2008-10-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Kalisz 2008 (czytano: 530 razy)
Zrealizowałem cel na który pracowałem przez ostatnie miesiące. Wykonałem plan z dużą nawiązką.
Okazuje sie że obrana strategia treningowo startowa przyniosła wymierny efekt.
Pobiłem swoją życiówkę na setkę o ponad godzinę i zanotowałem czas 9:13:40. Yes, yes, yes:)
Dzień wczęśniej na hali noclegowej ostatecznie ustaliliśmy z Marinero że ruszamy tempem 5:25 na km a jeżeli na 70 km będą siły to przyśpieszamy o klka sekund i łamiemy 9h.
W tych okolicach czasowych miał zamiar sie kręcić równiez Jarema. On jednak miał zamiar pobiec trochę szybciej a mianowicie tempem 5:19 na km. Czyli od samego początku rytmem predysponującym go do połamania dziewiątki. To już jednak był dla mnie kosmos. Biegnąc swoim zakładanym tempem wiedzialem bowiem że już stąpam po bardzo kruchym gruncie a co dopiero dołożyć do tego jeszcze 6 sekundek.
Pomyśleć że jeszcze na miesiąc przed setką szczytem moich marzeń było połamanie 9:30. A tu, teraz ocieram się w swoich planach o czas o ponad 30 minut lepszy:) To się chyba chciwość nazywa:)
Ruszyliśmy o 6 rano. Było jeszcze zupełnie ciemno. Od samego początku trzymaliśmy się z Marinero w zasięgu wzroku . Obok mnie przez dłuższy czas biegł równiez Damek z którym ucinaliśmy sobie różnorakie pogawędki. A że powszechnie znany z niego wesołek to czas mijał szybko i przyjemnie.
Po przebiegnięciu dziesięcio kilometrowego dobiegu znależliśmy sie w końcu na pierwszej z sześciu piętnasto kilometrowych pętli
Biegłem już wówczas w wykrystalizowanej ekipie. Było Nas pięciu. Oprócz mnie – Jarema, Marinero, Kaziu i Stasiu Giemza. Kilkanaście metrów za Nami , trzymając nasze tempo podążało jeszcze kilka osób.
Jechaliśmy tempem około 5:20 na km. Chyba mimowolnie i podświadomie zbliżaliśmy sie, niby niechcący w granice śr tempa prowadzącego na Ósemkę z przodu:) Biegło się super. Pogoda była wymarzona. Lekki chłodek ale nie na minusie, bezwietrznie. Dodatkowo , wszechobecna mgła wprowadzała niezapomniany, niemalże bajkowy klimat.
Śmailiśmy się że nieplanowo wytworzyła się zającowa, turbo doświadczona grupa:). Wszyscy bowiem oprócz Stasia wielokrotnie i dość obficie udzielaliśmy sie w pacemakerowaniu w ostatnim czasie.
Dystans maratonu minęliśmy w czasie 3h 44 min. Gęby sie Nam cały czas cieszyły. Było bardzo przyjacielsko i sympatycznie. Każdy z Nas jednak zdawał sobie sprawę że powoli i nieuchronnie zbliżamy się do momentu kiedy rozpocznie się prawdziwy bieg i walka .
Pierwsze symptomy mojego zmęczenia ujawniły się w okolicach 60 km. Objawiało się to tym że Jarema gadał jak najęty a ja już nie za bardzo mogłem przetwarzać to co mówi i generalnie mnie to rozpraszało. W skrycie ducha jednak zazdrościłem mu takiej witalności i polotu. Uświadomiłem sobie wówczac że to pierwsze oznaki mojego zmęczenia i nadchodzącego kryzysu.
Co raz trudniej przychodziło mi utrzymywanie ciagle niezmiennego tempa 5:20 na km. Aż dziw bierze że praktycznie od piętnastego kilometra cały czas trzymaliśmy je niemal idealnie. Ale z drugiej strony . Przecież w końcu, biegły cztery, niemal że ,zawodowe zające:)
Zbliżaliśmy się do 70km. Czułem powoli że wymiękam i że dłużej już z chłopakami tym zabójczym tempem nie pociągnę. Chciałem jednak dotrzeć z nimi do końca pętli co mi sie udało.
Na przepaku, po raz pierwszy podczas tego biegu zatrzymałem się na kilkanaście sekund aby na stojąco spożyć izotonik. Do tej pory czyniłem to zawsze w biegu. Był to kolejny objaw że podświadomie szukam choćby odrobiny odpoczynku. Pozostała część grupy ruszyła z impetem nie zatrzymujac sie nawet na moment. Z małym bólem serca obserwowałem jak trójka moich dotychczasowych partnerów oddala się coraz wyrażniej. Jeszcze Kaziu odwracając sie do mnie ,zaczął machać rękoma abym do nich czym prędzej dołączył, ale ja siląc sie na jakiś migowy język przekazałem mu info aby spokojnie biegli swoje a ja po prostu odpuszczam. Napisałem trójka bo nie było w niej również Stasia Giemzy. Wynikało z tego że na przepaku on również musiał się na chwilę zatrzymać.
Mój postój nie trwał dłuzej jak kilkanaście sekund. Ruszyłem i juz po kilkuset metrach zauważyłem że wyrażnie spadło mi tempo. Teraz oscylowało w przedziale 5:30-40 na km
Ale za to mogłem w miare spokojnie biec. Każdy krok już jednak bolał.
Pozostało jeszcze trzydzieści kilometrów .
Trzydzieści kilometrów, najtrudniejszego etapu podczas tego biegu..
Na 75 km obejrzałem się do tyłu i zauważyłem podążającego jakieś 200-300 m za mną Stasia.
Na punkcie odżywczym wziąłem kolejną butelkę, przygotowanego przez siebie izotoniku i już w marszu a nie jak dotychczas w biegu rozpocząlem jego wchłanianie. Po przejściu kilkudziesięciu metrów na nowo trzeba jednak było wracać do mało sympatycznego już przebierania nogami. Zdawalem sobie sprawę że nie mogę teraz przez dłuższy odpoczynek czy marsz, roztrwonić tego dorobku jaki udało się mi wypracować do siedemdziesiątki. Zacisnąłem więc ząbki i wziąłem się do roboty.
Na 80 km doszedł mnie i po chwili wyprzedził Stasiu. Był dodatkowo zmotywowany bo według własnych kalkulacji, zajmował cały czas drugie miejsce w swojej kategorii wiekowej . Nie mógł jednak biec spokojnie bo w zasięgu jego wzroku cały czas podążał jego konkurent do tego miejsca Tadeusz Dziekoński.
Powoli zbliżałem się do 85km . Kiedy wpadłem na przepak zagadnął mnie Mirza. Wymieniliśmy parę zdań. Powiedziałem mu że mam teraz plan zmieścic się poniżej 9:15 i to jest teraz mój cel. W odpowiedzi usłyszałem ze na pewno to zrobie , tylko żebym w żadnym przypadku nie przechodził do marszu a na 100% się mi to uda.
Od razu zrobiło się mi lepiej na duchu. Ktoś w końcu we mnie wierzy:)) Wziąłem kolejny izo i podążyłem na ostatnią pętlę. Do 90km biegło się jeszcze w miarę przyzwoicie i pod kontrolą. Ale od tego momentu poczułem jak wyrażnie słabnę. Z trudem bowiem utrzymywałem już tempo poniżej 6:00 na km. Oj.., bolało już bardzo. Nogi już nie podawały i stawały sie z każdym kilometrem co raz bardziej ołowiane.
Co chwila patrzyłem na zegarek i przeliczłem jaki mam zapas czasu. Na dziesięć kilometrów przed metą przy zachowaniu tempa 6:00 na km miałem 40 sek nadwyżki. Od tego momentu skupiłem się głównie więc na tym aby moje tempo na wyświetlaczu garmina nie spadało ponizej 6:00 na km.
Nie było to już jednak łatwe zadanie. Wystarczyło abym na moment stracił koncentracje a już biegłem kilkanascie sekund poniżej szóstki. Dodatkowo zacząłem się dziwnie czuć - ogólnie. Już nie tylko nogi ale cały stawałem sie jakis dziwnie słaby. Najgorsze było to że zaczęło mnie mdlić a takiego stanu podczas moich startów nie dane mi było jeszcze doświadczyć. W końcu minąłem 95km. Nie miałem już sił aby nawet odwazajemnić uśmiech, pozdrawiającej mnie , obsługującej punkt odżywczy - młodzieży..Rozpocząłem ostatnią piątkę. Najbardziej urozmaiconą moim zdaniem część piętnasto kilometrowej pętli.
Jeszce 5 km wcześniej zakładałem sobie że od tego momentu przyspieszę. Nie było jednak o tym mowy.W słabiuteńkim już ciałku ewidentnie brakowało mocy. Dodatkowo ciągle mnie mdliło.
Wyciagnąłem więc z tylnej kieszonki rajtków tabletkę cholinexu. Zacząłem sobie wmawiać że to wina niedoboru cukru i jak bedę ssał to ustroistwo to mi to pomoże. No cóż tonący brzytwy się łapie:)
Byłem już tak zdesperowany i pełen obaw czy dobiegne do końca że do 98km wpakowałem w siebie trzy pastylki. I o dziwo to niewątpliwe placebo – pomagało:)
W końcu dotarłem na upragniony i wytęskniony 99 km. Chwila pod górkę skręt w lewo i ostatnie 500-600m.
Od tego momentu udało się nawet kikadziesiąt sekund przyśpieszyć.
Jadący z naprzeciwka , miejscowy rowerzysta zagadnął mnie czy to juz ostatnia pętla. Z nieukrywaną satysfakcją potwierdziłem że tak . Za kilka sekund ponownie usłyszałem jego głos i to samo pytanie ale skierowane do kogoś z tyłu. I o dziwo. Rowerzysta uzyskał tą samą odpowiedż.
Wynikało z tego że zaraz za mną podąża jakiś biegacz. No i również kończy bieg.
Przyśpieszyłem więc jeszcze trochę ale pomimo tego słyszałem jak co raz bardziej i wyrażniej zbliża sie do mnie tajemniczy jegomość.
Na szybkości przeanalizowałem sytuacje i postanowiłem odpuścić walkę do upadłego na finiszu. Z doświadczenia bowiem wiem jak nie raz wypruwałem się na ostatnich metrach. Byłem już wystarczająco skatowany dystansem aby jeszcze dobijać sie na końcowym odcinku. Tym bardziej że byłem już uhahany faktem że na 100% uda mi się zrealizować swój cel i zmieścić się poniżej 9:15.
Na metę wbiegłem kilkanaście sekund za finiszującym niczym Carl Levis kolegą. Zrobiłem wynik 9:13:40.
Za moment podszedł do mnie finiszer i rozbrajająco zaczął mnie przepraszać za to że mnie wyprzedził na ostatnich metrach. Zrobiło się bardzo sympatycznie i koleżeńsko. Uścisnęliśmy sobie ręce i pogratulowaliśmy wzajemnego sukcesu jakim niewątpliwie jest ukończenie tego zabójczego dystansu:)
YES, YES,YES
ps. Marinero, Kaziu i Jarema połamali 9 godzin z kilku minutowym zapasem. Ich kolejność na mecie była taka sama jak napisałem. Wszyscy trzej wypełnili pudło w Mistrzostwach Polski Weteranów w kategorii M-35 ( również mojej ). I z tego faktu naprawdę ogromnie i szczerze się cieszę. Co nie oznacza jednak że za rok nie będę chciał z nimi powalczyć;)
Stasiu Giemza przybył na metę z czasem 9:10 i również stanął na drugim stopniu podium Mistrzostw Polski w swojej kategorii wiekowej.
A więc można z tego wysnuć wniosek że przez 70% biegu podążałem z mistrzowską ekipą:)
A za rok? No cóż. Na pewno będę sie starał poprawić swój tegoroczny wynik i zrobie wszystko aby dołączyć do szacownego grona z ósemką na przedzie:).
Fot: Nasza Piątka czyli : od lewej - Jarema , Treborus , Kaziu , Stasiu i Marinero.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Tom (2008-10-28,14:10): Jesteś dla mnie wzorem... LC (2008-10-28,14:14): Trebi, pomnik na chwałę Ci postawię... Grzegorz J (2008-10-28,14:22): Gratulacje - świetny opis ;) - no teraz to żaden anglik Ci nie podskoczy na maratonie :) Hepatica (2008-10-28,14:24): !!!!!!DLA MNIE BOMBA!!!!! dario_7 (2008-10-28,14:47): Świetna relacja! Jeszcze raz gratuluję! Marysieńka (2008-10-28,14:58): Trebi...Za rok, "lecę" z Tobą....Czytając Twój wpis wróciłam na swoją setkę..Biegłam razem z Tobą:)))
Gratuluję:))))) mamusiajakubaijasia (2008-10-28,20:31): Robercik...ukłon pełen szacunku...z niskim dygnięciem:) DamianSz (2008-10-28,22:21): tylko jedno zdanie;
Cieszę się, że znam tych gości na zdjęciu. Moniq (2008-10-29,07:47): Trebi - szacuneczek!!! Jeszcze raz gratki!! Marfackib (2008-10-29,08:54): Robert, jeszcze raz gratki i oczywiście bardzo duży szacuneczek :-))) TREBI (2008-10-29,12:32): Bardzo dziękuje wszystkim za miłe słowa:)
Cieszę się że wspólnie należymy do tak sympatycznej i serdecznej społeczności biegowej:)
Pozdro:)
michalb1972 (2008-11-01,23:14): Jeszcze raz gratuluję!!!Pozazdrościć!!!! AgaR. (2008-11-03,08:42): GRATULUJĘ!!! Jak czytałam tą relację, to miałam szczerą ochotę zmierzyć się z "setką"... ale to raczej nie dla mnie... Twardziel z Ciebie :)) Basieczka (2008-11-18,22:15): Kuuuuuurcze - Jesteś Wielki
|