2012-01-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Podsumowanie i wspomnienia z sezonu 2011 cz. 4 (czytano: 285 razy)
Cdn....
Kolejne dwa tygodnie upłynęły pod znakiem prawie całkowitego odpoczynku od biegania. Jedyne czemu się oddawałem to pływanie, rower i masaż, ponieważ po dwóch dniach od zakończenia maratonu zaczęła mnie pobolewać lewa stopa na śródstopiu w okolicach podbicia. Po wstępnych oględzinach doszedłem do wniosku, że jest to stan zapalny, ale potrzebowałem jeszcze fachowego potwierdzenia moich przypuszczeń. Niestety potwierdziły się kolejny raz moje obawy - silny stan zapalny więzadła palucha wielkiego, który wymusił na mnie troszkę przerwy. Może z jednej strony to i dobrze, bo jakbym mógł biegać to nie zmobilizował się do tak długiego odpoczynku. Co prawda, chciałem w tym roku na zakończenie sezonu po maratonie w Poznaniu zrobić sobie dłuższą przerwę, ale sami wiecie jak czasem łatwo się mówi, a o wiele trudniej jest zrealizować to w praktyce. Problem z moją stopą najprawdopodobniej był wywołany zbyt mocno zawiązanym butem i przełożonym przez sznurowadło krokomierzem. Problem ze stopą ciągnął się prawie przez cztery tygodnie, raz w większym nasileniu, raz w mniejszym. Zauważyłem też po czasie, że dotykowym czynnikiem, który pogłębiającym lub odnawiającym problem były skarpetki, tak SKARPETKI! Może to wydawać się śmieszne, ale gdy je zakładałem, a one mocno opinały moją stopę, po kilku kilometrach problem powracał, nawet gdy but był już rozwiązany.
Na szczęście rekonwalescencja przebiegła pomyślnie.
Dzień 11 i 12 listopada były dla mnie wyjątkowe pod kilkoma względami, ale po kolei.
11 listopada w Polsce w święto narodowe Odzyskania Niepodległości dla mnie i dla moich kolegów z Lubońskiego Klubu Biegacza (LKB) oznaczało pracę przy współ organizacji imprezy, która nosiła nazwę I Lubońskiego Biegu Niepodległości.
Wielki stres dopadał chyba wszystkich po kolei. Baliśmy się czy wszystko wypali czyli jak to się mówi „zatrybi”. Frekwencja przerosła chyba nasze najśmielsze oczekiwania, bo około 300 uczestników na starcie z okolic Lubonia, Poznania i okolic, jest chyba dość dobrym osiągnięciem jak na pierwszą edycję. Sam bieg był bardzo dobrze i miło przyjęty wśród wszystkich uczestników i mieszkańców. Można obiektywnie powiedzieć, że impreza WYPALIŁA i przyszłym roku można liczyć na wzrost frekwencji.
Dla mnie osobiście miała jeszcze dodatkowy wymiar, ponieważ to tam miałem przyjemność po pierwszy raz prowadzić dwie osoby na określony czas końcowy (coś w rodzaju PaceMakera). Tu pełen sukces, czas jaki sobie założyliśmy został w 100% zrealizowany, a dodatkowym zaskoczeniem i osiągnięciem było to, że jedna z osób zajęła 3msc w swojej kategorii wiekowej. Tak ogólnie to 5msc, ale w związku z tym że nie dublowały się nagrody z klasyfikacji open, w klasyfikacji kategorii wiekowych stanęła na PODIUM.
12 listopada był dla mnie równie ekscytujące jak dzień wcześniej. Po ponad miesięcznej przerwie od „ostrych” akcentów treningowych przyszedł czas na sprawdzenie formy na dystansie 5km. Ku mojemu zaskoczeniu forma cały czas była i to w jakim stanie! Strata 6sek do życiówki to nie jest tak dużo, jak na taką przerwę od pobudzania organizmu do pracy na wysokich obrotach. Do tego ta lekkość w nogach, która cały czas towarzyszyła mi od początku do końca biegu! WIELKA, ale to WIELKA euforia ogarnęła mnie na mecie.
Po tych dwóch wspaniałych dniach przyszła kolej na szarą codzienność i powolny powrót do normalnych treningów ze wszystkimi możliwymi akcentami.
Trzy tygodnie później pojawił się w kalendarzu kolejny start, który chciałem potraktować jako trening, ale z możliwością rozwinięcia swojej przygody z byciem „zającem”, ponieważ na zawody nie jechałem sam.
Był to bieg św. Mikołajów w Toruniu, który ma szczególną aurę. Niesie on bowiem ze sobą pomoc dla dzieci z okolicznych domów dziecka. Zawodnicy, którzy przyjeżdżają na tą imprezę mogą przywozić ze sobą paczki z prezentami, które są dostarczane dla najbardziej potrzebujących dzieci. Atmosfera na samym biegu jest wyśmienita, wszyscy biegną w czerwonych koszulkach i w czapeczkach św. Mikołaja dostarczonych przez organizatora w pakietach startowych. Jedna wielka „czerwona rzeka” wylała się na ulice Torunia.
Początek imprezy dla mnie nie zaczął się za ciekawie, gdyż z braku organizacji (tak mi się przy najmniej wydaje) nie mogliśmy się wszyscy odnaleźć, co mogło przekreślić nasz wspólny start i tym samym bieg na określony czas. Powiem szczerze, miałem z tego powodu dużego „DOŁA” psychicznego. W końcu, dosłownie na minutę przed startem odnaleźliśmy się i mogliśmy już wspólnie zacząć odliczanie do strzału. Od samego początku staraliśmy się trzymać stałe tempo biegu i nawet nieźle nam to wychodziło. Założenie końcowe biegu wynosiło 1h45’ a MY bez żadnych problemów uzyskaliśmy czas netto 1h45’03”!. Nieźle co??? Ale jeszcze większym zaskoczeniem było odczytanie wyników wywieszone przez organizatora. Czarno na białym potwierdzone - jeden z moich „podopiecznych” (nie lubię używać tego słowa) zajął trzecie miejsce w kategorii wiekowej.
To było niesamowite: tak duża impreza i taki SUKCES. Wspaniale jest cieszyć się ze szczęścia innej osoby, to daje dużą mobilizację i dużo, dużo siły, która napędza przynajmniej mnie na dalsze działania i pracę w tym kierunku. Kolejny raz powróciłem do domu z bardzo dużym bagażem doświadczeń, ale i powróciłem do domu pełen niepewności na jutro….
Wiedziałem że następna impreza, która widniała na horyzoncie będzie równie ekscytująca i owocna jak dwie poprzednie. XXVIII MIĘDZYNARODOWY BIEG SYLWESTROWY IM. RYSZARDA BURGIELA w Poznaniu, bo o tym teraz mowa, był podsumowaniem w najlepszej formie jaką mogłem sobie wymarzyć i jaką otrzymałem na przestrzeni wszystkich lat biegowych. Do samego końca nie chciałem zdradzać mojej „podopiecznej” taktyki biegu, bo doskonale wiedziałem ze swojego doświadczenia jaki wielki stres może wywołać taka presja. Dlatego dopiero w momencie dojazdu do biura zawodów objaśniłem wszystkie szczegóły. W pierwszej chwili nie było widać zadowolenia na jej twarzy, ale poparcie wszystkich szczegółów faktami nastąpiła zmiana frontu i przychylenie do mojego planu. Na biegu zauważyłem mnóstwo znajomych twarzy, miałem nawet wrażenie, że każdego skądś znam. Fajnie tak rozpoznawać ludzi dzielących tę samą pasję, co my.
Początek biegu tzn. pierwszy kilometr był tak jak sobie założyliśmy, ale wraz z każdym kolejnym metrem musiałem coraz bardziej kontrolować tempo i zawodniczkę, ponieważ coraz bardziej „rwała” do przodu. Mogło to się skończyć tragicznie. Na całe szczęście kontrolowałem sytuację.
Po pierwszej pętli nad jeziorem maltańskim i po pierwszym podbiegu zaczęliśmy delikatnie przyspieszać, ale naprawdę delikatnie, około 5sek na każdym kilometrze. No wysokości około 7 kilometra zauważyłem, że na jej twarzy zaczyna rysować się delikatny grymas, który świadczył już o zmęczeniu. Myślałem nawet aby powrócić do poprzedniego tempa lub nawet jeszcze bardziej zwolnić, ale w końcu po namyśle zostawiliśmy na tym samym poziomie. No i opłaciło się biorąc pod uwagę końcowy czas. Sama końcówka wyglądała tak, jak powinna czyli na max obrotach Mieliśmy szybko wrócić do domu, ale coś podpowiadało żeby poczekać i zobaczyć jak wyglądają oficjalne wyniki, choć ja nie miałem żadnego przeczucia, tak jak to miało miejsce na poprzednich imprezach. Tego dnia moja koleżanka chyba miała po prostu większy apetyt na zwycięstwo. I tak jak wcześniej : szok!!! gdy spojrzeliśmy na listę z wynikami, na której kolejny raz widniała przy jej nazwisku informacja odnośnie trzeciego miejsca w klasyfikacji wiekowej. Dodatkowym szokiem dla nas oboje było to, że udało się osiągnąć tak wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej kobiet, które było usytuowane na 7msc na prawie 120 uczestniczek biegu.
Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem nikogo, kto by się tak cieszył z uzyskanego wyniku.
Powiem tak, jeszcze nigdy odkąd biegam nie miałem takiego sezonu, tak pod względem WYNIKÓW, jak pod względem JAKOŚCI oraz NOWYCH DOŚWIADCZEŃ.
Mam nadzieję że następny rok będzie równie owocny i zaskakujący pod każdymi względami jak poprzedni. Tego chciałbym życzyć sobie i innym koleżankom i kolegom ze ścieżek biegowych.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |