2017-11-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maraton Nice-Cannes (czytano: 1308 razy)
Po szaleństwach związanych ze Świętem Niepodległości przyszła pora na spokojny trening. Zrobiłem 30 km tempem 5:54 min/km przy średnim tętnie 136 bpm. Był czas na poukładanie różnych spraw ale i na przemyślenia. Trasa: Las Kabacki, Przyczółkowa, Wilanowska, Dolina Służewiecka, Rosoła / Anody i znów Las Kabacki. Pogoda ciągle paskudna 3st. ciepła i porywisty lodowaty wiatr. Ludzie jacyś zamknięci i niechętni, rzadko odpowiadają na pozdrowienia. A jeszcze w zeszłym tygodniu byłem w innym świecie. Do Nicei przylecieliśmy via Zurich w czwartek. W planie zwiedzanie a dla mnie trasa Nice-Cannes nazywana dość skomplikowanie Maraton des Alpes-Maritimes Nice-Cannes.
Nicea to miasto burżuazyjne, bogate i eleganckie. Kamienice 6 – 8 piętrowe, na dole sklepiki i restauracje wszelkiego sortu, jeśli supermarkety to niezbyt wielkie i również schowane na parterach domów. No i ta Promenade des Anglais z bogatym elewacjami hoteli. Od razu widać, że to poukładany świat.
Pogada zgadnie z oczekiwaniami 17 st. C i lekkie zachmurzenie, w sam raz na cienki sweter. Od razu idziemy połazić po mieście a przy okazji odebrać w biurze zawodów, w wielkim namiocie na pl. Massena pakiet startowy. Zdecydowałem się na wariant Basic bez koszulki pamiątkowej i innych niepotrzebnych gadżetów. Dali tylko trochę ulotek i reklamówek żelków i jakichś ichnich napojów. Nie spodziewałem się więcej. Rozczarowały też targi Expo spodziewałem się, że zobaczę coś nowego, ale było dość skromnie i raczej drogo. Organizatorzy zapowiadają do 14 tyś. Biegaczy. W piątek zwiedzanie Nice z muzeum Chagala i Matissa i wyjazd autobusem miejskim do średniowiecznego miasteczka St. Paul pod Niceą. W sobotę jedziemy pociągiem około 45 min drogi do Monako. WOW to zupełnie inny świat. Monte Carlo jak zwykle powala, chociaż nie wszystkim się podoba. Nie będę tego opisywał bo każdy odbierze je inaczej. Chcecie to przyjedźcie i zobaczcie. Zrobiliśmy sobie tylko zdjęcie w Casino z Fotruną , która niestety też jest ślepa, jak sprawiedliwość. Powrót wieczorem i przygotowania do startu. Zapowiadają załamanie pogody!
Wychodzę z hotelu o 6:30, jest ciemno, 12 st ciepła, siąpi deszcz i wieje porywisty wiatr. Depozyty są zorganizowane na znanym już pl. Massena w samochodach ciężarowych , które zaraz odjadą do Cannes. Po przebraniu się wszyscy chowamy się przed deszczem i wiatrem w arkadach na placu. Ze względu na pogodę na koszulkę reprezentacyjną nałożyłem też worek foliowy. Da się wytrzymać. O 7:15 powoli ruszamy na Bulwar des Anglais skąd nastąpi start. Cała strefa startu zamknięta wysoką siatką, przy bramkach wejściowych kontrola osobista a od strony morza motorówka policyjna na sygnale. To w tym miejscu na wiosnę fanatyk ekstremista dokonał makabrycznego zamachu ciężarówką na niewinnych ludzi. Trochę się rozgrzewam i później ustawiam się w strefie na 3:45, to może zbyt optymistycznie ale ostatecznie trzeba mieć jakiś cel w życiu. Zwracam uwagę, że jest niezbyt wielu obcokrajowców kilku Niemców jeden Duńczyk , Palestyńczycy z jakimś transparentem, kilku azjatów, Polaków dotąd nie spotkałem. Razem z maratonem biegnie sztafeta 6x o jakiejś skomplikowanej formule i 2x21,1km. O 8:00 po odśpiewaniu Marsylianki rusza pierwsza grupa , my przesuwamy się do przodu i około 8:10 również ruszamy. Biegniemy dwoma pasami bulwaru aż do lotniska w Nicei, jest dość ciasno. Tempo 5:15 – 5:20. Po rozgrzaniu się po około 2 km wyrzucam folię i biegnę dalej na krótko. Zresztą pogoda poprawiła się, przestał padać deszcz. Bufety zaczynają się od 5 km a później regularnie co 2,5 km, jest woda izo nazywany tu „energy”, pomarańcze i banany. Cała trasa w zasadzie jest płaska z dwoma podbiegami w drugiej części trasy. Za lotniskiem zabudowa się po mału kończy , kończy się też pierwsza zatoka Nicejska, mijamy cypel i przed nami otwiera się następna półkolista zatoka. Ale widok , mam ochotę rzucić to wszystko i pobiec na plażę. Biegniemy teraz szosą nadmorską wzdłuż plaż, które są albo dzikie albo w mijanych miasteczkach przechodzą w typowe promenady Lazurowego Wybrzeża. Z portami jachtowymi i kafejkami przy bulwarach. Cały czas po lewej stronie na wyciągnięcie ręki puste plaże i lazurowe morze. W połowie zatoki mijamy 21 km, to półmetek , czas około 1:50 h. Czuję się dobrze, coś tam popijam, jem banana i żel, chłodzę się wodą. Przed 30 km podbieg około 5 m w górę na mury obronne w Antibes. Obiegamy nimi stare miasto wzdłuż brzegu morza i znów zbiegamy przez średniowieczną bramę na nadmorską szosę. Kończy się druga zatoka a po minięciu kolejnego cypla otwiera się widok na trzecią zatokę , gdzieś tam na horyzoncie majaczy Cannes cel naszego biegu. Zmęczenie narasta, trochę zwalniam, przy bufetach trochę podchodzę ale ogólnie jest OK. Zaczyna zza chmur wychodzić słońce i te ostatnie 10 km jest wyraźnie cieplej. Pomału zbliżamy się do kolejnego cypla na końcu zatoki . To już Cannes ale my jeszcze musimy wbiec szosą dość forsownym i długim podbiegiem na cypel, okrążyć go i zbiec promenadą w stronę Pałacu Festiwalowego w Cannes. Niespodziewanie trasa zwęża się dość mocno co powoduje, że na ostatnich kilometrach robi się tłoczno. Na 40 km wyjmuję flagę polską, z którą już do końca maratonu biegnę nad głową. Przed metą czeka Kaśka i reszta towarzystwa, to daje mocnego kopa. Finiszuję z czasem 4:06:04 na miejscu 3213/6250. Tradycyjnie w zagranicznym biegu nie złamałem 4 godz. Tak bywa. Po biegu dość długa strefa dla zawodników. Najpierw dają medale, później owoce i woda, następnie koszulki finiszera i worki na rzeczy, namioty masażystów a na końcu stoją ciężarówki z depozytami. W sumie około 1 km. Cały czas chodzi mi po głowie jedna myśl . Wyrwać się stąd i iść się wykąpać. W końcu docieramy na plaże. Zdejmuję koszulkę i buty i biegnę do morza, jest cudownie, warto było tu przybiec. Kąpią się wszyscy , dziewczyny w bieliźnie, chłopaki w spodenkach biegowych.
Polegujemy chwilę na leżakach na plaży a później idziemy jeszcze trochę pochodzić po Cannes i przypomnieć sobie stare czasy. Byliśmy tu prawie 20 lat temu. Co tu dużo mówić, było bosko.
Wracam do rzeczywistości, kończy się trening. Jestem zmarznięty i ubłocony niemal do kolan, buty przemoczone a w nogach 30 km. Trzeba będzie jeszcze pomyśleć o jakimś cieplejszym miejscu.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2017-11-13,08:05): Janie, bardzo mi się spodobało, że masz cel w życiu (3:45) :) Życzę Tobie tego. Odśpiewanie Marsylianki też mi się spodobało :) Fajna idea. No i szacun za naszą flagę. Pozdrawiam jann (2017-11-14,19:12): Dzięki Paweł, z tą Marsylianką to przesadziłem,tylko cicho nuciłem. Reszta to szczera prawda! emka64 (2017-11-15,13:13): Super. Gratulacje i fajna relacja.
|