2017-08-22
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| III Ultramaraton Magurski, Krempna 92 km (czytano: 1472 razy)
III Ultramaraton Magurski, dystans 92 km
19.08.2017r. Krempna
Organizator : Fundacja „ Z Górki „
Tym razem ultramaraton górski w Krempnej, małej podkarpackiej wsi w powiecie jasielskim. Gdzie organizator zapewnia bogaty pakiet startowy, noclegi przed i po biegu, napoje, jedzenie i wiele innych rzeczy. W tej edycji znakiem rozpoznawczym jest orlik krzykliwy, a jego podobizna graficzna umieszczona jest na medalach, koszulkach i innych gadżetach. Na miejscu zjawiłem się o godzinie 03.00 po nieprzespanej nocy.
Trasa biegnie szlakami turystycznymi w Beskidzie Niskim przez Magurski Park Narodowy, gdzie pokonamy wiele szczytów gór. Pośród dzikiej przyrody, przecinając urokliwe miejsca. Jak się przekonamy bieg wytrzymałościowy z bardzo stromymi, wielokilometrowymi podbiegami.
Start biegu rozpoczyna się o godzinie 05.00 wraz z nami startują zawodnicy na dystansie 58 km. Łącznie 200 osób, kilka słów od organizatorów, odliczanie i …
05.00 – start
Ruszyliśmy, jeszcze półmrok. Przez chwilę biegniemy drogą asfaltową, następnie skręcamy w drogę szutrową pomiędzy domy jednorodzinne. Gdzieś po drodze mijamy greckokatolicką cerkiew. I zaczyna się bieg pod górę drogą kamienistą, gruntową. Nachylenie dosyć znaczne. Po drodze mijamy gospodarza prowadzącego bydło na pastwisko. Pozdrawiamy się, dalej na łące wita nas stado pasących się owiec.
Biegniemy kilka kilometrów pod górę, mocno dysząc. Właśnie zdobywamy górę Kamień 714 m.n.p.m. szczyt w zachodniej części Beskidu Niskiego, Obszar Ochrony Ścisłej Kamień. Gdzieś na wzgórzach wbiegamy na rozległe łąki, biegniemy i delektujemy się widokami. Zza góry wyłania się słońce, budzi się nowy dzień. Tego dnia zapowiada się upalnie.
Kąty, malownicza miejscowość w zachodniej części Beskidów Niskich położona u podnóża Magurskiego Parku Narodowego. To właśnie do tej miejscowości zbiegamy. Miejscowości w pobliżu przejścia granicznego ze Słowacją. W okolicy dostrzec można zabudowania łemkowskie.
Biegniemy dalej już mocno zmęczeni. Przed nami Grzywacka Góra 567 m.n.p.m. gdzie na jej szczycie stoi krzyż milenijny z platformą widokową. Pokonuje kolejne strome urwiska i wzniesienia, na które nie sposób wbiec tylko trzeba się wspinać. Trasę przecinają wiele górskich strumyków w których chłodzę twarz. Mięśnie nóg gorące od wysiłku, oddech głęboki.
Trasa dobrze oznaczona prowadzi mnie do punktu kontrolnego w miejscowości Chyrowa z najpopularniejszymi stokami narciarskimi w tym regionie. Po drodze pokonuje wiele zalesionych szczytów, łąk i pastwisk. Biegnę lub wspinam się po stromych zboczach, wąskich ścieżkach. Słońce coraz bardziej przypieka. Na punkcie kontrolnym przyjmuje tylko płyny, nic nie jem.
I dalej do przodu już mocno zmęczony. Kolejne szczyty Kiczera 546 m.n.p.m., Dił znajdujący się w granicach Jasielskiego Parku Krajobrazowego i wiele innych które są tuż obok lub pod moimi stopami. Przebiegam przez Olchowiec, wieś łemkowską w środkowej części Beskidu Niskiego.
Która godzina ? Nie wiem, biegnę dalej. Koncentruje się na trasie, wypatrując charakterystyczne oznaczenia „ Ultramaraton Magurski „. Zboczę z wytyczonego szlaku to nie ukończony biegu i gdzie szukać drogi powrotu do bazy zawodów ?
