2016-07-27
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Słodki smak zwycięstwa (czytano: 1572 razy)
Jest 22:49
Dzieci już śpią
Ciszę przerywa jedynie jednostajne cykanie świerszczy
Teraz moja kolej
mam swoje 5 minut
zanim ostatecznie padnę na łóżko i zasnę
Ten schemat zna chyba każda mama małego dziecka
Znam i ja
Co tu się oszukiwać
będąc mamą dwójki dzieci w wieku 6lat oraz 8miesięcy
karmiąc piersią
najpierw jestem mamą a dopiero potem biegaczką
Treningi realizuję po godzinach
lub po załatwieniu opieki
W takim układzie mogę oczywiście funkcjonować całkiem nieźle
biorąc pod uwagę że teoretycznie mam czas (urlop macierzyński)
i dofinansowanie (program 500+ ;-))
mogę realizować swoje pasje w mniejszym bądź większym zakresie
ale czy po treningach powinnam się czegoś wielkiego spodziewać?
To pytanie zadaję sobie właściwie od samego początku
tzn. mniej więcej od początku roku kalendarzowego
kiedy to powracam do treningów po ciąży i cesarce.
Ponieważ mając doświadczenie jednego już powrotu
wiem że może być ciężko
nie stawiam sobie wygórowanych wymagań
nie oczekuję zbyt wiele
Moim celem jest przede wszystkim powrót do formy po ciąży
a dopiero w dalszej kolejności poprawa wyników.
Paradoksalnie takie przewartościowanie priorytetów
zdejmuje ze mnie ciężar presji
którą nakładałam sobie sama
I jak to zwykle w takich sytuacjach bywa
wszystko zaczyna mi wychodzić.
Po udanym Supermaratonie Gór Stołowych
już wiem że mogę biegać górskie maratony i karmić piersią
to mi wystarczy.
Maraton to mój ulubiony dystans
a góry ulubiony teren
w tego typu biegach czuję się więc jak ryba w wodzie.
W związku z tym nie muszę długo szukać
kolejnego po Górach Stołowych startu dla siebie
Złoty Maraton w Lądku wydaje się idealny
Szybka choć wcale nie taka łatwa trasa
dobra organizacja
i lubiana przeze mnie lokalizacja
sprawiają że długo się nie zastanawiam.
Oczywiście skłamałabym mówiąc
że przed startem nie zaglądam na listę startową
i nie kalkuluję swoich szans.
Po przejrzeniu listy
i odhaczeniu kilku mocnych nazwisk
dochodzę do wniosku jednak
że szans aby zaistnieć w tym biegu wielkich nie mam
decyduję się więc pobiec dla czystej przyjemności.
Taki jest plan.
Z racji że bieg wchodzi w skład całego festiwalu biegów
na starcie spotykam dużo znajomych
właściwie w którą stronę nie pójdę to na kogoś wpadam.
Humor mi dopisuje
gorączki przedstartowej i związanych z nią atrakcji brak
Nic tylko się cieszyć i połykać kolejne kilometry w poszukiwaniu flow
bo podobno największe rezerwy mocy mamy
we własnej głowie.
Czas to sprawdzić
poćwiczyć uważność i koncentrację
takie mam założenia tuż przed startem na ten bieg.
Przypadek sprawia
że w zawodach bierze udział
znajomy zza miedzy
również przypadkiem należący do klubu marzeń.
Chwilę rozmawiamy przed startem
później jakoś tak nam się na pierwszych kilometrach ścieżka wspólnie układa.
To ja biegnę za nim
to on za mną
aż w pewnym momencie
moją uwagę przykuwa pędząca jak pocisk dziewczyna
którą chwilę wcześniej wyprzedziłam gdzieś pod górę
Teraz jednak gdy teren zaczął częściej opadać
pędząca jak pocisk zwłaszcza na zbiegach
wyraźnie daje mi do zrozumienia
że wynik w zawodach jest dla niej rzeczą istotną.
Ponieważ nie mam nic do stracenia
a czuję zapas sił
żegnam się z kolegą zza miedzy
i postanawiam ją goniąc
sama będąc ciekawa co z tego wyniknie
Początkowo mam wrażenie
że jest to wyścig ferrari ze zwykłym fordem
nawet nie focusem
lub jak kto woli
konia wyścigowego
z takim wypiętym z dorożki gdzieś w Palenicy Białczańskiej.
Przypominają mi się jednak
słowa czytanej ostatnio książki
że nieważne jakie masz zaplecze
i z czym się ścigasz
ważne jakie jest Twoje nastawienie.
Goniąc dziewczynę pędzącą jak pocisk
przyglądam się jej stylowi biegu
i zaczynam myśleć o tym jakie są w tej sytuacji moje atuty.
Na pierwszy punkt na 8km
ona wbiega kilka chwil przede mną
Ze zdziwieniem zauważam że wybiega z niego równie szybko jak wpadła.
Jestem trochę zdezorientowana
bo liczyłam że tu trochę zabawię posilę się arbuzem i pomarańczą
uzupełnię wodę w bidonie
w tej sytuacji jednak zdążam jedynie odpowiedzieć uśmiechem w trakcie zagryzania arbuza
na słowa "powodzenia"
od organizatorki najbardziej znanego już chyba zimowego ultramartonu górskiego
która ku mojej zaskoczeniu jest tu wolontariuszką.
Po czym wybiegam z punktu jak oparzona
nie uzupełniając wody.
Mając w pamięci jak to się skończyło w upale na Górach Stołowych
czuję lekki niepokój
staram się jednak nie myśleć teraz ile jest km do następnego punktu
lecz koncentrować się na zadaniu.
Na podbiegu zaraz za punktem dziewczyna zwalnia swój pęd i przechodzi do marszu
Tu dostrzegam swoją szansę
Może konie z Palenicy nie są tak szybkie jak te wyścigowe
ale pod górę z pewnością dają sobie radę.
Ot znajduję swój atut i się go czepiam jak rzep psiego ogona.
Wyprzedzam już tak nie pędzącą dziewczynę
i staram się na odcinku pod górę wypracować sobie jak największą przewagę.
Na moje nieszczęście teren cały czas faluje
a ona ani myśli odpuścić i dogania mnie na każdym zbiegu.
Bawimy się tak w kotka i myszkę
ładnych parę km
Aż następuje nieoczekiwany zwrot akcji
Od przypadkiem spotkanych na trasie znajomych
których zapamiętuję jako zawsze pomocnych
dowiaduję się że jesteśmy pierwszymi dwiema kobietami na trasie maratonu!
Ta informacja sprawia
że w mojej głowie
zmienia się kategoria działania
z zabawowego na zadaniowe
Zdaję sobie sprawę że dziewczyna którą widzę przed sobą
na najbliższej górce
jest w moim zasięgu
i że to naprawdę jest realne
mogę ją dogonić
mogę wygrać ten bieg.
Jednak od móc do wykonać
jest bardzo daleka droga
W moim przypadku to aż 30km
Zamiast myśleć o mecie
uwagę koncentruję na najbliższym punkcie odżywczym który już za chwilę
Postanawiam zaryzykować
i spróbować jej uciec
na długim szutrowym zbiegu prowadzącym do punktu na 22km.
Plan zawadiacki tym bardziej że już wiem
że dziewczyna pędząca jak pocisk
jest tym pociskiem właśnie na zbiegach
a ja przecież nie umiem dobrze zbiegać
No ale ona o tym nie wie
Gdy tylko ścieżka robi się mniej kręta i bardziej równa
pokręcam tempo do maksymalnego jakie jestem w stanie utrzymać
na tym 1,5km odcinku
na zegarku tempo w min/km
szaleńczo spada i dochodzi momentami
do wartości poniżej 4min/km
wpadam na punkt z kolką i zziajana
jakbym właśnie wykonała finisz biegu na 5 km
a to dopiero przecież połowa biega.
No ładnie
to się teraz pozamiatałam - myślę sobie.
