2016-08-19
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Z Ochot(nic)y w Gorce (czytano: 1915 razy)
Start W Gorce Ultra Trail
wybieram właściwie przez przypadek
pasuje mi miejscem i terminem
do urlopu w górach
Dystans oczywiście maratoński
tu o przypadku nie może być mowy
po wygranej w Lądku
śmiało mogę powiedzieć
że maraton w górach to mój koronny dystans.
Do biegu przekonują mnie też znane i lubiane
sylwetki znajomych Biegaczy w Wersji Wege
którzy bieganiem lubią zajmować się od kuchni
To ich debiut organizacyjny w górach
ale czuję że sami będąc pasjonatami gór wiedzą co robią.
No i same Gorce
góry w których jeszcze nigdy nie byłam
Jestem ich bardzo ciekawa.
Na zawody ja i cała moja Wataha
jedziemy wprost z samej stolicy polskich gór - Zakopanego.
Pozornie wydaje nam się że kontrast krajobrazu będzie dość wyraźny
i rzeczywiście Gorce są znacznie niższe niż Tatry
jednak jak mam się przekonać o coś zupełnie innego niż przewyższenia tutaj chodzi.
Ponieważ dzień przed startem zaliczamy solidną wycieczkę
przez Morskie Oko w okolice Szpiglasowej Przełęczy
na miejsce docieramy późno i dość mocno zmęczeni
Ta sytuacja wzbudza we mnie pewien niepokój
gdyż mam świadomość że do świtu wypocząć w pełni raczej nie zdołam
Postanawiam urwać więc jak najwięcej snu tej nocy
w czym dzielnie mi pomaga Moja Szybsza Połowa
usypiając Okruszka
Ten jednak jak na złość wrzeszczy wniebogłosy
komunikując na cały dom wypoczynkowy że spał teraz nie będzie.
W tym całym zmęczeniu udaje mi się zasnąć pomimo jego płaczu
jednak gdy Moja Szybsza Połowa po wykonaniu zadania kładzie się spać
ja wybudzam się i ten stan trwa prawie do rana
Tuż przed dźwiękiem budzika chwilę drzemię
jednak pobudka o 4 rano
to i tak nawet jak na karmiącą matkę dużo za wcześnie.
Wstając przeklinam godzinę startu
W ciszy i półmroku ubieram się
karmię Okruszka
po cichu opuszczam pokój
i już jestem w tłumie
podobnych mi szaleńców
którzy tak samo kochają góry jak ja
W takim towarzystwie to co jeszcze przed chwilą wydawało mi się bez sensu
zaczyna mi się nawet podobać.
Wschód słońca w górach
kiedy ostatnio go widziałam?
Zadaję sobie to pytanie
i z trudem szukam odpowiedzi w swojej głowie.
Zresztą na takie rozważania nie mam już czasu
gdyż start już za kilka minut
Stojąc w tłumie biegaczy
dostrzegam swoją Przyjaciółkę Kociarę z Wilczą duszą i Motylami w Brzuchu
jeszcze tylko wspólne zdjęcie wszystkich obecnych
i już udajemy się na start
Tam w ciemnościach spotykam Trenera Marzeń
i znajomego który Na Bank Zawsze Zrobi Dobry Wynik
jest jeszcze wśród nas Włoski Biegacz
a więc będzie to start drużynowy
W kupie jakoś raźniej
może dlatego po wystrzale startera
ruszam tempem... samego Trenera
wszystko byłoby fajnie gdybym miała pewność że mnie to nie pogrąży
ale choć pierwsze 5km biegnie się z górki lekko po asfalcie
takiej gwarancji nikt mi nie da.
Choć tą piątkę lecę tempem
w okolicach rekordu życiowego
postanawiam zaryzykować widząc tuż przed sobą
Drugą Zawodniczkę Tegorocznego Supermaratonu Gór Stołowych
i moją największą konkurentkę tutaj zarazem.
Mam tę świadomość że dziewczyna jest znacznie ode mnie lepsza
jednak doświadczenie poprzedniego górskiego maratonu
nauczyło mnie że nie można na linii startu się samemu klasyfikować
od tego jest meta
a cała zabawa w sport polega też na tym
że nigdy nic do końca nie wiadomo.
Podobnego zdania wydaje się być
Koleżanka z Dawnych Lat
która postanowiła przeprowadzić się z aktualnej
do dawnej stolicy Polski
aby być bliżej gór
w których podobnie jak ja
jest już zakochana po uszy.
