Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [16]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
wel37
Pamiętnik internetowy
:0)

Paweł
Urodzony: 1968----
Miejsce zamieszkania: Sosnowiec
17 / 40


2016-06-27

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Choć bardzo chcesz to ... czasem odpuść. (czytano: 1414 razy)

 

Półmaraton Żywiecki to był bieg w którym od dawna chciałem wystartować aż wreszcie się udało, jak już kiedyś opisywałem to była super impreza, ale nie o tym chcę napisać. Niestety od tego startu zaczyna się mój koszmar. :0( Wracając z Żywca, już w samochodzie zacząłem odczuwać ból w plecach, ale pomyślałem pewno mnie zawiało stojąc na mecie po ukończeniu biegu. Spoko, już nie raz miewałem takie dolegliwości, troszkę odpocznę wezmę jakieś „piguły” i będzie ok. Minęło kilka dni na prochach i wydawało się, że jest ok. Czas ruszyć zastałe dupsko i iść pobiegać, bo Wielkanoc przyszła i trzeba zrobić miejsce na świąteczne smakołyki :0) Koszyczki w garść i z kolegą Jarosławem ruszamy na sobotni trening. Gadu gadu, śmichu chichu, tak nam mijają pierwsze kilometry. Trasa jaką zaplanowaliśmy nie należała może do najłatwiejszych, ale coś było nie tak. Ból pojawił się już na trzecim kilometrze i „im dalej w las” tym było gorzej. Niestety na piątym kilometrze postanowiłem zawrócić do domu (to pierwszy trening który mnie pokonał) od kiedy zacząłem biegać. Miało być długie solidne wybieganie a teraz walczyłem z sobą (przez kolejne 5 km) z pytaniem w głowie”dzwonić po Agę?” Teraz wiem, że ambicja nie zawsze idzie w parze z rozsądkiem. I co zamiast świętować „wylądowałem” w przychodni z podejrzeniem „rwy kulszowej”, seria zastrzyków, po kilku dniach L-4 wracam do pracy. Szlag mnie trafia, bo muszę odpuścić naszą „Harpagańską Dychę”, Nie mam wyboru, jeśli zaryzykuję start w „dyszce” może to się skończyć dłuższym chorobowym (a co za tym idzie kłopotami w pracy) i nie daj boże problemami ze startem w Orlen Maratonie już za kilkanaście dni. Powrót do pracy był jednak za wcześnie, po kilku dniach ciężkiej fizycznej pracy i próbie wznowienia treningu znowu mnie połamało. Kolejne zastrzyki nic nie dają, tylko lekko uśmierzają ból. Znowu załamka pół roku treningu poszło się … Orlen przeszedł do historii :0( Jedyne co mi z tego zostało to pakiet startowy i medal, który otrzymałem od Borysa (syna kolegi Radka), który mi go załatwił :0) Dzięki wielkie Chłopaki ! No cóż, może za rok uda się tam pobiec? Znowu się pocieszam „ są rzeczy ważniejsze” - praca i Berlin Maraton we wrześniu, to ma być hit sezonu, a może i życia dla mnie. Próbuję się ratować: prywatne masaże, wizyta u fizjoterapeutki Sandry, ćwiczenia dwa razy dziennie, z nadzieją, że to pomoże. Po tygodniu ćwiczeń próba biegowa. Już przy rozgrzewce czuję, że coś jest nie tak. Lekki trucht, jakiś dyskomfort w plecach, zaczynam biec, zupełna klapa, ból coraz większ,y a ja coraz wolniej się przemieszczam (tak bo to już z biegiem nic wspólnego nie miało). Było mi wstyd biegać między ludźmi (co ja tutaj robię? nawet kulawa babcia z balkonikiem mnie przegoni!) poddaję się po 6 km, nie jestem w stanie się porozciągać. Wracam załamany do domu. Nie, nie pomogło, a wręcz przeciwnie. Teraz już wiem - bez konkretnej diagnozy lekarskiej - Nie Podejmuj Ćwiczeń!!! „mądry Polak po szkodzie”. Niestety jakaś klątwa w tym roku mnie nie opuszcza i po kilku dniach w pracy znowu mnie połamało. Tym razem jestem przerażony, takich boleści jeszcze nie miałem i ląduję w szpitalu ledwo powłócząc nogami. Diagnoza po rezonansie (przepuklina międzykręgowa). No to kapa, widmo operacji wisi nade mną. Czarne myśli mnie nachodzą, co to będzie, przecież to kręgosłup?! A jak coś spartaczą? Co z pracą? Niestety, żeby tego było mało po kilku dniach w szpitalu, kiedy wydawało się, że już jest lepiej, dostałem porażenia nerwu strzałkowego prawej nogi. Teraz już nie było na co czekać. Operacja musi być natychmiast, a nie za miesiąc dwa jak mówił neurochirurg konsultant. Na szczęście w całym tym nieszczęściu była odrobina szczęścia i Aga załatwiła szybką konsultację z prawdziwym Fachowcem Neurochirurgiem z Ochojca, który „wcisnął mnie do siebie na stół” już po tygodniu. Zaczynam dochodzić do siebie po operacji wciąż (budząc tutaj ogólny śmiech wszystkich, z którymi rozmawiam na ten temat) mając nadzieję, że dam radę wykurować się na tyle by móc wystartować w Berlinie. W szpitalu odwiedzają mnie moi przyjaciele Harpagani w mniejszych i większych grupach, co dodatkowo podnosi mnie na duchu i motywuje do jeszcze większej mobilizacji, by wrócić szybko na trasy biegowe. Teraz czas na rehabilitację i cierpliwie oczekiwać ... na lepsze ;0)
Dziękuję Wam Kochani za wsparcie w trudnych dla mnie chwilach.
„Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
101 dni do Berlina :0)
Dziś 17 czerwca - nareszcie w domu po dwutygodniowej rehabilitacji szpitalnej. Noga niestety jeszcze niesprawna, ale zaczynam dalszy ciąg „uzdrawiania” prywatnie w przychodni.
Trzy tygodnie po operacji rehabilitacja przebiega bez przeszkód. Wydaje się, że jest lekka poprawa zaczynam ruszać coraz lepiej palcami i jest lekki ruch ku górze. Juuupi :0)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
94 dni do Berlina :0)
Dziś 24 czerwca - wszystko wydaje się być na najlepszej drodze do końcowego sukcesu, piłkarze wygrywają kolejny mecz, ćwiczę pełną parą kilka razy dziennie plus zabiegi stymulacji prądami. Jest fajnie. Hmm, było fajnie! bo po chwili nieuwagi (zbyt mocno się wychylam do przodu) coś mi strzeliło w okolicy kręgosłupa. Boli jak cholera, prawie mdleję, znowu „podróż” do szpitala. Chce mi się płakać i krzyczeć sam na siebie, że byłem już zbyt pewny siebie. Tomograf wykazuje w szpitalu, że coś jest tam nie tak, ale po konsultacji z neurochirurgiem uspakajam się, że nie trzeba zostawać w szpitalu. Po czterech godzinach, dawce leków i zastrzyku przeciw bólowym wracam do domu. Dostaję „burę” od Agi i zakaz robienia czegokolwiek w domu! Nie jest mi do śmiechu. Przychodzi myśl czy jednak nie powinienem sobie tego Berlina odpuścić? Po namyśle na spokojnie podejmujemy z Agą decyzję - próbę napisania pisma do organizatorów z prośbą o zwrot kosztów i rezygnację ze startu. Zobaczymy co odpiszą, bo regulamin takiej opcji nie przewiduje. Cóż najwyżej pojedziemy na wycieczkę - ważne żebym mógł chodzić.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
89 dni do Berlina :0)
Dziś 29 czerwca - moje święto imieninowo-urodzinowe.Pomimo wielu miłych słów od rodziny i przyjaciół, jakoś mi nie do śmiechu. Czas mija monotonnie. W domu lenistwo, nic nie pozwalają mi robić.Dobrze że chociaż mam rozrywkę w postaci zabiegów rehabilitacyjnych i codziennych ćwiczeń z gumą.Do stymulacji prądem dołączam masaż odrętwiałej łydki i stopy. Wydaje mi się że jest odrobinę poprawy. Muszę sam dużo ćwiczyć ponieważ rehabilitację po szpitalną ustalono mi za 8 miesięcy :0(
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
87 dni do Berlina :0)
Dziś 1 lipca - niestety odpadliśmy z mistrzostw europy szkoda, ale nie mamy się czego wstydzić.Nie to jednak jest dziś dla mnie najważniejsze. Dziś stał się cud i dzięki pomocy znajomych udało nam( tak nam bo gdyby nie moja Aga to nic by z tego nie było) się załatwić rehabilitację w sanatorium i to już pojutrze. Już nie mogę się doczekać kiedy wrócę do "żywych :0)

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
biegacz54
13:18
Tyberiusz
13:12
gpnowak
12:54
Jurek z Jasła
12:49
Leno
11:40
marynarz
11:33
ProjektMaratonEuropaplus
11:25
StaryCop
10:58
Bartuś
10:34
BornToRun
10:12
camillo88kg
10:04
andrzej1022
10:03
stanlej
10:01
chris_cros
09:51
FEMINA
09:39
tomekdz@poczta.fm
09:36
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |