2016-06-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| starość i... radość (czytano: 637 razy)
starość i... radość
Dzisiejszy start w Radziejowie, w XIII Biegu Południowym na 10km, był dla mnie kolejnym startem z cyklu „nie biegłem tam nigdy, więc pobiegnę”. Daleko z Bydgoszczy do Radziejowa nie jest, więc nie było się nad czym zastanawiać.
Bieg zapowiadał się z na ten z gatunku „po medal”, a nie „po wynik”, bo temperatura ciągle wysoka. Ale to nie problem. Problem pojawił się w nocy poprzedzającej bieg. Rozbolało mnie lewe biodro. Ból dziwny, trudny do dokładnego zlokalizowania i niczym nie uzasadniony. Wstałem, patrzę na ten bolący bok. Nic nie widać. No może tylko to zaczerwienie. Chyba ugryzł mnie jakiś robak. Czyżby mną się już zainteresowały? Chyba za wcześnie, przecież ja dopiero M60. A może to nie to ugryzienie przez robaka, tylko najzwyczajniej starość?
Posmarowałem biodro maścią rozgrzewającą. Położyłem się, ale boli dalej. Nie mogę znaleźć pozycji, w której mniej boli. Zasypiam, by po pół godziny znowu się obudzić. Boli. Wstaję. Inna maść. I tak jeszcze kilka razy. Sen interwałowy. Nad ranem ból już nie tak dokuczliwy, ale czasu na sen pozostało niewiele. Mimo wszystko wstaję w dobrym nastroju. Przecież jadę na zawody.
Do Radziejowa mogę dojechać przez Inowrocław lub przez Toruń. Nawigacja wybiera trasę przez Inowrocław, ale jej na przekór (starość bywa przekorna ;) ) wybieram trasę przez Toruń. Włączam mp3 z moją muzyką. Jadę sam, więc w samochodzie robi się głośno. Glam rock, hard rock, rock and roll. Takie muzyczne starocie. Lubię przed biegiem trochę się podkręcić, więc i ostre rytmy i wygładzanie spawów w aucie.
Za Toruniem wjeżdżam w las. Przy szosie tablica z informacją, że droga, którą zamierzam jechać była zamknięta. Po chwili widzę po obu stronach szosy tablice informujące, że to teren poligonu wojskowego. Zrobiło mi się trochę ciepło. Zorientowałem się, że szosa ta była zamknięta na czas manewrów wojskowych „Anakonda”. Ufff. Gdyby jeszcze trwały, to nie wiem, czy zdążyłbym na bieg.
Ale jadę dalej. Garry Glitter, Suzi Quatro, Deep Purple. Że silnik pracuje poznaję tylko po tym, że samochód jedzie, a obrotomierz nie wskazuje zera. Wesołe jest życie…
Parking w Radziejowie oddalony od biura zawodów jakieś 400m. Wysiadam z samochodu, zabieram dokumenty i idę załatwić formalności. Spotykam innych biegaczy. Ten siwy, tamten chyba siwy, bo ogolony prawie na Kojaka. Są też młodsi, ale tak jakoś ten siwy kolor włosów zaczyna się mi rzucać w oczy. Może to kwestia nie przespanej dobrze nocy?
Po formalnościach wracam do samochodu, przebieram się i czas na rozgrzewkę. Następny siwy kolega. Potem jeszcze jeden. Czyżby to były Mistrzostwa Polski Zwolenników Wydłużenia Wieku Emerytalnego? Są i młodsi. Ktoś mnie poznaje i pyta, czy dzisiaj też będę robił zdjęcia. Nie, dzisiaj nie, ale może byłoby to dla mnie lepsze, bo ciągle czuję dolegliwość z lewego biodra.
Na starcie ustawia się grupa około 120 biegaczy. Bieg kameralny, bieg ludzi bawiących się w bieganie. Tylko tych siwych włosów tyle. Do tych moich dolegliwości, do tego wszechobecnego siwego balejażu dostosował się tez pistolet startera – nie wypalił. Ruszamy na hasło „start”. Początek z górki, dobre tempo. Po jakiś 300 metrach oglądam się za siebie widzę tylko kilka osób. I to młodszych ode mnie! Srebnowłosi polecieli do przodu. Uciekli mi. Tak jak dolegliwość w lewym biodrze. Nic nie boli, jest super.
Pod koniec pierwszego kilometra pierwszy podbieg. Niezbyt mocny, ale to tylko zapowiedź tego co będzie dalej. Na podbiegu wyprzedzam pierwszych biegnących. Po raz kolejny przekonuję się, że podbiegi to moja mocna strona.
Trzeci kilometr i zaczyna się dłuższy podbieg. Znowu wyprzedzam. I młodszych, i starszych. Wiek określam w przybliżeniu po siwiźnie lub łysinie, tej naturalnej. Przed 4 km punkt z wodą, a za nim kolejny podbieg. Tak aż do lasu. W tym lesie zaczyna się zbieg. Długi, aż do linii mety. Tyle, że trzeba pobiec drugie kółko. Znowu zbieg, potem podbieg. Tempo mam dobre. Na początku 8 km widzę przed sobą biegacza z kategorii M70. Doganiam go na podbiegu, ale na zbiegu ucieka mi. Biegacz 13 lat starszy ode mnie!
Na 8km zaczyna się ponownie podbieg, mój żywioł w dzisiejszym biegu. Wyprzedzam 74-letniego biegacza, potem innego, który srebrnych włosów się nie doczekał, bo mu wypadły wcześniej. Na zbiegu w lesie wyprzedzam młodego biegacza, który idzie. Zachęcam go do biegu. Ja M60, on pewnie M20. Można by rzec – o tempora! o mores!
Dobiegam do mety. Zegarek pokazuje średnie tempo 5:04, więc czas powinienem mieć w okolicach 50:40. Zegarek pokazuje jednak 49:56 (wynik oficjalny 50:05). Pewnie organizatorzy też zauważyli nadzwyczajną siwiznę tego biegu i skrócili go o około 150m.
Wynik nawet w okolicach 50:40 bardzo mnie satysfakcjonuje. A że do tego moje biodro nie dokuczało mi ani przez sekundę, to wyprawę do Radziejowa uznaję za bardzo udaną. Kąpiel, jedzonko i mogę ze spokojem podejść do listy wyników. Już przed biegiem wiedziałem, że na fuksiarskie „pudło” nie było szans, ale byłem ciekawy jaki mam oficjalny wynik i jakie dał mi miejsce w całym biegu. Jestem 67 na 114 biegaczy, którzy ukończyli bieg. A jak w kategorii wiekowej? Dopiero 8 i to na 11 osób w M60, a zwycięzcę M70 wyprzedziłem zaledwie o 45 sekund!
Więc jak to jest z ta starością? Kiedy ona się zaczyna? Dzisiejszy bieg pokazał, ze dla biegaczy starość ma inny wymiar. Nieosiągalny i niezrozumiały dla niebiegających. Ta starość ciągle jest w ruchu, a meta ciągle daleko przed nią.
A czy ja czuję się staro? Kiedy biodro zaboli - trochę tak. Kiedy popatrzę na powoli zmniejszającą się ilość moich siwych włosów – trochę tak. Ale zapominam o tym wszystkim i innych przymiotach przybywających lat, kiedy znowu zakładam swoją koszulkę z napisem
miałem szczęście…
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Mahor (2016-06-19,19:21): Pozdrawiam z przed uciekającej mety :-) Truskawa (2016-06-23,12:22): Jaka starość Grześ?? Jaka?? Nie ma żadnej starości. Ciało się zużywa, to prawda ale tylko my decydujemy o tym jak bardzo i czy rzeczywiście pozwalamy sobie na to być być starymi. Jeśli pracuje się nad sobą, starość nigdy nie przychodzi. Moja babcia, która zmarła w wieku 94 lat mówiła, że jest stara ale ja nigdy nie miałam takiego poczucia. Rozmawiało się z nią jak z osobą dojrzałą ale nie starą. No i stare to są gacie. :)
|