Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

GrandF
Panfil Łukasz
LKS Maraton Turek

Ostatnio zalogowany
2024-10-17,17:31
Przeczytano: 788/1841554 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Wywiad z Tomkiem Szymkowiakiem
Autor: Łukasz Panfil
Data : 2013-12-14

4 czerwca 2000 roku, niedziela. Stargard Szczeciński. Zachmurzony aczkolwiek ciepły poranek. Krążę wokół stadionu im.Jerzego Cieśli. Jestem zdenerwowany, ale szczęśliwy. Dzień wcześniej zdobyłem srebrny medal Mistrzostw Polski LZS w biegu na 5000m. Nigdy nie startowałem dzień po dniu, a stres jeszcze większy bo w perspektywie niespełna godziny mam bieg na 2000m z przeszkodami. Z dystansem miałem niby do czynienia, ale zapamiętałem tylko jego zawiłości i komplikacje w postaci masywnych i w przeciwieństwie do płotków - nieprzewracalnych przeszkód. Rozgrzewa się ze mną chłopak.

Raczej chłopaczek. 3 lata młodszy. Dzień wcześniej poznaliśmy się mimo, że słyszałem o nim już od 2 lat. Z tego słyszenia dwie sprawy zapadły mi w pamięć. Pierwsza - pseudonim, nie wiem skąd się wziął, nie wiem jak reagował na niego chłopaczek, ale wiem że nie byłbym szczęśliwy z tytułu mianowania... użyjmy łacińskiej nazwy - anguisem fragilisem. Pseudonim zupełnie nie przystający do mojego rozgrzewkowego rozmówcy. W rozwinięciu powyższej nazwy czytamy iż jest to "gatunek z uwstecznionymi kończynami". Zważając na fakt iż 17-latek rok wcześniej zajął 16-te miejsce na Mistrzostwach Świata Juniorów Młodszych w biegu na 2000m z przeszkodami, o uwstecznieniu kończyn nie ma mowy.

Wystarczyło spojrzeć na jego łydki... To właśnie ta druga sprawa. No więc truchtamy. Tomek, bo tak chłopakowi na imię, ma start tuż przed moim. Opowiada mi, że przed chwilą rozmawiał z dziewczyną przez telefon. Marta. Miłość. Ta, myślę - miłość. 17 lat i o miłości prawi. Niech lepiej na biegu się skupi. Nie sądzę aby posłuchał moich myśli. Jestem przekonany, że w głowie zamiast przeszkód miał Martę. Bieg wygrał, zmiażdżył całą resztę, elitę elit Ludowych Zespołów Sportowych. W korespondencyjnym pojedynku dołożył mi chyba z 8 sekund. Fajny, wesoły gość - myślę, ale pewnie nie dotrwa do drugiego roku juniora. Marta mu w głowie, znam takich, rzucają dla dziewczyny sport, potem dziewczyny ich rzucają i nie ma ani sportu ani dziewczyny. Na pewno tak będzie. Na pewno.

12 grudnia 2013, czwartek. Konin. Dopiero 16:15, a już ciemno. Krążę wokół dworca PKP. Rozpoznaję w tłumie sylwetkę. Sylwetka posiada telefon i korzysta z niego. Rozmawia. Z Martą...

Mijają lata i mimo, że Tomek nie jest już chłopaczkiem - uśmiech ten sam, dziewczyna będąca już żoną ta sama, przynależność do klubu sportowego również niezmienna. Zmieniło się jedynie sportowe CV - olimpijczyk, 4-ty zawodnik Mistrzostw Europy, wielokrotny reprezentant Polski, jeden z najznakomitszych, polskich przeszkodowców w historii. Tomasz Szymkowiak.

Łukasz Panfil - Tomek, od wielu lat biegasz 3000m z przeszkodami na regularnym, wysokim poziomie, 8 sezonów od 2005 roku z wyłączeniem zeszłego kończysz z rezultatem poniżej 8:30.00! Jesteś jednym z najstabilniejszych zawodników w historii tej konkurencji. jak Ty to robisz?

Tomasz Szymkowiak - Myślę, że to kwestia treningu. Trening, który serwuje mi przez wiele lat trener Biesiada jest dla mnie idealny. Sądzę, że gdyby nie poważna kontuzja, której nabawiłem się w 2011 roku, nie rozmawialibyśmy teraz o regularnym forsowaniu bariery 8:30, a o stabilnym uzyskiwaniu wyników na poziomie 8:20 i nieco lepiej. Przez ten uraz uciekły mi Igrzyska Olimpijskie w Londynie, Mistrzostwa Świata i Europy.

ŁP - Co to była za kontuzja?

TS - Uszkodzenie nerwu w łydce. Wszyscy lekarze, a byłem u wielu, podejrzewali problem ze ścięgnem achillesa. Właściwą diagnozę postawił ostatecznie fizjoterapeuta, który stwierdził, że to jest nerw. Okazało się, że w tym nerwie właściwie nie było w ogóle przewodnictwa!



W środku: Tomek z dwukrotnym Mistrzem Olimpijskim w biegu na 3000m z przeszkodami Ezekielem Kemboi

ŁP - Wyleczyłeś uraz ostatecznie?

TS - W zeszłym roku problem powracał ze względu na to, że zbyt mało czasu poświęcam na rozciąganie i ćwiczenia specjalistyczne, które zalecił mi fizjoterapeuta. Moją czujność uśpił brak bólu i przekonanie, że temat kontuzji jest już poza mną. Niestety muszę wciąż trzymać rękę na pulsie i przestrzegać zasad reżimu rehabilitacji, nawet czując się już zdrowym

ŁP - Oby droga do Mistrzostw Europy w Zurychu przebiegała już bez bólu. Wracając do początku Twojej kariery. Potwierdź, lub obal pewien mit, który krążył na Twój temat. W czasach juniorskich mawiało się w branży, że Szymkowiak to lekkoduch - nie przykłada się do treningu, nie wiąże z bieganiem przyszłości i robi wszystko "na pół gwizdka". Jak to było?

TS - Muszę przyznać, że to prawda i tak było aż do 24-ego roku życia.

ŁP - Zaskoczyłeś mnie teraz! Sądziłem, że mowa była o latach juniorskich!

TS - Na prawdę przyłożyłem się do sportu rok przed Igrzyskami Olimpijskimi w Pekinie, a w stu procentach zacząłem wykorzystywać swój potencjał dopiero po IO w stolicy Chin. Dopiero wtedy postawiłem wszystko na jedną kartę. Wcześniej wyniki w okolicach ośmiu minut i dwudziestu kilku sekund uzyskiwałem stosunkowo łatwą drogą. Na pewno nie eksploatowałem organizmu do granic możliwości, nie widziałem takiej potrzeby. Pomijałem całą obudowę procesu treningowego - ćwiczenia sprawności ogólnej, odnowę biologiczną, suplementację. U mnie po prostu tego nie było. W tym tkwiła ogromna rezerwa. Ja to dopiero zauważyłem w roku 2010, który był najlepiej przepracowanym okresem w karierze. Pobiegłem wówczas 8:18, ale wiem że stać mnie było na jeszcze lepszy wynik. Rok następny miał być jeszcze lepszy, ale przytrafiła się ta przewlekła kontuzja.


Ślubowanie olimpijskie - Szymkowiak i chodziarze - Brzozowski, Fedaczyński i Sudoł

ŁP - Los bywa przewrotny, w momencie kiedy postawiłeś wszystko na sport, zaczęły się problemy zdrowotne... A wróćmy jeszcze do roku, chyba 2004 kiedy wszyscy spisali Cię na straty - miała urodzić Ci się córeczka, zacząłeś studia, miałeś masę obowiązków poza sportowych, co dla tak młodego zawodnika było nie lada obciążeniem. Jak znalazłeś jeszcze motywację do treningu?