Choć jestem przekonana że zrobiłam właśnie straszną głupotę
dziewczyna pędząca jak pocisk nieco odpuszcza
i wbiega na punkt tuż za mną
Tu wszystkie czynności znów wykonujemy
prawie w biegu
co wygląda trochę jak wyścig ekip serwisowych
w zawodach formuły 1
Wybiegamy na drugi etap trasy niemal równocześnie
Przed nami długi ok 5km łagodny podbieg
choć po szaleńczym biegu do punktu ledwie dyszę
podrywam się do biegu
dziewczyna pędząca jak pocisk
idzie w moje ślady
chwilę biegniemy obie obok siebie
i żadna nie chce pierwsza odpuścić
aż w końcu ku mojemu zaskoczeniu
ona zaczyna zostawać
kątem oka widzę że ma kryzys
na zmianę biegnie i przechodzi do marszu
Choć sama mam już dawno mam ochotę zrobić to samo
zaciskam zęby i silę się na bieg w miejscu gdzie większość biegaczy idzie po górę
Na efekty nie muszę długo czekać
Dziewczyna pędząca jak pocisk
znika mi z pola widzenia za pierwszym zakrętem.
Zaczynam oceniać swoją sytuację
robię sobie bilans zysków i strat
Dobra wiadomość jest taka
biegnę na prowadzeniu i mogę to wygrać
Zła wiadomość jest taka
że do mety jest wciąż ok 20km co oznacza że tak naprawdę nic jeszcze nie jest przesądzone.
Mając świadomość że nie mam bezpiecznej przewagi
a że dziewczyna jest waleczna
czuję dużą presję którą sama na siebie nakładam
ale z drugiej strony
jak nie teraz to kiedy?
Czuję że muszę wykorzystać swoją szansę
jaką dostałam od losu
tak jak staram się zrobić coś dla siebie każdego dnia gdy już dzieci śpią
To jest mój czas
zaczynam już nie tylko tak myśleć
zaczynam naprawdę w to wierzyć
i okazuje się że wiara naprawdę czyni cuda
bo mijają kolejne kilometry
but rozwiązuje mi się raz
i drugi
zaliczam nieplanowaną wizytę w krzakach
a goniącej mnie dziewczyny za plecami
jak nie było tak nie ma.
Niestety ciągła walka o podkręcanie tempa
i u mnie skutkuje w końcu kryzysem
na względnie łatwym odcinku
nie mam siły biec
Tłukę się po głowie myślami
dziewczyno biegniesz pierwsza
nie wypada Ci tu iść
wyciągam nawet splątane słuchawki z kieszeni
aby zdopingować się ulubioną muzyką
ale i to na nic
Głowa może jeszcze by chciała biec
jednak ciało coraz częściej odmawia mi posłuszeństwa
Zaczyna się niezwykle rzadkie dla mnie zjawisko
skurcze
i to od razu takie wredne które aż wykrzywiają mi stopy
Początkowo sama przed sobą udaję
że przecież nic się nie stało z wykrzywioną stopą można biec
ludzie bez nogi biegają
w końcu jednak zaczynam nieco odpuszczać.
Na szczęście kolejny punkt odżywczy
a w nim kolejni znajomi
pozwala mi na moment zapomnieć o bólu i zmęczeniu
Cały czas jednak oglądam się za siebie
Choć dziewczyny pędzącej jak pocisk nie widzę na horyzoncie
ograniczam czas w punkcie do minimum i dalej w drogę.
Świadomość że jest już tak blisko do mety dodaje mi sił
Nawet podbieg mnie cieszy
staram się biec gdzie mogę i jak najszybciej iść tam gdzie już nie daję rady
żeby jeszcze ciut zyskać przed końcowym zbiegiem do mety.
W końcu nadchodzi chwila prawdy.
Ścieżka staje się najpierw płaska
aż w końcu zaczyna opadać w dół
Podkręcam tempo do granic tego to osiągalne
Początkowo to marne 5min/km
ale z każdą chwilą nabieram tempa
Wiem że jeśli wytrzymam ten zbieg
i nie dam się dogonić to wygrałam
Zbieram w sobie wszystkie siły jakie jeszcze posiadam
i biegnę nie oglądając się na nic
prosto przed siebie
Nie daję się skusić panu w Lutyni kranikiem z wodą
odpowiadam tylko krótkim cześć znajomej Evi spotkanej na trasie
Moją uwagę w całości pochłania teraz zielona tablica
z napisem Lądek Zdrój
Już jest
jestem uratowana
już wiem że to naprawdę za chwilę się stanie
wpadam w ostatni zakręt do mety
i słyszę głos komentatora imprezy
"i doczekaliśmy się na metę wbiega właśnie pierwsza kobieta Złotego Maratonu"
słyszę swoje nazwisko
widzę jak dla mnie wolontariusze rozciągają taśmę zwycięstwa
wbiegam lekko po schodkach wprost na nią
unoszę ręce do góry
ktoś daje mi do rąk szampana martini
którego ze wzruszenia i zmęczenia nie jestem w stanie otworzyć
w końcu udaje się
wypijam łyk
i jestem pijana ze szczęścia
Widzę na tablicy swój czas
5godzin 7minut 2sekundy i 17 miejsce spośród wszystkich uczestników
Z wicemistrzem UTMB Hiszpanem Tofolem Costanyerem na czele
choć dwie minuty po mnie wbiega moja konkurentka
i chwilę sobie rozmawiamy
poznajemy się
dziękuję jej za mobilizację
wszystko to wciąż wydaje mi się niewiarygodne
choć stoję z medalem i z szampanem
Analizuję co takiego właściwie się stało
Wygrałam mój pierwszy górski maraton
8 miesięcy po urodzeniu dziecka
Wygrałam z lepszą od siebie zawodniczką
która jak się okazuje jest jedną z tych mocnych dziewczyn
co do których myślałam że nie mam szans przed biegiem.
Wygrałam bieg górski choć nie potrafię dobrze zbiegać
właściwie sprawdziło się tylko jedno zasłyszane przeze mnie spostrzeżenie o biegach górskich
że tu nie wygrywa najszybszy tylko ten kto potrafi najmniej zwolnić
Dziś to byłam ja
choć przed biegiem na moje zwycięstwo nikt nie stawiał
nawet ja sama się tego nie spodziewałam
Dochodzę do wniosku że niemożliwe jest tylko to czego nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić
i w co nie potrafimy uwierzyć
Cała reszta jest do wypracowania
Jest 01:02
ani się obejrzałam
a z 5min zrobiły się ponad 2 godziny
choć doba nie jest z gumy
i pewnie jutro znów będę niewyspana
bo Okruszek obudzi mnie o 6ej rano
to nic
zasypiam z uśmiechem na ustach
i z wypiekami na twarzy
a podobno gdy mama ma wypieki
jej mleko ma bardziej słodki smak :-)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Inek (2016-07-27,12:34): Serdecznie gratuluję Patrycja :) Pierwsza, czyli Złota Kobieta Złotego Maratonu, to pięknie brzmi i jak najbardziej do Ciebie pasuje, ogromne brawa!!! shadoke (2016-07-27,20:03): PO prostu pięknie! Gratuluję!:) Mahor (2016-07-27,22:00): Też byłaś pociskiem tyle że z turbodoładowaniem.Gratulacje :-) michu77 (2016-07-28,08:31): Gratulacje!!! Lubię takie opisy walki... :p Patriszja11 (2016-07-28,09:57): Dziękuję Inku :-) gdyby mi ktoś powiedział przed biegiem, że tak to się dla mnie skończy nie uwierzyłabym :-) Patriszja11 (2016-07-28,09:57): Dziękuję Shadoke :-) Patriszja11 (2016-07-28,09:59): Dziękuję Maćku :-) chyba nikt się po mnie aż takiego turbodoładowania nie spodziewał :-) Patriszja11 (2016-07-28,10:01): Dziękuję Michał :-) miło mi bardzo Joseph (2016-08-18,13:40): Breast-feeding women - najbardziej zmotywowane zawodniczki ever :) To co robisz jest niesamowite.
|