|
| boryna Marek
Ostatnio zalogowany 2018-07-05,16:46
|
|
| Przeczytano: 417/1187851 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Śnieżka x Śnieżka x Śnieżka oraz Polska/Szwajcaria | Autor: Marek Pietrowicz | Data : 2016-07-07 | 25 czerwca był dniem pełnym wrażeń i to nie tylko w górskim Karpaczu ale pewnikiem więcej niż w całej Polsce. Dwa wydarzenia, w których nasza czwórka w różnym stopniu wzięła udział to: bieg górski oraz mecz Polskiej reprezentacji.
Bieg odbył się na trzech dystansach. Do pokonania jedno, dwa lub trzy podejścia na górę Śnieżkę wprost z Karpackiego rynku. Ci najbardziej zawzięci, „trójśnieżkowcy”, pokonywali różnicę terenu równą podejściu na najwyższą europejska górę Mont Blanc. Stąd też nazwa biegu 3 x Śnieżka = Mont Blanc.
Start o godzinie 9.00, w samym Centrum Karkonoszy, a finisz – no coż, jak siła i wola pozwoliła. Ostatni zawodnicy kończyli blisko godziny 20.00.
O godzinie 15.00 początek piłkarskiego meczu Naszych, a po ponad czterech godzinach ich zwycięstwo.
Te dwa wydarzenia mieszały się w głowach naszej czteroosobowej paczki i pewnie innych biegaczy i nam kibicujących.
Sam bieg bardzo klimatyczny. Miła, rodzinna atmosfera i dobra organizacja przedsięwzięcia. Trasa bardziej niż piękna o ciekawej, górskiej topografii i roślinności charakterystycznej dla prawdziwie wysokich pasm górskich. Był nie tylko stary las przecięty głębokim górskim potokiem ale również kosodrzewiny i skalne formacje. Generalnie wpierw pod górę; 1000 metrów różnicy terenu oraz 8,5 kilometra do pokonania, a potem w dół do linii startu to samo. Jeden raz albo nawet trzy razy. Dla każdego biegacza coś dobrego i za każdym razem inna drogą.
Górna część trasy bardzo wietrzna ze zwieńczeniem na stożkowo – kamiennym szczycie i słynnym z architektury obserwatorium meteorologicznym. Ostatni odcinek podejścia pokonuje się po wijącej się zakosami stromej wybrukowanej drodze. Jest to całkiem fajne i całkiem niebezpieczne – szczególnie w drodze powrotnej. Przekonała się o tym nasza biegowa towarzyszka Jola. Upadła podczas zbiegu i solidnie obiła rękę. Po kontroli i opatrzeniu przez ratowników kontynuowała jednak bieg. Oj twarda to ci „bestia”. W końcu my zaczęliśmy z Mario nasz zbieg. Ostro daliśmy w dół. Ile w końcu można podchodzić, nuda. Trochę stopy gięły się na bruku prawo/ lewo. Co tam, my przecież twarde chłopaki. Kilka minut i już pod równią Śnieżki.
W punkcie żywieniowym bierymy wodę i co tam dają i huzia na józia w dół, choć wpierw troszkę pod górę. Tutaj fajnie zrobili. Poza brukiem wykosili półtorametrową alejkę z szutru. Bomba do lotania i podchodzenia o kijach!! Tak ponad kilometr. Potem do końca linii lasu był: bruk, bruk + kamloty, znowu bruk i w końcu mój ulubiony szuter, a na koniec w Karpaczu trochę ziemnej nawierzchni i asfalt. Razem tak z siedem kilometrów ciągle na dół. Jak kto lubi długo zbiegać to polecam. W międzyczasie spotykałem schodzącą z ręką na temblaku Jolę. Chciałem jej jakoś pomóc ale nie chciała. Ach te baby.
Dla mnie biegowa przygoda skończyła się na tym właśnie pierwszym etapie. Plan był trochę bardziej ambitny, pokonać dwie pętle. Odnawiająca się kontuzja, szybki zbieg z samej góry oraz palące słońce w dolnej części trasy ostatecznie usadowiło mnie na linii mety pierwszego odcinka. Kończę bieg w samo południe. Chwilka oddechu i dołączyłem do kibicowania wraz z innymi w alejce finiszerów.
Nie minęło ze 20 minut. Jola finiszuje. Po chwili patrzę, a ona wraca na trasę. Co ty robisz kobieto. Wracaj !! Krzyczę do niej. Mówiła mi, że dobrze się czuje i nawet nie boli ją ta obita ręka. Mijają kolejne trzy godziny z hakiem, a ona powraca z trasy drugiego etapu. W międzyczasie pada z pobliskich lokali wszechobecny GOOL. Byłem w tej chwili z tymi kibicami duchem, ciałem zaś ciągle w alei finiszu. Ale i tak najważniejsze, że Nasi prowadzili.
Po chwili Mariusz kończy drugą pętlę biegu na Śnieżkę. Gratuluję mu osiągnięcia założonego celu i zapraszam go na zasłużony odpoczynek przy chmielowej szklaneczce napoju bogów. Idziemy jednak od razu do ratowników. Ręka Jolki napuchła i chyba trzeba jechać do szpitala. Dla rozluźnienia załamanej niewiasty zaczynamy żartować. Oj się działo. Testuję również pod czujnym okiem właściciela, ratowniczego terenowego czterokołowego potwora. Asysta ratowniczki Agnieszki niweluje ryzyko kolejnego urazu, a chęci by zaraz ruszyć w góry dla ratowania wszystkich potrzebujących zażegnane. Po tych wszystkich akcjach udaje się nam jakoś odgonić mocno minorowy nastrój Jolki.
Samarytanin Mariusz musi niestety zawieść ją do szpitala. Ruszają i po tak trzech godzinach wracają.
Na koniec dogrywki meczu pojawia się Maciej. Opowiada nam swoją historię biegowo - futbolową.
„Wbiegając drugi na drugi raz na Śnieżkę usłyszałem głośny i donośny krzyk GOOL. To kibice oznajmili swą radość po strzelonej przez Polską reprezentację bramce. Z pewnością duch gór Karkonoszy został zbudzony. Z moich ust również wyrwał się okrzyk radości, a cudowną wieść podawałem każdemu biegaczowi i turyście. Oj tak. Błaszczykowski rozbudził dodatkowe zapasy energii na pokonanie ostatnich kilometrów trzeciej pętli. Włączyłem piąty bieg i pognałem do mety. Tam czekała końcówka meczu, wypoczynek i wspaniały, kojący pragnienie arbuz. Zmęczenie po przebiegnięciu 56 km i potrójnym pokonaniu Śnieżki może było wyczuwalne jednak najważniejszy był dla mnie zbliżający się awans naszej reprezentacji do kolejnej fazy turnieju”.
W czwórkę, wszyscy razem oglądamy rzuty karne. Oj się działo.
Wyniki.
Jola i Mariusz – 2 x Śnieżka.
Maciej – 3 x Śnieżka
Marek - 1 x Śnieżka.
Polska /Szwajcaria – 1:1, a w karnych 5:4.
To był na pewno inny niż zwykły start.
Bardzo fajny i dramatyczny : )
Marek Pietrowicz
PS.
Startuję w konkursie na biegowego dziennikarza roku. Jeżeli moje „dzieła” zwróciły twoją uwagę, to głosuj na mnie. Dzięki!
Głosowanie na nominowanych przez stronę: www.festiwalbiegowy.pl/festiwal-biegowy/biegowy-dziennikarz-roku-nominacje-i-glosowanie#.V3VltWBf05s |
| | Autor: mały karpik, 2016-07-09, 10:09 napisał/-a: Jola pamiętaj, że uczestnicy IRON RUNA zawsze dobiegają do mety :-):-) | | | Autor: tadzio1, 2016-07-14, 19:30 napisał/-a: Witam,
w czasie tego "gooooola" szedłem... na Śnieżkę :-)
Dokładniej : z Lubina.
Trasa (107,6 km) zajęła mi 27h11" Metę (na szczycie) Śnieżki osiągnąłem w niedzielę 26 czerwca nieco po południu.
Wtedy był też wyścig cyklistów z metą na Śnieżce.
To jakaś ulubiona góra jest...
Pozdrawiam
| |
|
| |
|