TS - Przed narodzinami córeczki zawiesiłem buty na kołku na kilka tygodni. Najważniejszym było dla mnie wówczas znaleźć pracę i utrzymać rodzinę. Pracę znalazłem, zacząłem studiować, ale w pewnym momencie miałem za dużo czasu. Moja żona będąc już w ciąży wyleciała do USA. Właściwie z nudów zacząłem wychodzić na treningi. W weekendy nie biegałem, bo miałem studia zaoczne. To był taki okres gdzie rozstałem się ze swoim pierwszym trenerem Andrzejem Pujdakiem i zostałem sam wdrażając w życie swoją myśl szkoleniową. Po takim samoprowadzeniu się pojechałem na Młodzieżowe Mistrzostwa Polski na 10000m do Poznania. W debiucie na dychę pobiegłem na sporym luzie 29:49 zdobywając złoto i dokładając drugiemu coś koło minuty. To był taki punkt zwrotny, postanowiłem że spróbuję ciągnąć taki tryb dalej. Przez 2 lata równocześnie trenowałem, studiowałem, pracowałem i wychowywałem z żoną córkę. Po tym okresie rękę wyciągnął do mnie pierwszy sponsor, który jest ze mną do dziś - firma "Mikroma" z Wrześni. Gdyby nie ludzie z tejże firmy na pewno od dawna nie biegałbym.

ŁP - No właśnie - niewdzięczny temat sponsorów inwestujących w Lekką Atletykę, a właściwie ich brak...

TS - Przyznam, że w moim przypadku nie taki niewdzięczny. Mam ogromne szczęscie trafiania na właściwe osoby. Najlepszym przykładem jest wspomniana "Mikroma", a od zeszłego roku zaczęła pomagać mi wrzesińska firma Krispol. Prezes Karol Krysiński jest niezwykle prosportowy, świadczy o tym fakt sponsorowania męskiej drużyny siatkarskiej noszącej nazwę właśnie Krispol Września. Niewykluczone, że niebawem Września będzie miała siatkarską ekstraklasę! Bardzo się cieszę, że ludzie chcą inwestować w inne dyscypliny niż tylko piłka nożna.


ŁP - Kolejny stały element w Twoim życiu - Klub, któremu jesteś wierny całą karierę, Żona, sponsor...

TS - ... i trener Ryszard Biesiada, z którym współpracuję od kategorii młodzieżowca. Początkowo po rozstaniu z trenerem Pujdakiem, trener Biesiada obawiał się objęcia moich treningowych sterów w obawie o posądzenie "podbierania zawodnika". Owszem na obozach kadrowych współpracowaliśmy, ale w domu prowadziłem się znów sam. W końcu informacja o moim trenerskim osieroceniu dotarła do szefa bloku wytrzymałości, którym był wówczas pan Mamiński i doszło do rozmowy między nami i trenerem Biesiadą, konstruktywnej jak się okazało, bo zyskałem w końcu osobistego trenera.


Magia Igrzysk Olimpijskich, Pekin 2008

ŁP - A jak oceniasz z perspektywy czasu siebie jako własnego trenera? Patrzysz z przerażeniem na to co robiłeś na treningach?

TS - Absolutnie nie. Prowadząc się samemu z sezonu na sezon poczyniłem duży postęp poprawiając się z 8:36 na 8:29 - ten ostatni wynik dał mi wówczas pierwszy medal Mistrzostw Polski Seniorów. Dodam, że nie jeździłem wówczas na zgrupowania sportowe. Ten trening domowy był bardzo spokojnym procesem, patrząc teraz na to co robimy - my przeszkodowcy, nie wiem czy czasami nie przesadzamy z intensywnością. Uważam, że bieganie poniżej 8:30 powinno odbywać się stosunkowo niewielkim nakładem "mocy treningowej". Jeżeli ktoś ma trochę talentu i predyspozycje do biegania przeszkód nie potrzebny jest też tak duży kilometraż jaki realizujemy. Być może wykonując 70% tego co realizujemy na treningach biegalibyśmy podobne albo nawet lepsze wyniki.

ŁP - Ja pamiętam z tamtego okresu kolejną legendę na Twój temat, że Szymkowiak jest takim zawodnikiem, który wie czego w danym dniu potrzebuje, jaka jednostka treningowa jest mu potrzebna. Uważano Cię za zawodnika, który sam w stosunku do siebie ma niezwykłe czucie treningowe...

TS - W ciągu ostatnich 4 lat mam wrażenie, że trener Biesiada bardzo mi zaufał. Widujemy się bardzo rzadko. Trening jest korespondencyjny, trener nie widzi mnie jak wyglądam na treningu, nie jest w stanie stwierdzić czy jestem zmęczony. To wymusza na mnie samodzielność i podejmowanie decyzji ingerujących w plan naszkicowany przez trenera. Wyobraź sobie, np rok 2009. Wygrałem wtedy na MP 10000m oraz 3000m z przeszkodami. Byłem na Mistrzostwach Świata w Berlinie. Osiągnąłem rekord życiowy na przeszkodach 8:21. Wiesz ile dni w roku widziałem się z trenerem? Jeden. Na Mistrzostwach Polski w Bydgoszczy. W praktyce było to kilka godzin. Oczywiście o wszelkich zmianach w treningu informuję go, jedyne zastrzeżenia jakie ma to zbyt duża intensywność w stosunku do tej, którą zakłada. A jeśli chodzi o czucie, o którym wspominałeś - będąc przygotowanym jadę na miting czy Mistrzostwa Polski bez obaw, wiem jak trenowałem, wiem na ile mnie stać, znam w danym momencie swoją wartość.


Tomek Szymkowiak & Usain Bolt

ŁP - zastanawiam się czy Twoja relacja z trenerem Biesiadą była taka komfortowa od samego początku, prowadził on przecież Twojego najgroźniejszego rywala krajowego Radka Popławskiego

TS - W momencie kiedy trener zaczął prowadzić mnie na co dzień, Radek już nie był pod skrzydłami pana Biesiady.

ŁP Rozumiem, ale w czasach kiedy był Twoim trenerem kadrowym, Radek był jego zawodnikiem klubowym. Nie czułeś dyskomfortu?

TS - Trener Biesiada nie jest takim człowiekiem. Podejrzewam, że wielu zawodników potwierdzi, że nie ma tu takiego zjawiska jak faworyzowanie kogoś. Na pewno nie. Ja nie odczułem, że jestem traktowany gorzej niż Radek.

ŁP - Popławski był przez wiele sezonów począwszy od juniora młodszego zawsze ten krok przed Tobą. Czy był to bodziec do działania, czy raczej powód do frustracji?

TS - To była fantastyczna rywalizacja, która owocowała wyłącznie pozytywnie przyjmując postać coraz lepszych rezultatów.

ŁP - Ale nastąpił w końcu ten dzień - przełamania hegemonii Popławskiego?

TS - Nastąpił podczas Młodzieżowych Mistrzostw Polski w Krakowie, wygrałem wtedy z Radkiem na przeszkodach.


Ptasie Gniazdo - olimpijskie serce

ŁP - Legenda głosi, że dzień wcześniej wyciągnąłeś Popławskiego na gokarty w celu wymęczenia rywala...

TS - Haha, faktycznie byliśmy wówczas na torze kartingowym, ale raczej w formie odreagowania po pierwszym dniu mistrzostw gdzie stoczyliśmy zacięty bój na piątkę. Nabiegaliśmy wówczas - Radek 13:55, ja 13:59 i wydawało się, że kolejność na przeszkodach będzie identyczna. Ja byłem wówczas na prawdę dobrze przygotowany. Nie róbmy z tego sensacji, Radek był zmęczony sezonem, wchodząc na ostatnie koło widziałem że to nie ten sam Popławski. Szczyciłbym się zwycięstwem gdybym wygrał z nim na jego poziomie około 8:20, a my wówczas pobiegliśmy 8:35 i 8:37.

ŁP - A kto jest wg Ciebie obecnie, potencjalnie najlepszym polskim przeszkodowcem

TS - Zdecydowanie Łukasz Parszczyński.

ŁP - Czy Tomasz Szymkowiak myśli o maratonie?

TS - Myśli, jak najbardziej, ale chce dać sobie ostatnią szansę na przeszkodach. Tą ostatnią szansą miałby być przyszły rok. Ale właśnie w 2014 roku chciałbym spróbować swoich sił na dystansie półmaratonu. Jeżeli jednak osiągnę wyniki w granicach 8:23 na 3000m z przeszkodami, paszport na Igrzyska w Rio będę chciał zdobyć na tym właśnie dystansie. Zdaję sobie sprawę, że bieganie maratonu w 2:10:30 to nie kwestia dwóch sezonów więc licząc na swoją kolejną olimpijską szansę musiałbym trzymać się przeszkód. Z drugiej strony mam już odpowiedni wiek na rozpoczęcie kariery maratończyka.


Dziś zamiast wieczorynki "Tata w Pekinie"

ŁP - Przy jakim stadionowym dystansie zostałbyś najchętniej gdybyś z jakiejś przyczyny musiał zrezygnować z przeszkód?

TS - Bardzo odpowiada mi dycha. Nawet nie wiem czy nie bardziej niż przeszkody. Uważam, że w Europie mógłbym zajmować zbliżone pozycje do swoich przeszkodowych. Minimum na Mistrzostwa Europy wynosi 28:35, a ja rekord życiowy 28:41 uzyskałem będąc nie w pełni zdrowy, po 9-dniowej przerwie spowodowanej urazem łydki. Pierwsze 5km pokonałem z bólem, uważam że wówczas było mnie stać na wynik kilkanaście sekund lepszy. Ani wcześniej, ani później nie miałem możliwości przebiec 10km nazwijmy to - na poważnie i powalczyć o wynik. Biegi na MP, były z reguły rozgrywane w końcowej fazie dystansu więc osiągane czasy nie oddają możliwości zawodników. 10000m na ME nie oddaje poziomu Europejczyków, inaczej wyglądałaby rywalizacja gdyby biegał np MoFarah czy inni mocni zawodnicy, a część wybiera piątkę, niektórzy idą w maraton tak jak np Włoch Meucci i ta dycha nie jest jakoś rewelacyjnie obsadzona. Mimo wszystko nie można sugerować się suchymi wynikami i powiedzieć "28:30 dało brąz, szkoda że nie biegałem". To są biegi bardzo trudne, rwane, skomplikowane taktycznie i takie 28 i pół minuty ma inną wymowę niż ten sam wynik uzyskany w warunkach nastawienia się wyłącznie na jego uzyskanie.

ŁP - Jednym z Twoich najważniejszych osiągnięć jest 4-te miejsce, które zająłeś na Mistrzostwach Europy w Barcelonie (Tomek metę minął jako 5-ty zawodnik, ale po czasie okazało się że brązowy medalista, Hiszpan Blanco zaliczył dopingową wpadkę i został zdyskwalifikowany). Czy pozostał niedosyt? Mołdawianin Ion Luchianov, któremu ostatecznie przypadł brąz nie jest zawodnikiem lepszym od Ciebie. Powiedziałbym, że jesteście na tej samej półce, a na dystansach płaskich jest on ciut niżej.

TS - Luchianov ma fenomenalną zdolność przygotowania się na najważniejszą imprezę. Zwróć uwagę - występował niemal w każdych finałach najważniejszych światowych imprez ostatnich lat. Jest dwukrotnym finalistą olimpijskim. Jadąc na MŚ czy ME zawsze twierdziłem, że facet jest do ogrania, bo na to wskazywały prognozy przed najważniejszymi zawodami. Przecież w mijającym sezonie wygrałem z nim w Dessau i nieznacznie przegrałem w Huelvie, a on na MŚ w Moskwie pobiegł 8:19 mimo iż twierdził, że na taki wynik już go nie stać.


Mitingowa rzeczywistość

ŁP - A czy zaskoczyła Cię informacja o dyskwalifikacji Hiszpana Blanco?

TS - Wcale. Już w Barcelonie wszyscy wiedzieliśmy, że Blanco jest nakoksowany. Trzy lata nie istniał i nagle pojawił się nie wiadomo skąd. W ogóle mam o hiszpańskich przeszkodowcach ugruntowane zdanie. Np mój kolega Angel Mullera był niby czysty. W zeszłym roku miał kontuzję pleców i nagle pobiegł 8:15. Zawiedziony żaliłem się trenerowi, że ja haruję ciężko, a facet odpoczął, złapał luz i pobiegł wynik. Za chwilę wyszło, że był na dopingu. Hiszpanom po prostu nie wierzę.

ŁP - zostańmy chwilę przy europejskich zawodnikach. Spędzacie ze sobą dużo czasu. Co powiesz o chuligańskich wybrykach dwukrotnego Wicemistrza Olimpijskiego, Francuza Mahiedine Mekhissi-Benabbada? Uważam, że ten zawodnik ma jakiś problem, bije maskotki mistrzostw i ogólnie wydaje się mało przystępny.

TS - Bardzo dużo czasu spędzam na zgrupowaniach w Font Romeu właśnie z nim i w ogóle ze wszystkimi Francuzami, chociaż właściwiej byłoby ich zaklasyfikować jako Algierczyków, bo oprócz Yoanna Kowala wszyscy mają Algierskie korzenie. Na te 20 dni zgrupowania z 8 - 9 razy jedziemy na jakąś kawę i nie można Mekhissiemu niczego złego zarzucić, jest sympatyczny, ale bywa porywczy. Jego agresywne zachowania po biegach nie dziwią mnie, bo taki żywiołowy jest na co dzień. Ale podobają mu się polskie dziewczyny.


Tomek, Ania Jesień i Marta... Ta Marta.



ŁP - Poza tym, że w ciągu całej kariery sportowej spotkałeś masę ciekawych osób, byłeś również na niezliczonej ilości dużych imprez sportowych. Jak to jest z tą najważniejszą? Jak Igrzyska Olimpijskie mają się np do Mistrzostw Świata? Czy faktycznie hasło "magia igrzysk" ma swoje przełożenie w rzeczywistości?

TS - Igrzyska Olimpijskie są imprezą nieporównywalną z żadnym, innym zjawiskiem dotyczącym sportowej machiny. Mistrzostwa Świata w LA są na prawdę drobiazgiem w stosunku do igrzysk, zarówno pod względem rozmiarów imprezy jak i poziomu emocji. W Pekinie podczas trwania IO spędziłem 2 tygodnie. Był więc czas aby poczuć smak olimpijskiej gorączki. Sam start nie wypadł źle, mimo że nie wszedłem do finału. Okoliczności uzyskania wyniku 8:29 były bardzo specyficzne. Pomijając koszmarną pogodę i wczesną godzinę stawienia się na stadionie - w nocy nie zmrużyłem oka. Mieszkałem w apartamencie z Tomkiem Majewskim, a Tomek wieczorem przed moim startem zdobył złoto! Nie chodzi o fakt, że było głośno i wesoło, to mi nie przeszkadzało. Byłem tak podekscytowany sukcesem Tomka, że po prostu nie mogłem zasnąć. O 5:30 był wyjazd na stadion... Sam fakt bycia już na Igrzyskach Olimpijskich dawał pewne poczucie spełnienia. Oczywiście nie poddałem się bez walki, ale myślę że w lepszej dyspozycji pobiegłbym w tych warunkach nie szybciej niż 8:26.

ŁP - A jak na Twoją sportową karuzelę wzlotów i upadków oraz znikania z horyzontu na długie tygodnie reaguje Twoja rodzina

TS - Moje dziewczyny - Żona i córeczki 9 i 5 letnia są moimi najwierniejszymi kibicami. Rozłąka jest zawsze trudna, ale przez lata wszyscy przyzwyczailiśmy się do mojego nieco cygańskiego trybu życia. Mam tolerancyjną żonę. Marta jest cierpliwa, rozumie że tylko wyrzeczenia w sporcie prowadzą na najwyższe szczyty.

ŁP - Jakie jest Twój główny cel przyszłego sezonu?

TS - Zdecydowanie Mistrzostwa Europy w Zurychu. O ile zdrowie dopisze nie powinienem mieć problemu z uzyskaniem minimum kwalifikacyjnego. Wskaźnik wynosi 8:27.00, jest to poziom z którym zdążyłem się oswoić przez lata. Całą moją drogę przygotowań do Mistrzostw Europy będzie można śledzić na łamach portalu MaratonyPolskie.PL. Od przyszłego tygodnia rusza mój blog zatytułowany "ROAD TO ZURICH". Zapraszam do lektury!

ŁP - Redakcja portalu MaratonyPolskie.PL życzy Ci w Zurichu miejsca co najmniej oczko wyższego niż to w Barcelonie!



Komentarze czytelników - 8podyskutuj o tym 
 

Krzysiek_biega

Autor: Krzysiek_biega, 2013-12-14, 09:48 napisał/-a:
Co do samej pisowni igrzysk olimpijskim zapraszam do zapoznania się z wyjaśnieniem korektora językowego bo widzę kilka błędów

http://www.ekorekta24.pl/porady-jezykowe/18-pisownia/268-igrzyska-olimpijskie-czy-igrzyska-olimpijskie-mala-czy-wielka-litera

Jeszcze błąd jest w pisowni ścięgna Achillesa...

 

GrandF

Autor: GrandF, 2013-12-14, 09:58 napisał/-a:
Poczekaj Krzysztof aż zabiorę się za korektę Twoich tekstów.

 

adamus

Autor: adamus, 2013-12-14, 10:00 napisał/-a:

Musiałbyś chyba sobie urlop na tę okoliczność wziąć :))))))

 

Michału

Autor: Michału, 2013-12-14, 10:07 napisał/-a:
Lubię To!!

 

Mahor

Autor: Mahor, 2013-12-14, 15:22 napisał/-a:
Zgrabny wywiad, który poszerzył przynajmniej mój horyzont na małą popularną wciąż lekką atletykę.A mając TAKĄ MARTĘ sam bym wisiał na słuchawce...(to takie tylko tam... ładowanie baterii)

 

henry

Autor: henry, 2013-12-14, 18:29 napisał/-a:
Tomek to najsłynniejszy sportowiec naszego miasta Wrześni. Jedyny prawdziwy Olimpijczyk ( mamy także innego Olimpijczyka z Meksyku Adama Kaczora , jednak on był na igrzyskach w rezerwie sztafety 4 x 100 m ale nie startował). Tomek należy do tego samego klubu Orkanu Września co kiedyś ja należałem i bije wszystkie poprzednie moje rekordy Wrześni. W przyszłym roku pobije w pół maratonie , później w maratonie, zostanie mi chyba jednak rekord na 100 km 7,23,00 . Tomek jest obecnie honorowym członkiem naszego Klubu Biegacza "Kosynier" Września. Więcej można poczytać o nim na jego stronie, także są tam rady dla początkujących biegaczy. Myślę, że dzięki Tomkowi zbudowano we Wrześni stadion tartanowy, z bieżnia 400 m i rowem dla przeszkodowców.

 

Krzysiek_biega

Autor: Krzysiek_biega, 2013-12-15, 22:55 napisał/-a:
Bardzo chętnie, lubię wiedzieć gdzie popełniam błędy żeby później mieć ich jak najmniej:)

 

ziele

Autor: ziele, 2013-12-29, 14:32 napisał/-a:
myślę, że rekord Wrześni w półmaratonie i maratonie może być pobity już w przyszłym roku... są młodzi zdolni, którzy mogą tego dokonać:)

"dzięki Tomkowi zbudowano we Wrześni stadion tartanowy" - skąd taka teza ?

faktem jest na pewno to, że Tomek jest i przez długi czas będzie najlepszym sportowcem z Wrześni w historii :)))

 

 Ostatnio zalogowani
Beata72
21:26
jacek50
21:01
JW3463
20:50
Jerzy Janow
20:32
Arti
20:23
StaryCop
20:23
eldorox
20:20
Zielu
20:17
ProjektMaratonEuropaplus
20:15
Raffaello conti
19:51
marczy
19:35
przemcio33
19:31
42.195
19:30
bogaw
19:28
ab
19:20
elglummo
19:20
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |