|
| xgm Mateusz Gapski Starogard Gdański
Ostatnio zalogowany 2016-07-12,20:35
|
|
| Przeczytano: 758/1447492 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Półmaraton Mietkowski - moje pierwsze zwycięstwo | Autor: Mateusz Gapski | Data : 2016-05-19 | Co to był za bieg! Nawet sobie nie wyobrażałem, że to się wszystko tak potoczy. Scenariusz jak z filmu o jakimś sportowcu. Poczułem się przez chwilę jak zawodowiec. To był mega dzień. Jednak zacznijmy od początku.
Z samego rana, w niedzielę, 15 maja razem z Anią wybrałem się do oddalonego o 45 km od Wrocławia Borzygniewa na półmaraton wokół Zalewu Mietkowskiego, miejsca głównie znanego z dobrych wiatrów dla windsurferów. Tym razem zamiast wodniaków nad zalew zjechało ponad 500 biegaczy, którzy zamierzali przebiec 21 km z małym hakiem. Po dotarciu na miejsce, czekał na nas bardzo duży parking przygotowany przez organizatorów, za co im należy się pierwszy plus, a będzie ich sporo. Po wydostaniu się z samochodu przywitała nas dość niska temperatura, choć idealna do biegania, niekoniecznie na spacer w rodzinnym gronie.
Następnym plusem dla organizatorów było biuro zawodów, w którym odbieraliśmy pakiety startowe. Po krótkiej chwili mieliśmy już w rękach reklamówkę z całkiem niezłym pakunkiem. Jeszcze nie pobiegliśmy, a już coś dostaliśmy, tak to tylko w bieganiu jest.
Godzinę przed biegiem jeszcze wypiliśmy kawę, posiedzieliśmy trochę w samochodzie i rozpoczęliśmy standardową rozgrzewkę, taką jak zawsze robię przed biegiem. Zaniosłem bluzy do samochodu ustawiłem się na linii startu.
Po wystrzale startera ruszyliśmy spokojnym tempem i już na samym początku uformowała się grupka 8 biegaczy, która dość spokojnym tempem pokonywała kolejne kilometry. Na samym początku nie chciałem zbytnio forsować tempa, bieg w środku grupy wydawał mi się najrozsądniejszym wyjściem, a że wiało dość mocno to nie chciałem na samym początku przyspieszać. Po 6 km mieliśmy średnie tempo 3:48 i już byłem przekonany, że tego dnia życiówki nie będzie.
Przed punktem odżywczym, który był zlokalizowany na wspomnianym kilometrze, stwierdziłem, że trochę przyspieszę, żeby bez większych problemów napić się izotoniku i sprawdzę przy okazji, kto tego dnia ma zdecydowanie więcej sił na szybsze tempo. Praktycznie po kilkuset metrach została nas czwórka na prowadzeniu, w tym jeden kolega, którego oddech był tego dnia bardzo ciężki. Postanowiłem podkręcić trochę tempo i po 8 może 9 km biegliśmy już w trójkę. Kolejne kilometry pokonywaliśmy w tempie w okolicy 3:30, dopiero po 12 kilometrze tempo się ustabilizowało w okolicy 3:35-3:40
Cały czas biegliśmy w trójkę, tempo cały czas bardzo równe, a towarzystwo wiatru było bardzo męczące. To był bieg, w którym boczny wiatr przeszkadzał niemiłosiernie. Na 14 kilometrze była nawrotka, na której mogłem zobaczyć jakie są różnice do biegaczy z tyłu. Było dobrze, przewaga nad czwartym dość wyraźna, jednak nie było jeszcze do końca bezpiecznie. Przed 16 kilometrem spotkałem Anię, która biegła w przeciwnym kierunku, która widząc mnie za plecami prowadzącej dwójki bardzo wyraziście zdopingowała do dalszej walki.
Następnie czekał na nas bardzo ostry podbieg na wał, na którym prawie byśmy wyprzedzili rowerzystę, który prowadził nas w czasie biegu. Ledwo co nadążyłem za prowadzącymi, resztkami sił utrzymałem się za nimi. Już mocno zmęczony, dodatkowo bardzo mocny, boczny wiatr nie ułatwiał sprawy, czasami naprawdę ciężko było utrzymać odpowiedni tor ruchu, gdyż wiatr skutecznie spychał w bok. Po zbiegnięciu z wału po 19 kilometrze czekał na nas wymagający podbieg, na którym chciałem się poddać. Już był moment, na którym pierwsza dwójka odeszła na kilka metrów, jednak zacisnąłem zęby i szybko odrobiłem stratę.
Ostatnie 600 metrów było genialne w moim wykonaniu, poczułem się jak prawdziwy zawodowy biegacz, takie chwile zdarzają się niezwykle rzadko i warto dla nich żyć. Na ostatnim odcinku zaczął przyspieszać jeden z rywali, stwierdziłem, że nie mogę dać mu uciec, wyprzedziłem drugiego i bardzo szybko znalazłem się za pierwszym i nie czekając wiele zaatakowałem i wysunąłem się na prowadzenie, którego nie oddałem aż do samego końca.
Spiker, który komentował całe wydarzenie, bardzo żywiołowo przywitał mnie na mecie. Ostatnie 150 metrów przebiegłem w tempie 2:45 min/km, co daje ponad 22 km/h, zaś ostatni kilometr zrobiłem w 3:20. Takiego finiszu jeszcze nie miałem.
Całość zakończyłem w 1:17:05, co jest moją nową życiówką, poprawioną o ponad 1 minutę z Berlina. Potem były wywiady, jedzenie, podium, pierwsza kasa w nagrodę za wygrane zawody i wielki banan na twarzy. Chcę więcej :-)
Bieg zorganizowany wyśmienicie. Od samego początku, aż do samego końca. Dyrektor biegu wraz z kolegą z niezłym poczuciem humoru prowadzili całe zawody. Dobre jedzenie na mecie. A jakie krajobrazy, jakie czyste powietrze. Inni mogą się od Półmaratonu Mietkowskiego uczyć jak organizować bieg. Za rok na pewno wrócę, żeby obronić pierwsze miejsce. Dziwi mnie jedno, czemu tak mało osób przyjechało na to wydarzenie? W biegu wzięło udział ponad 500 osób, limit był 1000, nagłośniony był dobrze wg mnie, skąd więc tak małe zainteresowanie? Przecież na wrocławski półmaraton ludzie byli gotowi się zabić, żeby dostać pakiet, a tu były do samego wolne miejsca. Ludzie, tu naprawdę warto przyjechać! Do zobaczenia za rok!
PS. Jeszcze jedno mnie dziwi, przez cały bieg czekałem na wiatr w plecy i się nie doczekałem.
PS2. Ania poprawiła znowu swoją życiówkę. Jednak jeszcze ma duży zapas i dopiero we Wrocławiu pokaże na co ją stać :-)
Od redakcji: Materiał pochodzi ze strony programistabiega.pl/polmaraton-mietkowski-pierwsze-zwyciestwo/ |
| | Autor: lordedward, 2016-05-19, 11:45 napisał/-a: LINK: http://lordbiega.blogspot.com/
BRAWO!!! | | | Autor: filips1, 2016-05-20, 15:28 napisał/-a: To był termin maratonu w Krakowie i dlatego np ja pojechałem do grodu smoka ale za rok termin prawdopodobnie nie będzie kolizyjny . | | | Autor: Robert_J, 2016-05-22, 23:32 napisał/-a: Rozumiem twój entuzjazm. pobiec tak żeby wygrać i to w dobrym stylu /poprawiając swoja życiówkę/ to jest prawdziwy wyczyn
| |
|
| |
|