2024-09-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 45 PKO Półmaraton Szczecin (czytano: 426 razy)
Mój pierwszy start w tym roku i 8 w tej imprezie. Jadę chyba tylko dlatego, że zapisałem się pół roku wcześniej i potrzebny jestem jako współzawodnik do drużyny. Biegam nadal, nawet często, ale mało intensywnie. Mój obecny sparing Darek jest w jeszcze bardziej mulącej formie i nie mam presji do szybkiego biegania. Nie wiem nawet na jaki czas będę biegł (dotychczas biegłem zawsze półmaraton na złamanie 1:30 (dla niewtajemniczonych moja życiówka 1:30:11). Umawiam się na wyjazd z szybkim młodziakiem ( rzecz względna -41 latek ). Wiem, że lubi długo spać i już o 6:02 wysyłam pobudkowego smsa. Po przyjeździe pod dom dzwonię o 6:25 – poczta głosowa, po 5 min. to samo. Na szczęście po chwili dzwoni samoistnie przebudzony ( nie obudził go dzwonek) i po chwili pakuje się do auta. Jadę najszybciej jak mogę, żeby znaleźć miejsce parkingowe w pobliżu startu ( nie zdradzam prędkości – może przeczytać żona :).
Dojeżdżamy bez przygód na miejsce łamiąc jeden znak zakazu.
Pogoda super, wyjeżdżając było tylko 9 st. i nadal jest rześko choć słonecznie. Ogarniamy biuro zawodów, zakładamy stroje galowe ( jesteśmy lepiej wystylizowani niż dziewczyny z drużyny:) i szybko na rozruch. Ustawiam się w strefie B. Niestety nikogo znajomego i tym razem nie mam nikogo do wsparcia ( w zeszłym roku jako towarzystwo, poganiacz i dozorca czasu występował Wojtek – jakże tęsknię za Tobą :) - na mecie okazałem się o parę sekund niewdzięczny).
Początek trasy przepychankowy, walka ze Spartanami ( wąsko na trasie), ale po 300 m zrobił się luzik. Postanowiłem zdać się na wyczucie i pełen spontan, nie kontroluję tempa, czasem patrzę tylko na zegarek jak mi idzie. Na 6 km przyznaje się do mnie były ziomek Grześ z Gryfic, po chwili rozstajemy się, gonię dalej peacemakerów na 1:35. Na półmetku trasy, w większości cienistej wciąż jestem świeży. Bieg jest rozgrywany ze wspólnego startu na 10 km ( ukończyło 964 osobozawodników :) i 21,095 km ( ukończyło 2188 osobozawodników :). Na 200 m przed metą rozdzielamy się na finiszerów i w prawo dla tych nie mających jeszcze dość i gotowych na dalszą udrękę. Na agrafce widzę w czubie najpierw Michała, potem Łukasza i Krystiana – jestem czwarty w drużynie ( ostatecznie trzeci ). W tym mniej więcej czasie Łukasz gubi obrączkę zawieszoną na szyi i traci kilka minut na jej poszukiwanie ( skuteczne ), co przesądziło ostatecznie o utracie 3 miejsca na drużynowym podium ( w zeszłym roku byliśmy pierwsi ).
Przez pierwszą część trasy wyprzedzałem wielu biegaczy, teraz inni wyprzedzają mnie ( trochę siadło mi tempo i nie mam za dużo presji, a człowiek jest w końcu leniwym zwierzęciem). Trasa biegnie przez centrum miasta, przez urokliwe Wały Chrobrego i park, tym razem wczesna pora startu spowodowała mały dopływ kibiców.
Bliżej mety przyspieszam, macham do kibiców przed metą wymuszając doping i kończę z czasem 1:36:29. Niezwykle piękny medal kończy 45 edycję tego półmaratonu – ma szansę zostać najlepszym medalem sezonu. Kolorowe koszulki też dodają uroku licznym biegaczom. Za metą woda, piwo 0%, owoce i ciasto. W parku rozstawione leżaki, jeden wielki piknik - jem i piję wszystko, co wpadnie w moje ręce. Są prysznice na basenie, z których nie omieszkamy skorzystać. Mój czas gorszy o 4 min. niż przed rokiem daje mi nieoczekiwanie 2 miejsce na podium w kategorii M60 ( kolorowa statuetka i ręcznik w tej samej tonacji oraz kolejne spotkanie z Sofią Ennaoui).
Organizacyjnie bez zarzutów ( a przecież nieraz byłem wobec nich zgryźliwy )
Mam nadzieję, że start w tych zawodach, przełamie moją depresję biegową ponieważ już rozglądam się za następną imprezą.
Zdjęcie z imprezy jak zwykle później.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |