2008-10-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg Kukuczki - Katowice czyli mój nieplanowany ultra maraton:) (czytano: 315 razy)
No i po kolejnym maratonie. I to w dodatku po ultra maratonie, czego wcześniej nie planowałem:)
Start równo o godzinie 9. Było rześko i trochę chłodno ale za to niebo zupełnie bez chmur. No cóz typowo jesienny wyż. Warunki do biegania wymarzone. Sceneria dookoła oparta na parkowo leśnych krajobrazach. Pięknie.
Nie zdecydowałem sie jednak na szarżę i lot na życiówkę. A takie myśli chodziły mi na parę dni przed biegiem po głowie. I chyba dobrze uczyniłem. Poskromiłem ambicje i wykonałem ultra maraton jako kolejne długie wybieganko w drodze do Kalisza.
Od samego początku ruszyłem moim ulubionym tempem w okolicach 5:35-40. Biegłem ze Sławkiem z Wawy. Spokojnie gawędziliśmy i pokonywaliśmy kolejne kilometry. W okolicach połówki stwierdziłem że tego dnia biegnie się mi wyjątkowo lekko i swobodnie. Podjąłem więc decyzję że jeżeli moje samopoczucie na 42 km będzie równie ok. to polecę dodatkowe 10km. W regulaminie była taka możliwość więc postanowiłem z tego skorzystać . Dystans maratonu pokonałem w czasie 3:55:14. A dodatkowa dyszkę lekko przyśpieszając pokonałem w 52:57 . Chciałem bowiem sprawdzić czy jeszcze mam ewentualne siły na więcej. I były :) Z czego bardzo się ucieszyłem w perspekywie mojego docelowego biegu za niespełna 3 tygodnie. Metę na 52.195 km minąłem w czasie 4:48:09 co dało mi srednią na km w czasie 5:31.
Po biegu o dziwo żadnego większego zmeczenia.
Szybko zjadłem bigosik i w towarzystwie Adamusa , Sławka i nowo poznanego kolegi z Zabrza udaliśmy się na uzupełnianie płynów do okolicznego piwnego ogródka o swojsko brzmiącej nazwie " WIOCHA" :).
Gdzieś w okolicach biesiadnego półmetka doszedł do Nas głos spikera który nawoływał moją osobę do wyjścia na scenę. Okazało się bowiem ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu że byłem ludzikiem który tego dnia pokonał najdłuższy dystans podczas tego biegu i orgowie postanowili mnie w jakiś sposób wyróznić i obdarować całkiem milutkim prezentem. Odebrałem więc na scenicznym piedestale gratki od orgów i oklaski od zgromadzonej publiczności i niczym bohater II wojny światowej w blasku migających fleszy ;) udałem się ponownie w rewiry " Wiochy" aby dokończyć nagle przerwane dysputy i degustacje:)
ps. A w nagrode otrzymałem fajniuteńki plecaczek Hi Mountaina - strategicznego sponsora tej bardzo udanej, kameralnej imprezy:)
Bardzo się ciesze bo dzisiaj czyli jeden dzień po biegu nic mnie nie boli. A samopoczucie rewela. Nawet dwugłowy jak by miał sie lepiej. Zobaczymy jutro. Dziś sauna i może z 10 km turbo człapanka:)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Marysieńka (2008-10-06,14:25): Trebi...Moje gratulacje.....
Jesteś nie do "zdarcia" :):) Marfackib (2008-10-06,14:40): oj... oj... będzie się działo w Kaliszu :-)) Tusik (2008-10-06,14:40): Człowiek z... żelaza to by było mało! ;-) Grażyna W. (2008-10-06,15:45): Mam pytanie, gdzie była ta nastrojowa impreza?...pewnie gdzieś daleko na południu. Oczywiście gratuluję dystansu :-) TREBI (2008-10-06,16:00): No tak. Wpis wpisem a zapomniałem napisać jakiej imprezki biegowej dotyczył:) Już się więc poprawiam i zmieniam tytuł wpisu aby wszystko było jasne:)
Serdecznie pozdrawiam ze słonecznego południa:) DamianSz (2008-10-07,19:05): Cieszę się Robert, że poraz kolejny podobało Ci się u nos na ślusku ,-)
|