Dla niej jest to pierwszy górski maraton
ale znając ją
i jej rodzinne predyspozycje wiem
że na to że będzie mi z nią łatwo nie mam co liczyć
Czując jej oddech na swoich plecach
i widząc jednocześnie przed sobą plecy liderki
czuję jakby wewnętrzny przymus trzymania tempa
no i idzie mi całkiem nieźle
5km pokonuję w 22:14
co gdyby nie bieg z górki
byłoby moim nowym rekordem życiowym
Jestem lekko przerażona patrząc na zegarek
i bardzo ciekawa tego co będzie dalej.
Gdy przebiegam przez matę z pomiarem czasu
słyszę doping nie od byle kogo
bo od samego Wege Organizatora
Mając takie wsparcie biegnę jak na skrzydłach
choć zaczyna się już robić pod górkę
Zwalniam nieco aby się nie zasapać
i wtedy Druga Zawodniczka Gór Stołowych
znika mi z pola widzenia w mgnieniu oka
Jako że z wiekiem coraz gorzej widzę
a w ciemnościach to już całkiem
chwytam się najbliższego wyraźnego ruchomego punktu orientacyjnego
a okazuje się być nim Różowy Albatros
jego plecy oświetlają mi pierwsze promienie wschodzącego słońca
widok nader abstrakcyjny :-)
Przekręcam głowę na bok
i upajam się widokiem
pomarańczowo-złote refleksy dnia mieszają się na horyzoncie
z granatowo-fioletowymi odcieniami nocy
już wiem po co tu przyjechałam
to nie przewyższenia są tu na plus tylko krajobrazy
Choć przyznaję że okoliczne góry robią na mnie wrażenie
to jednak klimat jest tu na pierwszym planie
cisza
spokój
który co jakiś czas przerywa tylko śpiew budzących się do życia ptaków
i te różowe albatrosy :-)
no tak gdy prawie już zapominam o biegu
za kolejnym pagórkiem znów dostrzegam plecy kolegi
i tak jego widok towarzyszy mi w drodze aż na Lubań
gdzie już czeka na biegaczy dodatkowa atrakcja
ponad 20metrowa wieża widokowa
na szczycie której znajduje się kolejny punkt kontrolny
Choć z wieży można zobaczyć Tatry
ja swoją uwagę skupiam na wbiegających tuż za mną osobach
Koleżanka z Dawnych Lat jest o krok za mną
Krótko się witamy po góralsku
i pędzę dalej próbując utrzymać nieznaczną przewagę.
Zbieg początkowo trudny
w miarę upływu dystansu łagodnieje
co mnie cieszy nie muszę bowiem aż tak mocno hamować nogami
przy asfaltowych startówkach daje mi to większy komfort.
Choć staram się jak mogę zbiegać jednocześnie szybko i uważnie
za kolejnym pagórkiem zostaję dogoniona
i z impetem wyprzedzona
Sądząc po tempie Koleżanki z Dawnych Lat
2 miejsce tracę właśnie bezpowrotnie
ale przypominam sobie znów poprzedni maraton
i postanawiam nie poddać się przynajmniej bez walki
O dziwo moja taktyka przynosi skutek
i choć wciąż biegnę na trzeciej pozycji strata z każdym kilometrem się zmniejsza.
Gdzieś w okolicach 15km na górce udaje mi się w końcu dognać rywalkę
i gdy chcę złapać trochę wiatru w żagle by jej uciec zdaję sobie sprawę
że nie mam już mocy.
Przypominam sobie że pierwszy i jedyny punkt odżywczy jest dopiero na 25km
a z dwóch żeli które miałam jeden pochłonęłam już na 8km
gdy na ciężkim podejściu odczułam fakt
że biegnę bez śniadania
W ekwipunku mam jeszcze tylko jeden żel i pastylkę z elektrolitami
Postanawiam oszczędzić żel
i trochę oszukać organizm doraźnie elektrolitową tabletką
Skutkuje na kilka kilometrów
podczas których udaje mi się utrzymać przewagę
nad 3 zawodniczką jednak
nie mając w zwyczaju odwracania się podczas biegu
nie wiem ile mam zapasu.
Odcinek tuż przed pierwszym punktem
dłuży się niemiłosiernie
na pocieszenie mam jedynie zapierający dech w piersiach
falujący krajobraz wypełniony całą paletą barw
Żółto-zielonych traw
fioletowych kwiatów
brązowych ścieżek
a wszystko to na tle majestatycznej panoramy Tatr
której błękitno-szary zarys jak cień widać w oddali.
W końcu gdy zamyka się nade mną otwarta przestrzeń
i znów jestem w lesie
oczom moim ukazuje się upragniony punkt odżywczy
a wraz z nim cała ekipa dopingujących znajomych
Są sami Wege Organizatorzy
oraz klubowicze z naszego DREAM teamu
Z takim wsparciem to od razu mimo zmęczenia
człowiek prostuje się i zagrzewa do dalszej walki.
Choć jestem bardzo głodna i spragniona
staram się czas w punkcie ograniczyć do minimum
wiem że są to bardzo cenne minuty
Zjadam kilka kawałków arbuza
dwie ćwiartki pomarańczy
chlebek z dżemem nawet nie wiem jakim
i napełniam bidon
wcześniej nasycając pragninie.
Tu należy się zatrzymać
i pochwalić pomysł Organizatorów
podczas całego biegu zawodnicy piją wyłącznie z własnych naczyń
co biorąc pod uwagę ilość plastikowych kubków zużywanych podczas takich zawodów
jest godnym pochwalenia rozwiązaniem
Biorąc pod uwagę fakt że większość biegów w regulaminowych celach ma wpisaną promocję regionu
to jak najbardziej pod promocją bez śmiecenia podpisuję się obiema rękami
Opuszczając punkt
wybiegam myślami w stronę rozwidlenia tras
biegu 80km i 43km
mam nadzieję że będzie to dobrze oznakowane
i że go nie przeoczę
ponieważ jak przystało na doświadczoną biegaczkę
nie czytam dokładnie regulaminów
i nie wiem właściwie gdzie i jak będzie oznaczony ten punkt
postanawiam zagadać w tej sprawie
biegacza w niebieskich spodenkach
z którym od jakiegoś czasu mijamy się na trasie
Zawodnik okazuje się być perfekcyjnie przygotowany
nie tylko zna dobrze mapkę trasy obu biegów
ale i topografię całego regionu
To od niego dowiaduję się że przed rozwidleniem
czeka nas jeszcze wspólne podejście na Kiczorę
podejście bo jak twierdzi biegacz w niebieskich spodenkach
podbiec tam to się za bardzo nie da.
Rzeczywiście pomimo wciąż wczesnych godzin porannych
pot kapie mi z czoła na buty na tym podejściu
maszeruję jednak bez opamiętania
tzn pamiętając jedynie o tym
że gdzieś z tyłu goni mnie Koleżanka z Dawnych Lat
Biegnąc tak w stanie radości z pełną mobilizacją
ze skupienia wyrywa mnie pytanie
-Pierwsza Pani biegnie?
-nie, druga - odpowiadam
- A którą trasę
- maraton
- to nawet nie próbuję gonić - mówi mężczyzna po chwili dodając:
- a może zmieni Pani na 80km i będzie pierwsze miejsce?
- nie mogę karmię piersią, muszę być wcześniej na mecie - odpowiadam i biegnę dalej
mężczyzna tylko kręci głową z podziwem
Po chwili dobiegam do tabliczki z napisem:
Czas podjąć decyzję!
Biec w prawo czy w lewo
dla mnie sprawa jest równie jasna
jak czytelne w tym miejscu oznakowanie
Przekazuję jeszcze swój numer startowy
spisującym go osobom na punkcie kontrolnym
i kieruję się w stronę mety.
No to teraz z górki - myślę sobie
Teren łagodnie opada
wijąc się siecią leśnych ścieżek gdzieniegdzie
wyłożonych podestem z desek.
Wokół żywego ducha
zastanawiam się momentami czy aby nie zboczyłam z trasy
jednak zawieszone co kawałek żółte taśmy utwierdzają mnie przekonaniu że jest dobrze
Jest nawet bardzo dobrze
Analizuję swoją sytuację:
do mety zostało mi jakieś 8km
jeśli utrzymam to tempo mogę zmieścić się poniżej 5h w całym biegu
przede mną nikogo
i...
(po raz pierwszy odwracam się od początku biegu)
za mną też pusto
pół bidonu wody też powinno mi starczyć
co bardzo mnie cieszy
gdyż przed startem martwiłam się właśnie tym elementem
czy dam radę przebiec ten dystans przy 0,6l bidonie i jednym punkcie odżywczym?
