2017-03-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| "Jak się nie ma co się lubi" to się... lubi morsować :0) (czytano: 387 razy)
Od jakiegoś czasu główkowałem co tu zrobić, żeby czymś się zająć, bo z tym bieganiem coraz bardziej mi „nie po drodze.” :0( Biegając wokół Stawików zauważyłem, że jakieś „czubki” taplają się w wodzie, a był to grudzień. Brrr… wzdrygnąłem się na sam widok tych golasów przy ujemnej temperaturze powietrza. Jednak na przekór samemu sobie coraz bardziej z tygodnia na tydzień, moje myśli oscylowały wokół magicznego słowa MORSOWANIE. Swoją cegiełkę dołożył kolega Adam, który usilnie namawiał Harpaganów do tej (nowej dla mnie) formy aktywności fizycznej. Coś mi tu jednak nie pasowało. Morsowanie bez śniegu i lodu? Nie tak to sobie wyobrażałem. Poczekam, aż mróz lodem pokryje jezioro i spadnie śnieg (pomyślałem), bo jak to będzie jednorazowa przygoda to przynajmniej fajne zdjęcia będą :0). Jak to bywa w nowy rok każdy coś postanawia, ja postanowiłem, że zostanę Morsem :0) Dwa tygodnie nowego roku pięknie przygotowały teren do morsowania. Pogoda stała się wymarzona. Lód na jeziorze, a śnieg pięknie przykrył białą pierzynką krajobraz. Hym... teraz to już chyba nie mam wyjścia? Trzeba przejść z myśli do czynów. Głowa pełna. Jak to zrobić? Jak to będzie? Brrr... :0) 15 stycznia nasze stowarzyszenie Harpagan Sosnowiec organizowało wokół Stawików bieg WOŚP, a że była to niedziela i po naszej imprezie morsowało towarzystwo PTSE (to te „czubki” co o nich wcześniej pisałem) :0) była idealna okazja, żeby „przełamać lody.” Jak zaplanowałem tak zrobiłem, chociaż do końca miałem mieszane uczucia. Nie miałem na szczęście czasu na zastanawianie się nad swoją dolą, bo odrobinkę się spóźniłem na morsowisko, a tam już wszyscy kończyli rozgrzewkę, więc żeby nie być ostatnim w wodzie, bez rozgrzewki (no chyba, że za rozgrzewkę potraktuję dotruchtanie do morsowiska) szybciutko się rozebrałem i brrr... do wody. :0) Ło matko jaka zimna woda (pomyślałem). Powoli do przodu, aż po pas i na „trzy cztery” zanurzenie po szyję. Na szczęście wiedziałem co robić, bo nowych morsów fajnie wprowadzali koledzy z PTSE. 30 sekund ciągło mi się niemiłosiernie, ciężko oddycham, płuca przytyka, szok! Wychodzimy, teraz przebieżka (niesamowite uczucie jakby z wszystkich stron nakłuwano cię igiełkami) rzeźbienie orła na śniegu i z powrotem do wody na ok 40 sekund. Teraz szybciutko trzeba się ubrać, bo to tzw.” złote 5min” na ubranie, żeby się nie przeziębić. Wybiegając na brzeg krzyczę „ no to już nie mam jaj” :0) Nie jest łatwo, bo najbardziej zmarzły stopy, potem gorąca herbatka i do domku. Kolejne morsowania już dają więcej przyjemności, bo i rozgrzewka jak należy zrobiona i oddech się wyregulował, a w wodzie można już parę minutek posiedzieć. Tak to się zaczęło i jak do tej pory trwa nadal zwłaszcza, że zauważyłem, że po morsowaniu mój organizm czuje się lepiej. Troszkę nawet zostało urozmaicone o morsowanie nocne, bo niestety dla morsujących wiosna już puka i ciepło się robi, a w nocy jeszcze chłodno. Jedno jest pewne w przyszłym roku nie będę czekał do stycznia :0) Wszystkim bardzo polecam tą świetną formę hartowania naszych organizmów i zapraszam do grona Morsów. :0)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |