2012-09-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Szczęściu trzeba pomagać :)) (czytano: 634 razy)
„Rzeczy niemożliwe załatwiamy od ręki, na cuda potrzebujemy około trzy dni”. To jest dewiza mojego Taty i wielokrotnie udowodnił już jej prawdziwość. Tam gdzie wiele osób pukało się w głowę, Tata dawał radę osiągnąć cel teoretycznie niemożliwy. Miał w tym wiele szczęścia, ale szczęściu trzeba pomagać, a on to robi genialnie. Nie zrażał się nawet wtedy gdy już kolejny urzędnik go odesłał z kwitkiem. Zawsze znalazł inne wyjście. Jednym słowem udowodnił nie raz, że „chcieć to móc”, a nie że „cieć to moc”. Czasem też mi się tak udaje :)
Pozstanowiłem sobie, że przyjadę do Poznania na maraton. Taka zachcianka... Bo w sumie jakbym po prostu chciał pobiec maraton, to już jutro mam pod nosem maraton w moim miasteczku. Dzień przed Poznańskim Maratonem mam też maraton w Geteborgu, rzut beretem ode mnie. Płaska, szybka i malownicza trasa brzegiem morza z widokiem na szkiery. Znam ją, bo biegłem w zeszłym roku tam połówkę, a cały maraton to po prostu dwie pętle. No ale ja sobie postanowiłem, że jednak chcę do Poznania. Czemu?
Bo przede wszystkim chcę się spotkać z co najmniej setką osób, które tam będą, bo jakoś do tej pory maratony biegałem tylko w Polsce, bo tak chcę, bo będzie tam spotkanie TEAM’u, bo zakończenie naszych mistrzostw więc jako ich koordynator wypadałoby się tam pojawić i dokończyć co się zaczęło i jeszcze kilka powodów by się znalazło. No więc jest plan. Opłaciłem wpisowe dość wcześnie co by nie próbować się później wywinąć.
No i zaczęły się schody. Po pierwsze mam na głowie trójkę dzieciaków. (ale o tym wiedziałem). Jednak liczę na rodzinę i myślę, że to się da na ten weekend załatwić. Mały problem. Większy problem okazał się z transportem latorośli do Polski. Promem za drogo i za długo aby samemu jechać z całą trójką. Lądem zdecydowanie za daleko. Po ostatecznym odrzuceniu jazdy rowerem pozostał transport powietrzny. Dla uproszczenia rozważałem jedynie samoloty pasażerskie tanich linii lotniczych, dysponujących flotyllą różowo-fioletowych airbusów.
No ale pojawił się problem, zdawałoby się nie do przejścia. Linie te nie dopuszczają opcji, aby podróżować samemu z dwójką maluchów poniżej dwóch lat... Jak jeszcze jestem wstanie zrozumieć, że nie chcą brać na pokład kobiet w bardzo zaawansowanej ciąży (powyżej 34 tygodnia) tak tego nie do końca rozumiem. Że niby co? Że nie poradzę sobie? Jak potrafię zapakować trójkę na jeden rower o pojechać nim na spore zakupy i wrócić ze wszystkim, to do samolotu się nie zapakuję? Wolne żarty!
Ale obsłudze nie było do żartów. Nie i koniec! Nie oni te zasady ustalali tylko „góra”. No tak, najczęstsza wymówka urzędników niższego szczebla. No ale ja chcę pojechać na maraton! A przy okazji aby dzieci odwiedziły swoje babcie i kuzynostwo, bo i tak tego mają mało.
Nie poddałem się. Znajdę sposób! Uruchumiłem FB i rozpuściłem wici, czy ktoś ze znajomych w Szwecji przypadkiem nie wybiera sie w tym czasie do Polski. A może ktoś chciałby się przelecieć z Gdańska do Geteborga i z powrotem tylko po to aby zgodnie z procedurami linii potrzynać jedno z moich dzieci na kolanach podczas lotu? Ku mojemu zdziwieniu był nawet spory odzew. Bardzo to było miłe. Pomyślałem sobie wtedy, że wśród Szwedów byłoby to niemożliwe. Zwłaszcza młodych Szwedów, tych co nie pamiętają już czasów biedy w tym kraju...
A więc już jakaś opcja była. Samolot wszakże leci najpierw z Gdańska do Geteborga, by po pół godzinie wracać znów do Gdańska. Nawet wysiadać by nie trzeba było. Aż tu nagle odzywa się znajomy. Człowiek którego spotkałem tylko raz w życiu. Wracając dwa lata temu z maratonu w Dębnie spotkałem go na promie. Pogadaliśmy, a potem podrzucił mnie na stopa prawie całą drogę do Geteborga, podwożąc na koniec pod stację kolejki. Gadało nam się bardzo miło, ale po tym epizodzie kontakt się urwał. Wymieniliśmy się telefonami, „zaznajomili na FB” i tyle. Dwa lata kompletnej ciszy. Nawet jednego komentarza na FB, czy coś w tym rodzaju. Ale to moja wina, bo piłeczka była po mojej stronie. Nie odezwałem się na początku, potem zapomniałem. Po tych dwóch latach gdy nagle odpisał na moje pytanie, musiałem dobrze się nagłówkować, gdzie myśmy się spotkali... Pisze, że planował mniej więcej w tym czasie pojechać do Polski na tydzień i że dopasuje się ze swoim wyjazdem do moich planów. Zamurowało mnie. Po prostu szok!
Jednak szczęściu trzeba pomagać. Cieszę się, że plan przyjazdu się uda i że będę się mógł chociaż trochę odwzajemnić Damianowi za jego pomoc teraz i wtedy przez postawienie mu biletów. Drugi szok przeżyłem rezerwując ostatecznie bilety. Trafiłem na promocję. Za przelot tam i z powrotem w sumie pięciu osób, wózka, bagażu z wszystkimi opłatami zapłaciłem około 500zł. Tylko z bagażem podręcznym byłoby jeszcze 30% taniej, ale tak się już nie da. Nie z tak małymi dziećmi na cały tydzień.
Teraz jeszcze tylko muszę pożyczyć od kogoś ze znajomych w Gdańsku fotelik samochodowy dla Huberta, ale to już będzie pikuś. A więc klamka zapadła, transport dograny, do Poznania przyjadę!
A teraz jeszcze się okazuje, że dzięki uprzejmości Reni już nie muszę się martwić o nocleg przed maratonem. Już się bardzo cieszę na to spotkanie i pogaduchy żeglarsko-biegowe :)))
Na zdjęciu latorośle :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu jacdzi (2012-09-08,09:20): Swieta trojca na zdjeciu wspaniale usmiechnieta.
Bardzo zaluje ze niestety nie bedzie mnie w Poznaniu:-((( mamusiajakubaijasia (2012-09-08,09:27): Mój Jerzyk wyrażając radość woła z głębi swoich młodych trzewi: JUPIII. A więc i ja - wzorem syna - zawołam głośno: JUPIIIIII !! Cieszę się na spotkanie:) Bardzo! snipster (2012-09-08,12:46): he, zatem Do Zobaczenia się na PM13 ;) tdrapella (2012-09-08,21:45): Jacku, ja też żałuję, że Cię nie będzie. Jakoś się ciągle rozmijamy :( tdrapella (2012-09-08,21:46): Gaba, ja również się cieszę tylko bardziej :P tdrapella (2012-09-08,21:47): A no do zobaczenia w Poznaniu! Mam nadzieję, że się odnajdziemy, bo na wspólny bieg z Tobą jestem na razie za słaby w trampkach, ale jeszcze się poprawię :)
|