2017-04-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zmagania z czasem ... maraton czy 10 km ???? (czytano: 328 razy)
Łódź maraton 2017 miał być dla mnie powrotem do biegania. Tak powrotem, bo marzyło mi się,że powrócę do swojej starej dyspozycji, która dawała mi radość z biegania i osiąganych wyników. Dlatego jak tylko pojawiły się zapisy, szybciutko zapisałem się na maraton robiąc przy tym tyle zamieszania, że w ostatecznym rozrachunku było nas 25 osób chętnych do wyjazdu. Niestety życie pisze scenariusze nie całkiem zgodne z naszymi planami. Kolejne rehabilitacje i nowe dolegliwości zaczynają mi odbierać nadzieję na „ normalność”. Zamiast zaczynać coraz intensywniejsze treningi, jestem zmuszony do rezygnacji z biegania. Kolejny szpital, nowe dolegliwości... kur... kiedy zacznie być lepiej? Już wiem, że marzenie o maratonie prysło jak bańka mydlana bo w obecnej sytuacji to by było „samobójstwo”. Lecz jest jeszcze plan „B”, który zaświtał mi w głowie - bieg na 10 km. Z tym powinienem sobie poradzić. Nie mogło mnie zabraknąć na imprezie, którą sam „zorganizowałem” :0) i rzutem na taśmę przepisałem się na bieg towarzyszący maratonowi – „Ibuprom 10 km”. Dwa dni przed startem wychodzę cudem ze szpitala. Uff udało się :0) Podróż z Harpaganami to zawsze wielka frajda i mocna dawka dobrego humoru. A do tego przedsmak zmagań biegowych i Tour de Łódź (sobotniego wieczoru) po ulicach w poszukiwaniu zaginionej knajpy. Niedziela budzi nas nie najładniejszą pogodą, ale od Harpaganów i paru dobrych znajomych, którzy pojechali z nami, bije radość od samego rana. Jedni skupieni, inni rozbawieni, każdy koncentruje się przed startem na swój sposób. Jak zwykle przed startem buziaki, kopniaki, fotki i ustawiamy się na starcie. Start dwustronny maraton w prawo, a dyszka w lewo. Razem ze mną na starcie do 10 km ustawia się Kasia, Olga, Seba, Jarek i Dominik. Każdy z nas ma swój plan Dominik jak to DOMINATOR pędzi jak wiatr, Kasia debiutuje w dyszce, więc życiówka już jest tylko dobiec, Seba robi za zająca i ciągnie Olgę na rekordzik, Jarek też ma chytry plan życióweczki, a ja? Hym... jak się wyrobię w godzinę to będzie ok (kiedyś porażka, dziś nadzieja na przyszłość). Godzina 0 wybija punktualnie o 9.00 - ruszamy. Z zazdrością i smutkiem patrzę na biegaczy za barierką uciekających w drugą stronę :0( Cóż, trzeba teraz zrobić swoje. Bieg zaczynam troszkę za szybko a to przez to, że miałem nadzieję, że utrzymam się przy zającu. Lecz cały misterny plan poszedł w diabły już po pierwszym km, bo tempo niestety nie dla mnie, Seba i Olga znikają w tłumie przede mną, a wraz z nimi Jarek. Dominik targa gdzieś w elicie:0) Pogoda zrobiła się rewelacyjna, no może gdyby nie ten wiatr. Biegnie się dobrze, nie mam problemu wydolnościowego, tempo nawet fajne, od 5km troszkę słabnę i zaczyna pobolewać noga, ale jest dobrze. Cieszy jak czasem kogoś uda się wyprzedzić. Po drodze jeden „żywy” punkt kibica i parę lekko zaspanych, punkt z wodą na piątce i tyle jakoś mnie nie zachwyciło. Kontroluję czas, jest ok powinienem się zmieścić w godzinę. Jeszcze jeden zakręt i wpadamy na stadion. Tak dla tej chwili tu jestem nie wiem jak inni ale ja uwielbiam finisz na stadionie czy hali. Światła, muzyka, spiker, kibice i moja Żabka z aparatem w ręku krzycząca w niebogłosy , to jest to dla czego warto się pocić. Wszyscy zrobili swoje życióweczki każdy zadowolony. A ja? Ja się cieszę, że dałem radę, że tu jestem, że jest nadzieja na coś jeszcze w mojej biegowej przygodzie z Harpaganami ( bo to też dzięki Wam się stało). Medal na szyję, kąpiel i troszkę regeneracji po biegu i idziemy do naszych dziewczyn na starcie kibicować naszym maratończykom. A działo się oj działo, Harpagani szaleli i co rusz to mega życiówka, miałem ciary i łzy w oczach zarazem, widząc ich wpadających na metę i nie ukrywam, że zazdrościłem im, oj tak.
Hym...Może jeszcze kiedyś? :0)
Paweł
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |