2011-04-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Połóka w stolicy... (czytano: 2226 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://run-passion.blogspot.com/
Jak było...? Tak, jak się mogłem spodziewać, czyli ciężko i bolało, ale taki jest właśnie sport a sport to... zdrowie... a czy to się potwierdzi to będę wiedział dziś po spirometrii, w każdym razie do rzeczy.
Zacznę może od relacji z samych niedzielnych zawodów, które do udanych niestety nie mogę zaliczyć, myślałem że będzie ciut lepiej i że uda się pobiec po przysłowiowe "trzy i pół" na kilometr, ale niestety... Ciekawe jest jednak to, że znalazłem pewną prawidłowość w treningu, która przekłada się na zawody :) W ubiegłych latach biegałem treningi WT np. dwójki, trójki na zakwaszeniu ~4 a w porywach przy ostatnim powtórzeniu ~5 mmol/l i właśnie na takich prędkościach biegałem połówkę. Np trening 4 x 2km biegana po około 6"50-55 i na zakończenie 1km w 3"05 i w takim tempie pobiegłem w Pile, w Szklarskiej na tempie prędkości były podobne i LA oscylował właśnie w okolicach 4 mmol/l i to się przełożyło idealnie na zawody. Tydzień przed W-wą biegałem 3 x 3km i LA= bardzo wysoko a prędkości... ~3"33 - 40/km i tak tez pobiegłem połówkę w Warszawie, więc czegoś nowego się nauczyłem i wiem, że taki trening tak a nie inaczej przekłada się na start.
Pogoda w niedzielę była prawie idealna do szybkiego biegania, no może ciut wiało, ale naprawdę można było śmigać, że hej. Po 3km rozgrzewce, która miała bardzo wesoły przebieg... ustawiliśmy się z Krzyśkiem w strefie nr 1 i ruszyliśmy. Plan był prosty. Chciałem trzymać się do 5km grupki Iwony Lewandowskiej a potem pójść swoje i skończyć poniżej 1:14... Zaczęliśmy bardzo spokojnie, bo po 3"30/km ale nie czułem się komfortowo w tej sytuacji, nie było luzu i biegło się ciężko. Na 5km mieliśmy 17:40, czyli ...wolno, chociaż pewien "zawodnik" inaczej "biegacz" bo na zawodnika trzeba sobie zasłużyć, skomentował że pobiegłem bardzo słabo, wręcz fatalnie a nawet tragicznie. Najśmieszniejsze jest to, że nie wytrzymałby żadnej piątki w takim tempie, jak biegłem w W-wie :)
Wracając do biegu. Po 5km przyspieszyłem i na około 6km jeszcze mocniej doganiając dwójkę biegaczy, w okolicy 10km doszła mnie grupka Iwony a na 12km miałem już dość - skończyłem się. W każdym razie na 10km miałem 35:11, czyli ta piątka była mocniejsza ;) 15km pokonałem w czasie 52:43 i zacząłem konsumować żelik, bo zaczęło brakować prądu. Mijały mnie kolejne osoby i dopiero wziąłem się za siebie w tunelu...
Zacząłem cisnąć... doszedłem Agnieszkę Jerzyk, jedną z najlepszych polskich triathlonistek i widząc, że zawodniczka z Litwy mocno a nawet mocniej depcze Agnieszce po piętach, pomogłem w rozprowadzeniu jej biegu, jak to było z punktu widzenia Agnieszki... zapraszam na jej relacje:
[...]Gdzieś około 16km był zbieg do tunelu, to bolało chyba najbardziej. Zazwyczaj strasznie lubię gdy na trasie są różnie zbiegi , umiem wtedy się „puścić” i jest to czas na mały odpoczynek. Tym razem był to tylko z kroku na krok większy ból. Pozostały już niecałe 4 km biegu. A ja cały czas modliłam się żeby nogi przestały kuć. Na szczęście na swojej drodze spotkałam chłopaka, któremu sporo zawdzięczam. A był nim jak się okazało przyszły triathlonista ( który będzie debiutował w Suszu) biegł w czerwonej koszulce z napisem na plecach TRI-Saucony Rumia. Piotrek Suchenia bo tak nazywa się mój zbawiciel dociągnął mnie na metę. Dogonił mnie przed 18km kiedy widział, że dogania mnie Litwinka postawił mi pomóc kazał wskoczyć na plecy, czasem nawet go poganiałam ale każdy wzrost tempa wiązał się z natychmiastowymi kurczami. Piotrem wtedy mi odbiegał ale kiedy widziała, że zostaje z tyłu zwalniał i mnie mobilizował. Na 3km przed metą dogoniła mnie mistrzyni Litwy w półmaratonie, którą też prowadził jakiś chłopak. Ja już traciłam głowę, nie chciałam jej puścić ale też bałam się o swoje nogi. Suchy uratował mi wtedy życie. Krzyczał do mnie, że nie mogę się jej dać, że ona jest słaba, że jeszcze to już końcówka że jestem silna że nie mam myśleć o bólu. Dało mi to dużo siły i na ostatnim kilometrze dodawał mi sił. Na niespełna 500m do mety zaczęliśmy finiszować, odbiegłam Litwince a na ostatnich 200m kiedy zobaczyliśmy zegar i że zbliża się 1h 15’ dołożyliśmy jeszcze do pieca. Udało się pobiec poniżej godziny piętnastu. Na mecie zameldowałam się z czasem 1h14’51” który dał mi 6 miejsce w śród kobiet a 37 w open [...]
źródło: www.agnieszkajerzyk.pl
Na finiszu prawie wyciągnąłem kopyta, tak się zmęczyłem, masakra, ale cóż... stało się tak, jak myślałem...
Zapomniałem dodać, na "osłodę" wygrałem klasyfikację Pracowników Administracji Publicznej i Samorządowej :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |