2022-04-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Relacja z Maratonu w Łodzi (czytano: 38 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/profile.php?id=100032307533328
Na start w DOZ Maraton Łódź zdecydowałem się, bo pomiędzy startem w maratonie w Bratysławie, a startem w Edynburgu widniała luka, która aż się prosiła, żeby ją zapełnić… 😉
A że do Łodzi mam sentyment, bo kiedyś przez pewien czas w niej mieszkałem, impreza biegowa zapowiadała się dobrze, a ja czułem się dość mocno, to zdecydowałem się tam pobiec.
Przyjechałem na miejsce dzień wcześniej, żeby na spokojnie odebrać pakiet startowy i zrobić sobie spacer po mieście. DOZ Maraton Łódź to nie tylko maraton, ale również sztafety, bieg na 10 km i półmaraton. Expo i baza zawodów znajdowała się w Atlas Arenie. Tam też była meta zawodów. Jeśli chodzi o expo, to zawiodłem się na nim, bo było ono bardzo skromne. Na szczęście udało mi się na nim zakupić żele potrzebne na zawody. Chyba większość wystawców itp. pojechało do Krakowa, bo w tym samym czasie odbywał się tam również maraton. Ale expo to jedyna rzecz, na której się zawiodłem na tej imprezie, więc dało się to przeżyć 😉
Wydawanie pakietów odbywało się bardzo sprawnie, a wolontariusze byli pomocni i ciągle uśmiechnięci. Kiedy w jakimś miejscu robiła się kolejka, to ktoś z wolontariuszy szybko zapraszał tam, gdzie kolejki nie było. Po odebraniu pakietów jakieś foto i pasta party z makaronem oraz piwem bezalkoholowym.
Nazajutrz rano spacer na start oddalony ok. 1,5 km od hotelu. Start znajdował się tuż przy Atlas Arenie. Zostawienie depozytów szybkie i sprawne. Wszędzie było pełno ludzi i start dla wszystkich był wspólny. Atmosfera biegowa pełną gębą. Przez dużą ilość biegaczy wydawać się mogło, że na starcie będzie tłum oraz ścisk i w związku z tym ciężko będzie normalnie zacząć bieg. Jednakże zaraz po rozpoczęciu biegu (o godz. 9:00) okazało się, że nie jest aż tak źle. Biegacze na 10 km startowali równocześnie z resztą, ale z oddzielonego pasa drogowego obok, a po ok. 500 metrach biegi rozdzielały się. Startowaliśmy falami, co kilkadziesiąt sekund, dzięki czemu na początku biegu nie było zbyt tłoczno.
Pierwsze i ostatnie kilometry zawodów okrążały Park Józefa Piłsudskiego. O ile jego pierwsze okrążenie było wesołe i żwawe, to drugie było już bardziej z grymasem zmęczenia na twarzy… 😉
W związku z tym, że czułem się dobrze postanowiłem zaatakować moją życiówkę i od początku starałem się trzymać tempo, które mi na to pozwoli. Ponadto startowałem też w dodatkowej kategorii branżowej i postanowiłem w niej powalczyć o dobre miejsce. Trasa okazała się nie tak łatwa, jak zakładałem. Kiedy w przeszłości mieszkałem w Łodzi nie zauważyłem, że jest ona dość pagórkowata 😉
Takie rzeczy zauważa się dopiero podczas maratonu, kiedy te górki trzeba pokonywać… zwłaszcza kiedy ma się już za sobą trochę kilometrów. Nie były to strome podbiegi, ale łagodne i długie, ale takie są chyba najgorsze. Pomimo tego, dobre tempo udawało się utrzymywać.
Trasa wiodła obok dworca Łódź Fabryczna, dwukrotnie przez ulicę Piotrkowską (wg mnie jeden z najfajniejszych odcinków zawodów), przez Park Baden-Powella i Park 3 Maja. Uważam, że to bardzo fajnie ułożona trasa do „maratońskiego” zwiedzania miasta. Niestety sprawiło to, że miasto dość mocno się korkowało…. Kilkakrotnie po drodze słyszałem, że biegacze korkują miasto i niech idą sobie biegać do lasu. Raz nawet ktoś komuś groził „strąceniem czapki…”. No ale cóż…. Miasto jest dla wszystkich, dla biegaczy również… 😉
Punkty odżywcze znajdowały się co ok. 4 km, a na nich woda, izo, banany i gdzieś chyba były jeszcze żele. Bardzo sprawnie funkcjonowały ze względu na dużą ilość wolontariuszy.
Kibice dopisali (prawdopodobnie głównie dzięki doskonałej do tego pogodzie), zwłaszcza zorganizowane, głośne grupy kibiców, których było wiele na trasie, one robiły naprawdę dobrą robotę 🙂
Na kilku ostatnich kilometrach moje tempo trochę spadło, ale nie spadło na tyle, żeby nie udało się pobić życiówki.
Jak już wcześniej wspominałem meta znajdowała się wewnątrz hali sportowej, gdzie był kapitalny klimat do szybkiego finiszu w świetle reflektorów i wśród kibiców.
No i życiówka pobita o 38 sekund 🙂
Podsumowując zawody, to uważam całą imprezę biegową za jedną z najlepszych, w jakich było dane mi brać udział. Pomimo dużej ilości różnych biegów skupionych w jednym miejscu i licznej rzeszy biegaczy, nie było nigdzie kolejek i ścisku; ani do jedzenia, ani do depozytu, ani też pod prysznice. No może jedyna kolejka jaka była, to do masażu po zawodach, ale wydawała się i tak mniejsza niż zwykle po zawodach do takich miejsc.
W kategorii branżowej zająłem 6 miejsce (muszę przyznać, że liczyłem po cichu na pudło, ale jednak się nie udało). W kategorii open byłem 551, mężczyzn – 510, wiekowej – 129.
Zawody ukończyło 1993 maratończyków, 321 półmaratończyków, 155 sztafet half&half (po 2 osoby), 51 sztafet ekiden (po 6 osób) oraz 1892 biegaczy na 10 km.
Na udane zawody musi się zgrać dużo czynników i miałem wrażenie, że w Łodzi wszystko zagrało; m.in. pogoda, kibice (MEGA), organizacja i zaangażowanie wolontariuszy.
DOZ Maraton Łódź wykonaliście dobrą robotę!!!! Gratuluję Wam i polecam wszystkim udział w zawodach w przyszłym roku 🙂
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |