| paworz Paweł Orzechowski Trzebnica
Ostatnio zalogowany 2018-06-18,13:51
|
| Przeczytano: 519/223140 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Marrathon International Marrakech | Autor: Paweł Orzechowski | Data : 2012-03-29 | Kiedy na horyzoncie pojawia się słońce, w głęboką ciszę uśpionych miast wdzierają się przenikliwe głosy muezinów nawołujących wiernych do porannej modlitwy... Minęła godzina 6 rano ostatniego dnia stycznia 2010 roku. Nerwowo rozglądam się z okna luksusowego hotelu w Marrakeszu w Maroko. Za niespełna 3 godziny startuję w maratonie – tym razem na afrykańskim kontynencie. Na chodniku kilku Marokańczyków oddaje się modlitwie. Muzułmanin powinien się modlić 5 razy dziennie, zwracając się w stronę Mekki, gdzie urodził się Mahomet. Niektórzy wyznawcy islamu idą do meczetu, inni modlą się tam, gdzie się akurat znajdują – w sklepie, przy drodze czy na pustyni...
Po rutynowym przygotowaniu do biegu (lekkie śniadanko, przypięcie numeru startowego, dokładne zawiązanie i zabezpieczenie sznurówek) udaję się na miejsce startu. Idę wzdłuż murów obronnych otaczających miasto. Kolory ścian wzniesionych z pise (marokańskiej gliny) zmieniają się w zależności od pory dnia – od jasnoróżowego po ochrę, od czerwieni po szkarłat. Niektóre odcinki murów biegną przez cmentarze, inne przez place targowe, zatłoczone place, mijają doskonale zachowane bramy (bab)
Od jednej z nich zaczyna się Avenue de La Menara - to nazwa ulicy skąd nastąpi start. Znad murów powoli wyłania się słońce ukazując w pełnej krasie meczet Kutubijja – najbardziej charakterystyczną budowlę w Marrakeszu. Budowę imponującego minaretu o wysokości 70 m ukończył sułtan Jakub al.-Mansur pod koniec XII wieku.
Ów meczet posłużył jako model dla klasycznych marokańskich minaretów, które można podziwiać przy świątyniach muzułmańskich w całym kraju. Legenda głosi, że trzy złote kule na szczycie odlano z biżuterii jednej z żon al.-Mansura. Ponoć kosztowności zostały przez nią ofiarowane w ramach pokuty za złamanie postu w czasie ramadanu (zjadła trzy winogrona)
By uchronić biegaczy przed silnym, bądź, co bądź, afrykańskim słońcem start zaplanowany został na godzinę 8:30. Tym samym, zgodnie z powszechna zasadą braku pośpiechu, „punktualnie” już około 8:45 padł strzał z pistoletu startowego. Strzelał zapewne król Maroka Mohammed VI, gdyż właśnie jego Wysokość jest patronem tego maratonu. Ponad trzytysięczny tłum wolnym, leniwym krokiem ruszył do przodu. Temperatura była idealna, góra 12 stopni Celsjusza, niebo lekko zachmurzone. Na początku nie łatwo było się przebić do przodu. Wszak o tej samej porze wystartowali zawodnicy biegnący na dystansie maratonu (ok. 800 osób) oraz półmaratonu.
Trasa maratonu jest niezwykle urokliwa. Wiedzie bowiem wokół całego miasta. Pierwsze kilometry piękną arterią miasta Avenue Mohamed VI. Po obu stronach drzewka pomarańczowe oblepione dojrzałymi owocami. Daleko w tle widoczne na horyzoncie …zaśnieżone zbocza Atlasu Wysokiego. 70 kilometrów stąd znajduje się jedyny ośrodek narciarski Ukaimeden położony na wysokości 2400 m n.p.m. Kilka kilometrów dalej gaj oliwny. Trudno na bieżąco śledzić pokonaną odległość, gdyż organizatorzy oznaczyli trasę mniej więcej co 2,5 km
Zmagając się z kolejnymi kilometrami można podziwiać różne oblicza Marrakeszu. Kilka kilometrów trasy wiedzie przez dzielnice, w które żaden turysta będący przy zdrowych zmysłach by się nie zapuścił, dzielnice strasznej nędzy, w której na wypalonych słońcem obszarach straszą betonowe bloki, suto obwieszone talerzami anten satelitarnych, gdzie gromady dzieci nie wiadomo czy cię pozdrawiają, czy chcą ci coś zabrać.
Dalej z goła inne klimaty - gaje palmowe, w których to leniwie wygrzewają się wielbłądy między smukłymi i eleganckimi drzewami palmowymi. W okolicy 17,5 kilometra trasy grupa biegaczy startujących w półmaratonie skręca w kierunku centrum miasta do mety. Pozostali biegną dalej, dalej wśród alejek bogato obrośniętych drzewami pomarańczowymi, uginającymi się pod ciężarem owoców, przez dzielnice notabli, gdzie domy otoczone wysokim murem przypominają pałace z bajki, a ludzie w nich mieszkający, każdy jeden, w swych niezwykle zdobnych szatach, zapewne uchodzą za monarchów tego kraju.
Mijając rozległe pola golfowe Marrakeszu robi się coraz goręcej. Termometry wskazują między 24 a 26 stopni. Chmury rozpierzchły się po niebie, a słońce świeci prosto w oczy. Ostatnie kilometry to ponownie miasto, czerwień murów i budynków. Grono kibiców się powiększa. Marokańscy kibice dopisywali na całej trasie. Na każdym odcinku ludność wylegała na trasę zachęcając zawodników do walki okrzykiem „Courage, courage”. Nie brakowało też radosnego okrzyku „Ale, Ale, alelele…”. Z flagą biało-czerwoną uniesioną nad głową mijam 42 kilometr biegu...
Kilka godzin później siadam w ogródku małej kafejki przy placu Dżemaa el-Fna. Zamawiam typowo marokański posiłek. Zaczynam od zupy hariry, zaraz potem pojawiają się sałatki i tadżin (gulasz). Następnie kelner podaje kuskus, a na końcu owoce i słodycze. Rozkoszując się posiłkiem spoglądam na ten niezwykły plac – bijące serce miasta, ważne miejsce spotkań, jedno z najbardziej niezwykłych miejsc na świecie. Plac to zarazem teatr i restauracja pod gołym niebem rozbrzmiewający krzykami zaklinaczy węży, pieśniarzy, akrobatów i gawędziarzy – zjawisko tak niezwykłe, że UNESCO musiało stworzyć zupełnie nową listę – Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości – którą otwiera marakeski plac.
Centralnym miejscem placu są suki – targowisko. To labirynt zaułków, różnorodność towarów oraz bogactwo barw i zapachów. Gdy słońce tego niezwykłego dnia chyli się ku zachodowi kończę posiłek popijając mocno osłodzoną miętową herbatą. Delektuję się nią w myśl powiedzenia mieszkańców Atlasu Wysokiego: "...gdy pijesz herbatę, słuchaj małych opowieści, pij małymi łykami, by zaznać pełni jej smaku..." |
| | Autor: henry, 2012-03-31, 13:58 napisał/-a: Wspaniały kolejny reportaż z biegu gdzie też byłem. Proszę o Sydney , gdzie nie byłem. | | | Autor: paworz, 2012-03-31, 16:15 napisał/-a: Witaj Henry
Kiedy Kolega Mateusz Goleniewski napisze kolejny artykuł i będzie on, np. z Australii wtedy podeślę felieton z Sydney. Pozdrawiam Ciebie i Elę... | | | Autor: masazysta_torun, 2012-03-31, 18:23 napisał/-a: Kolejny artykuł będzie właśnie o Australii ;) | | | Autor: panorama, 2012-04-01, 12:13 napisał/-a: Fajny materiał i ładne zdjęcia. Zazdroszczę przeżyć. :)Pozdrawiam. | |
| |
|
|