3:30. Wiadomo, że jeszcze ostatni etap przygotowań i jeszcze różne wnioski się nasuną, ale biegam znacznie więcej i znacznie lepiej niż w zeszłym roku, więc skoro w zeszłym było 3:39... No nie ma wyjścia... Ale 5min/km przez 42km... o kutwa...
W sprawach prywatnych znowu skucha, bo straciłem partnerkę taneczną. Przenieśli nam zajęcia i nie będzie mogła chodzić w nowym terminie. Zastępstwo prawdopodobnie się znajdzie, ale szkoda.
No to nic, trzeba właśnie potańczyć. Do następnego razu!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Truskawa (2012-09-18,17:46): Wiem, że to Cię nie pocieszy ale ja też raz leżałam na tyłku przez psa. Rzucałam mojemu psu patyki najpierw na górkę, a jak był u góry to następny patyk rzucałam do stawu. Munias z góry w pełnym pędzie leciał do wody. Raz źle wymierzył i po prostu mnie skosił. Ale tak, że przez chwilę zawisłam w powietrzu jak na kreskówkach a potem trzasnęłam o glebę. :) A tak poza wszystkim przyzaję Ci absolutną rację i tyle. :) Woland (2012-09-18,22:11): Wiesz Iza, jeśli właściciel lata w powietrzu z powodu swojego własnego psa, to jest to sprawa wyłącznie między nimi i nic mi do tego :) Rufi (2012-09-19,21:05): 3:30-no no no :-) Woland (2012-09-19,21:11): No Ty się szefowa bierz tez za maratony, bo jak nie, to dopadnę Twoją życiówkę wkrótce ;)
|