Już wiem że nie tylko dam radę
ale i dobiegnę z bardzo dobrym czasem
Choć biegnę na drugiej pozycji wśród kobiet
czuję się jak na ostatnich km maratonu w Lądku
roznosi mnie energia
euforia
wzruszenie i po prostu radość
tak mało czasu minęło
a ja znów mam swój dzień
znów tam na górze ktoś nade mną czuwa
znak to nieomylny
że udany poprzedni maraton to nie był w moim wykonaniu przypadek
i teraz właśnie to potwierdzam
tworząc własną historię
najlepszych startów
takich które pozostają w pamięci do końca życia
Wybiegam na wielką łąkę
duża otwarta przestrzeń
droga w dół
zakręt
i droga w górę
pomimo zmęczenia pod górę próbuję wciąż biec
odwracam się i widzę bardzo daleko w oddali sylwetkę mężczyzny
a więc nie goni mnie kobieta
3km od mety już to wiem
nie wypuszczę tego z rąk
Jestem teraz tylko ja i czas
Na pogmatwanej sieci żółtych taśm
wiodących teraz poza szlakiem
wprost na przełaj
udaje mi się doskonale odnaleźć
to jest ten styl który lubię
W końcu wybiegam na asfalt
ostatnia prosta
i za zakrętem
widzę niebieską bramę
a w niej znajomych Wege Organizatorów
którzy lubią bieganiem zajmować się od kuchni
patrzę na zegar
4h 56min 14sekund
unoszę w górę ręce
czuję się podobnie jak poprzednim razem
tylko teraz już nie zamykam oczu
już w to wierzę
mało spałam tej nocy
ale wiem że to nie jest sen
choć ze wzruszenia
przez chwilę nie mogę nic powiedzieć
bo ciężko jest dobrać odpowiednie słowa
gdy człowiek zaskakuje sam siebie
Choć zajmuję ostatecznie 2 miejsce wśród kobiet
jestem jednocześnie 7 OPEN w całym biegu
po raz pierwszy łamię też barierę 5h w maratonie górskim
to więcej niż byłabym w stanie sobie przed biegiem wymarzyć
dlatego jednym z pierwszych słów jakie przychodzi mi do głowy
jest po prostu słowo dziękuję
tym wszystkim którzy się do tego przyczynili
Wege organizatorom którzy stworzyli ten bieg
Trenerowi który stworzył realnymi moje biegowe marzenia
i przede wszystkim Mojej Szybszej Połowie mężowi
który każdego dnia stwarza mi na nowo możliwość robienia tego co kocham
wymykania się od rzeczywistości aby powracać jeszcze bardziej obecną
przytomną pomimo wszystkich bezsennych nocy
i spełnioną pomimo wszystkich poświęceń.
DZIĘKUJĘ
Ps. Drużynowo też było bardzo dobrze
Trener wywalczył złoto
A Kolega co Na Bank Biega Zawsze Dobrze
i tym razem nie zawiódł i przybiegł tuż za nim na drugim miejscu
Włoski Biegacz spisał się na piątkę
a Przyjaciółka Kociara z Wilczą Duszą też na piątkę tyle że wśród kobiet...
kolejnego dnia startowało z sukcesami jeszcze wielu naszych
a wśród nich Moja Szybsza Połowa
- wybiegając 3 miejsce w kategorii pomimo wciąż odzywającej się kontuzji
Tak więc zarówno indywidualnie jak i drużynowo
to był nasz
DREAM RUN :-)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu jacdzi (2016-08-20,04:55): Jak zawsze super relacja, az chce sie w Gorce (wstyd sie przyznac ale w Gorcach podobnie jak Ty przed biegiem,jeszcze nigdy nie bylem). Mahor (2016-08-21,12:43): Jeśli ktoś chce znowu przeżyć góry w jakikolwiek dowolny sposób, niech koniecznie sobie poczyta ten przyjazny wpis :-) Patriszja11 (2016-08-22,12:53): Dziękuję Jacku :-) i polecam Ci Gorce może nie są to wysokie góry, ale zdecydowanie nadrabiają urodą krajobrazów.
Patriszja11 (2016-08-22,14:13): Maćku dziękuję za miłe słowo :-) góry to moja wieka pasja :-) Joseph (2016-08-23,00:20): Piękny bon mot z tym wyjaśnieniem - "Muszę być wcześniej na mecie, bo karmię piersią" :) Może sam wykorzystam kiedyś ;))) Patriszja11 (2016-09-08,09:15): Ha ha no miałam dobrą wymówkę :-) Inek (2016-09-14,00:56): Gratuluję Patrycja, a zdjęcie jest wyjątkowej urody i rzeczywiście w Gorce zachęcające :) Patriszja11 (2016-09-14,14:11): Dziękuję Inku :-) Gorce gorąco polecam!
|