Kolejne szczyty. Już sam nie wiem jak się nazywają, zgaduje : Horb, Kury Wierch, Ruban. A może zupełnie inne. Nazwa nieistotna, wszystkie te strome zbocza wysysają ze mnie siły. Mętlik w głowie, wspinam się na Koronę Beskidu Niskiego – Baranie, ponad 700 m.n.p.m. Po drodze potoki, chłodzę się w lodowatej wodzie. Biegnę przez bukowy las i Przełęcz Mazgalica na wysokości ponad 500 m.n.p.m. Słyszę sygnał w moim telefonie komórkowym, zatrzymuję się i spoglądam. Otrzymałem wiadomość od mojego operatora „ … jesteś na terenie Słowacji, twój numer alarmowy 112 jest aktywny … „ hm, hm … bardzo śmieszne. Biegnę dalej mijając tablicę z napisem Granica Państwa.
Następny punkt kontrolny w osadzie Ożenna, miejscowości przygranicznej w środkowej części Beskidu Niskiego. Jem arbuza i pije izotonik, jest bardzo gorąco. W tym punkcie kontrolnym wielu zawodników rezygnuje z dalszego biegu na koronnym dystansie 92 km. Po chwili biegnę dalej, a przede mną droga asfaltowa biegnąca cały czas pod górę. Po kilku kilometrach skręcam w las, ścieżka kręta, nierówna i podmokła, ale przynajmniej w cieniu. Za mną chyba już 50 km, no to z górki. Jeszcze tylko ponad 40 km do mety…
Biegnę, a raczej głowa próbuje ciągnąć za sobą resztę ciała. Wyprzedzam lub jestem wyprzedzany przez pojedynczych zawodników. Większość czasu na trasie jestem zupełnie sam i przypominają mi się tabliczki z napisem „ Uwaga Rysie „.
Pod moimi nogami kolejne szczyty Gębi Wierch i wiele innych, przełęcze i potoki. Strome zbocza po których nie sposób iść. Biegnę pośród łąk i pastwisk, a żar z nieba leje mi się na głowę. Kolejny punkt z napojami. Ktoś rezygnuje już dalej nie biegnie, siedzi umęczony na ławce. Piję wodę i dalej do przodu. Za mną 58 km, pod stopami rozgrzana droga szutrowa. Co kilka kilometrów przebiegam przez potok. Wbiegam do niego i przez chwile się chłodzę.
Przebiegam obok starego cmentarza wymordowanej ludności wsi łemkowskich. Mijam kolejne stare betonowe mogiły. Mroczny i krwawy obszar. Nad głową ciemne chmury, grzmi. Idzie burza.
Kolejne wzniesienia na które już nie mam sił się wdrapywać. Punkt kontrolny Wołowiec w dolinie potoków. Coś pije i dalej do przodu.
Godzina 17.00 jestem gdzieś na wzgórzu w bukowym lesie. Ponuro, zaraz lunie deszcz. Mam zawroty głowy i mdłości. Przez 12 godzin biegu, prócz arbuza i izotoników nic nie jadłem. Przysiadłem na konarze, jestem sam. Po chwili nawałnica, burza. Ulewny deszcz mnie ożywił. Biegnę w dół, ubieram kurtkę przeciwdeszczową. Po kilkunastu minutach i tak jestem cały przemoczony. W lesie panuje półmrok, nad głową szaleją pioruny.
Po jakimś czasie spotykam jednego z zawodników, biegniemy razem w tą ulewę. Narzucamy sobie szybkie tempo. Brodzimy w błocie i pokonujemy kolejne strome niebezpieczne zbocza.
Dobiegamy do ostatniego punktu kontrolnego, nie wiem gdzie. Coś pijemy i biegniemy dalej już przeraźliwie zmęczeni. Zostało nam około 7 km. Mocno wyczerpani wspinamy się na kolejne wzniesienia. Wybiegamy z lasu na drogę asfaltową, leje ulewny deszcz. Robi się coraz ciemniej. Zostało nam około 2 km, cały czas biegniemy resztkami sił. Nie jesteśmy pewni czy biegniemy w dobrym kierunku.
Przed nami meta, wbiegamy. Koniec 92 km za nami.
czas biegu: 14.30 godzin
miejsce: 25 M
Po chwili dostaję mocnych drgawek z zimna, których nie mogę opanować …
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |