2012-04-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 0.5 + 0.5 = 0.5 (czytano: 769 razy)
Jak tak zalożenia panie Piotrze?
A dobrze się maja.
Przypomina mi się znany dowcip o pracy: “ja pracy sie nie boje, mogę kolo niej leżec”. :D
Ale poważnie. Zaplanowany start w Pabianicach byl naprawde wielka niewiadoma. Zalożenie 2:08:00.
Pod koniec przygotowań zaczęły wychodzić biegi w drugim zakresie na poziomie 5:40 min/km. I nagle zalożenia się zmieniły. Chciałoby się złamac dwie godziny. To by było coś.
Nie bardzo chciałem chwalać się nikomu (nawet zonie) zacząłem małe marzenia o złamaniu dwójki w połmaratonie.
Na start pojechałem z Adamem (a raczej zostałem zawieziony). Przebranie przy samochodzie I ta myśl, w która stronę się odwrócić: “leżysz w lóżku miedzy piekną kobieta, a gejem, do kogo odwrócisz się d…”
Rozgrzewka w workach foliowych (bezowych nie czarnych) I start. Pełna kontrola od początku I nagle od 10km tabliczki z kilometrówka zaczeły być 0.5km wcześniej niż wskazywała moja 305. Myślę sobie: “o tyle to organizatorzy się nie pomylili, znaczy się, pobiegłem za szybko I niedługo zacznę zdychać albo nabiegam dużo mniej niż zalożylem”. Czułem się dobrze wiec : “utrzymam tempo i zobaczę co będzie, najwyżej odpuszczę na koncówce” i to była dobra decyzja. 305 nie pomyliła się miedzy 14, a 15km było 1.5km. No coż życie. Ostatnie 5km pod wiatr I lekko pod górke. Modliłem się o każdą tabliczę 16, 17, 18, 19, 20… I gdzie ta meta już powinienem ja widzieć. I co, konczę na STADIONIE.
No czułem się, jak na NARODOWYM. Może z ta różnicą, ze było lekko ślisko :-). Wynik 1:59:25, mało się nie poplakałem. Udało się, jest wynik z jedynka z przodu. I nie bylem zajechany jak rok temu. Normalnie potruchtałem do samochodu. Po drodze jakiś biegacz dal mi dodatkowy talon na posiłek (aż tak marnie wyglądam :-)). Znaczy się zima dobrze przepracowana. No w końcu są efekty.
Przebiegłem do tej pory dwie polówki. Wynik poprawiony o prawie 20min. Czułem I czuje się lepiej niż niejeden zawodowiec. Bo przecież, który zawodowiec poprawia życiowkę o 20 min ze startu na start :-D. Uroki amatorstwa.
0.5+0.5=0.5 bo to nadal półmaraton, choć teraz cały przebiegnięty (szkoda mi było czasu na marsz).
Następny sprawdzian Częstochowa 10km na tydzień przed Krakowem.
Raczej lekkie odpuszczenie tygodnia po polowce I w miarę normalne treningi w tygodniu przedstartowym. Jednak przeholowałem na ostatnim treningu w czwartek. Za szybko, za szybko. Ale nogi nosiły, nosiły. Była moc.
Założenia poniżej 00:55:00 poprzednio było 57:46; z lekka chęcią na 49:59. Ale co za dużo to nie zdrowo. Trasa trudniejsza niż przed rokiem. Zamiast w miarę krótkich, bardziej stromych podbiegów, dluższe o mniejszym nachyleniu. No ale DLUŻSZE. Do tego na każdym zakręcie wydawało mi się ze wiatr wieje w twarz. Jak to jest możliwe?
Wynik 00:52:00. Dobry, dobrze prognozujący. Choć bieg za mocno zaczałem. Na 150m przed meta przede mną był chłopak I dziewczyna. Z gościem mijaliśmy się na trasie kilka razy. Ostatnia agrafka I z 50m do mety. Ale agrafka, niby nic; dlaczego wiec wszyscy schodzili bliżej krótszego luku. Jest bardzo trudno na pełnej prędkości zawrócić o 180 stopni. Pobiegłem po zewnętrznej mało co zwalniając, tym samym zrównałem się z nim, reszta jest milczeniem (2s różnicy – było mocno).
Wytrawni, albo bardziej doświadczeni powiedzą “przechwala się”. A ja im odpowiem; jeszcze nadal jestem bardzo cieżkim biegaczem (93kg). Przy moim wzroście jako biegacz powinienem ważyc coś kolo 80kg. Dla mnie każdy wyścig I poprawienie wyniku to mistrzostwo świata. Jeżeli widzę ze ścigam się z lżejszymi biegaczami I wygrywam to znaczy ze jeśli jeszcze schudnę to będzie jeszcze lepiej. Ktoś kiedyś mi powiedział ze jeden kilogram mniej u biegacza to 1min na 10km mniej. Idąc tym tropem wynik 39min mnie w zupelności zadowala :-).
Teraz Kraków – wielki bieg I wielkie nadzieje. Po pierwsze na ukończenie I dobry wynik. Dobry znaczy 4:29:59.
Wczoraj kibicując znajomym biegnącym w Lodzi i znając ich życiowki na polowce jestem przerażony (no co sie tam po 30km dzieje; wszyscy się przewracają czy coś :-)). Choć dziś widziałem wyniki biegacza BadylLodz I pobiegł wręcz ksiażkowo (czyli się nie przewrocił ;D). Czyli to jest ta wielka tajemnica maratonu. Zobaczymy, trzymajcie kciuki.
P.S. Gratisem dołożę zdjęcie (536 – to moja duża postać)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Inek (2012-04-16,23:07): Duże brawa! Teraz tylko uważać, żeby nie przeforsować organizmu, stawów i progresja się utrzyma. Wczoraj, w Łodzi, po 10-ce też kibicowałem maratończykom i widziałem, że to nie przelewki, niektórzy dosłownie padali za metą.
Ja może zadebiutuję w maratonie jesienią, a za Ciebie będę
trzymał kciuki już w najbliższą niedzielę... piotrbp (2012-04-16,23:13): Wielkie dzięki na pewno się przyda.
|