2012-08-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Chyża w znaczeniu dosłownym (czytano: 460 razy)
„Chyży” - jak rzadko używamy tego synonimu do słów szybki czy prędki?! Przymiotnik piękny i poetycki, a do tego celnie opisujący jeden z sierpniowych biegów zorganizowany w pobliskim Nowym Tomyślu przez zaprzyjaźniony Klub Biegacza.
Ekipa Łabędzi i niezrzeszonych zbąszyniaków pojawiła się tego sobotniego ranka bardzo licznie na starcie, w tym ja – po raz pierwszy w barwach tego klubu, po raz pierwszy w pięknej koszulce z imieniem na plecach i chyba po raz pierwszy aż tak stremowana.
Plan na tą sobotę miałam dość ambitny: udział w biegu, szybki powrót do domu prosto z mety, prysznic, makijaż, fryzjer, zmiana butów na szpilki, ślub, a potem tańce na weselu do białego rana. Aby ułatwić sobie sprawę, numer startowy odebrałam dzień wcześniej, wpadłam więc tylko do biura po resztę pakietu (koszulki dotarły odrobinę za późno, więc całego pakietu nie udało mi się odebrać w piątek po pracy) i już myślałam o krótkiej rozgrzewce, starcie i całej reszcie..
Ruszyliśmy szybko… Miałam wrażenie, że bardzo szybko… Nie miałam zegarka, więc nie mogłam sprawdzić. Kilka dni wcześniej nie miałam czasu na ani jeden trening, właściwie to ponad tydzień minął mi bez ruchu stwierdziłam więc, że zapewne tempo jest takie jak zwykle, tylko ja jestem ociężała, toteż postanowiłam trzymać się Patrycji jak tylko się da. Wyrównałyśmy tempo, poczułam że biegnie się lepiej, choć nadal szybko, ale to Patrycja nadawała rytm. Przed punktem odżywczym pomyślałam: „biegnij! Na picie będzie czas do rana!” i minęłam bokiem stojącą z kubeczkami w ręku młodzież. Byłyśmy już sporo za miastem, biegłyśmy od strony Starego Tomyśla wąską ścieżką rowerową wyprzedzając co chwila po kilka osób. W głowie miałam jedno: żeby się czasem tylko nie przewrócić na tych nierównościach, bo jak ja pójdę na to wesele z obdartymi kolanami!? Czułam, że Patrycja ma jeszcze mnóstwo sił, więcej zapasu niż ja, więc krzyknęłam do niej: „wyprzedzamy! Ty pierwsza! I nie czekaj na mnie, jestem za Tobą!” i pobiegła… Zostały 2km… Ekipa znajomych okrzykami: „dalej, bo się spóźnisz na wesele!” dodała mi sił i uśmiechu na twarzy… I tak z niepohamowaną radością, życiówką, i poczuciem, że jestem „CHYŻA”, niczym na skrzydłach łabędzich „wleciałam” na metę.
Chyża okazała się chyżą również dla Patrycji i innych zadowolonych Łabędzi.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |