Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [126]  PRZYJAC. [286]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
mamusiajakubaijasia
Pamiętnik internetowy
"Byle idiota pokona kryzys; to co cię wykańcza, to codzienna harówka" - Antoni Czechow

Gabriela Kucharska
Urodzony: 1972-08-26
Miejsce zamieszkania: Rudawa / Kraków
558 / 580


2015-07-24

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Danse macabre z prawem i spopielarnią w tle... (czytano: 752 razy)



Ergo było tak:
Rano w czasie kolegium redaktor prowadzący rozdzielał zadania na bieżący dzień.
Zapytał, czy jestem bardzo zajęta i czy dam radę pojechać na konferencję prasową dotyczącą protestu przeciwko spopielarni zwłok w Nowej Hucie.
Byłam zajęta - nawet bardzo, ale stwierdziłam, że na szybką konferencje mogę podjechać.
I tak też się stało.

Na miejscu przywitałam się grzecznie z młodziuteńkimi dziennikarkami z Głosu Nowej Huty i zaczęłam oczekiwanie na radnych, którzy tę konferencję zwołali. Warto dodać, że była to konferencja pod chmurką, dokładnie naprzeciwko centrum pogrzebowego, w którym stoi (nieczynny) oprotestowywany piec.
Pogadałam z dziennikarkami, weszłam między ludzi, zaczęłam z nimi rozmawiać. W większości starsze osoby, które przeciwko temu zakładowi i nieczynnej spopielarni protestują już od lat. I ci ludzie się zwyczajnie bali. Bo to było świeżo powojenne pokolenie, może nawet ciut datami urodzenia zahaczyli o okupację i im spopielanie zwłok kojarzy się tylko z krematorium, dymem z komina, smrodem palonych ciał nagłaśnianym swego czasu w szkołach (moim zdaniem słusznie nagłaśnianym); ludzie, którzy są synami i córkami ziemi, na której stały obozy koncentracyjne, z których większość więźniów wydostała się właśnie przez komin. W takich ludziach naprawdę łatwo jest wzbudzić strach przed krematorium i łatwo ich wpędzić w psychozę. A potem pojawiło się czterech panów radnych - jeden był radnym dzielnicy i on znał swoich sąsiadów, drugi był posłem na sejm z Krzeszowic, trzeci z Nowego Sącza (sic!), a czwarty też nie stąd.

Panowie radni zaczęli od przedstawienia się, że są członkami klubu partii takiej a nie innej, i że są głęboko poruszeni niedolą mieszkańców, którzy musza żyć w cieniu krematorium. Niedziałającego wprawdzie, ale przecież to krematorium w każdej chwili może zostać uruchomione! I że oni, jako członkowie klubu partii takiej to a takiej, zrobią wszystko, co w ich mocy, aby do tego nie doszło. Że co prawda oni są z partii takiej to a takiej, ale będą działać ponad podziałami partyjnymi i maja nadzieję, że członkowie innych partii też się przychylą do ich działań, bo tu przecież nie chodzi o politykę, tylko o ludzi. Co prawda są członkami partii takiej to a takiej, która to partia zawsze pochylała się nad losem zwykłych ludzi, ale ich przynależność partyjna nie ma tu znaczenia. Oni dają słowo, że zrobią wszystko, co zrobić się da!
Podziękowali, powiedzieli "do widzenia" odwrócili się na pięcie i jęli się oddalać. Nie dali ani dziennikarzom, ani ludziom zgromadzonym na konferencji, ich w końcu dotyczącej, możliwości zadania jakichkolwiek pytań!
Wtedy obudziła się we mnie zła natura.
Podeszłam, przedstawiłam się grzecznie z imienia, nazwiska i redakcji, która mnie na tę konferencję oddelegowała i zadałam konkretne pytanie:
- Panowie mówicie, że zrobicie wszystko, co się da, żeby tym ludziom pomóc. A konkretnie to CO ZROBICIE?
- Napisaliśmy list do marszałka województwa - oni mi na to - co prawda marszałek jest na urlopie, ale jak tylko wróci, to na pewno go przeczyta.
- I co, myślicie, że coś zrobi?
- Mamy taką nadzieję.
- Ale przecież ci ludzie od pięciu lat piszą listy do marszałka, do prezydenta miasta, do sanepidu, nadzoru budowlanego, wszędzie! I nic tymi listami nie wskórali.
- No tak, ale to jest wszystko, co możemy zrobić. Do widzenia.

I dali drapaka do swoich ekskluzywnych samochodów.

Wróciłam do ludzi. Ci skarżyli się, że głęboką nocą w piecu są palone zwłoki. Przedsiębiorca pogrzebowy zaprzeczał twierdząc, że piec jest zdemontowany. Ludzie mówili, że od tych palonych po nocach zwłok śmierdzi i biały pył im się osadza na oknach i parapetach. Przedsiębiorca mówił: "Sami w zimie palicie czym popadnie i stąd ten pył. Ja zwłok nie palę!" Ludzie mówili: "Sam pan kiedyś przyznał, że spalił w tym piecu 15 zwłok".
Przedsiębiorca: "Ale to było dawno temu, teraz piec jest zdemontowany."

Ja patrzę (upał był) przedsiębiorca ma na środku klatki piersiowej dużą bliznę pooperacyjną. Ergo: przeszedł operację serca. Więc mówię:
- Widzę, że pan przeszedł operację serca.
- Tak, przeszedłem.
- A jak by się pan czuł czekając na operację, co do której nie ma pan żadnej pewności, że ja przeżyje, albo tuż po operacji - też jeszcze nie wiedząc, czy wszystko skończy się dobrze, gdyby okno pańskiej sali szpitalnej wychodziło na spopielarnię?
(Bo cały problem polega na tym, ze niedziałający piec umiejscowiony jest dokładnie za oknami hospicjum dziecięcego, z drugiej strony szpitala, a z trzeciej osiedla mieszkaniowego. W gęstej zabudowie i szczerze mówiąc jest to lokalizacja nie do przyjęcia. I niezgodna z przepisami unijnymi, które w tym akurat przypadku są zwyczajnie mądre)
- Normalnie bym się czuł.
- Może pan już oswoił się ze śmiercią.
- Pani redaktor, ja jestem zwykłym człowiekiem i na śmierć reaguję, jak każdy. Boję się jej.
- To proszę zrozumieć tych ludzi. Oni nie chcą pańskiego pieca pod oknami.
- Ale ten piec jest rozmontowany i nie działa.
- A może nam pan ten rozmontowany piec pokazać?
- Proszę bardzo! Zapraszam państwa ze mną.

Z miejsca ruszają przedstawiciele mediów, i nikt z mieszkańców. Ci przerażeni rozchodzą się do domów.
My (media) idziemy do zakładu pogrzebowego.
Przedsiębiorca prosi, byśmy minutkę poczekali, bo w sali pożegnań, która prowadzi do pieca czeka trumna z osobą do identyfikacji.
Czekamy. Młodziutka reporterka z TVP Kraków jest zieloniutka na twarzy i wyraźnie przerażona - Ja się boję, co tam zobaczę, Nie chcę tam wchodzić, boje się - powtarza w kółko. Ale wchodzi, bo nie ma wyjścia.
Z sali pożegnań idziemy do poczekalni (z szybą na całą ścianę) przed piecem. Wchodzimy do środka. Przedsiębiorca pokazuje nam, gdzie były drzwi do pieca, ale są zamurowane zgodnie z życzeniem powiatowego inspektora nadzoru budowlanego. Na podłodze, tam, gdzie są prowadnice dla wózka technologicznego, leży wykładzina dokładnie te prowadnice zasłaniająca.
Pan prosi nas do pomieszczenia z piecem. Ten rzeczywiście jest rozmontowany, wszystko, co nie jest korpusem paleniska, jest zafoliowane, instalacje odłączone i zabezpieczone. Nie jestem fachowcem, nie znam się na tym, ale wiem, że bez gazu i prądu, tudzież rur, taki piec nie zadziała! Wiem, oczywiście, że w każdej chwili można go zmontować z powrotem, ale wiem też, że ostatnio raczej używany nie był. Mam w domu zwykły piec do centralnego ogrzewania i wiem, co pokazują wskaźniki pieca używanego w ciągu ostatniego miesiąca chociażby. Ten ostatnio używany nie był.
Wspólniczka przedsiębiorcy z lekka zacietrzewiona tłumaczy mi różne rzeczy bardzo podniesionym głosem (no cóż, rzeczywiście jestem w tym gronie najstarsza).
- Proszę pani, ja jestem wobec pani bardzo grzeczna. Proszę nie krzyczeć, przecież możemy rozmawiać spokojnie - taką prośbę kieruje do niej trzykrotnie. Potem, kiedy widzi, że nie mam nastawienia inkwizytorskiego, sama się już mityguje.
Z króciutkiego wypadu na pięciominutową konferencję robi się 1,5 godzinna rozmowa z przedsiębiorcami pogrzebowymi. Mają swoje racje. Oczywiście finansowe - są ludźmi interesu. Funeralnego. Oczywiście momentami kłamią, piec zaistniał tam w charakterze samowoli budowlanej, ale da się z nimi normalnie rozmawiać.
- Proszę popatrzeć - mówią, gdy siedzimy na środku dziedzińca ich zakładu - przecież stąd nie widać ani szpitala, ani bloków. Widzi to pani?
- Nie, nie widzę. Wy ich nie widzicie, ale oni widzą was. I dlatego to oni, a nie wy, mają problem. Proszę ich zrozumieć - to są starsi ludzie, którzy panicznie boją się śmierci, do której, rzeczowo patrząc, jest im z każdym dniem coraz bliżej. Oni wiedzą, że pewnie w większości będą klientami waszego zakładu, to wy będziecie się zajmować ich ciałami i pogrzebami. Już przywykli do waszego widoku tutaj, ale ten piec ich przerasta. Oni się go panicznie boją.

I tak sobie gadamy. Staram się zrozumieć jedną stronę i jednocześnie doskonale rozumiem drugą - tych starych mieszkańców Nowej Huty z ich strachem.
Pewnie, przedsiębiorca prawem kaduka postawił piec w zwartej zabudowie i teraz ma z nim kłopot, bo ani go używać, ani go sprzedać (nie jest łatwo sprzedać piec za dwa miliony komuś, kto będzie miał z jego uruchomieniem dokładnie takie same problemy, jak moi rozmówcy. Jednak jesteśmy w Polsce).

Rozumiem tych starych ludzi z Nowej Huty z ich strachem. Chyba nie ma rzeczy bardzie oczywistej i bardziej pierwotnej, niż strach przed śmiercią.


A jednocześnie najnormalniej w świecie rzygać mi się chce!
Jak można wykorzystać cynicznie strach starych ludzi przed śmiercią do celów polityczno-partyjnych.
Ci pieprzeni gogusie w swoich stosownych do tematu "konferencji" czarnych garniturach, którzy w dziecięciu zdaniach wypowiedzi dziesięć razy użyli nazwy swojej partii, spakowali dupy w troki i pojechali, zasługują, moim zdaniem, na to, by ktoś im postawił spopielarnię pod oknami!

Czuję wielkie obrzydzenie do tych czterech dupków i do tego, kto wpadł na poroniony pomysł konferencji prasowej bez pytań wykorzystując w charakterze pretekstu strach starych ludzi.
Obrzydlistwo!



Cholerna "Sprawa dla reportera"...

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


Admin (2015-07-25,10:10): Zgrabna historia. Ciekawe jest też to, że do polityki obecnie garną się tylko tacy frajerzy - nie do końca mam pomysł jak ich nazwać. Debile? Chamy? Moralni zakłamańcy?
Magda (2015-07-25,12:32): to nie frajerzy, oni doskonale wiedzą co robią, to że nie robią nic dla ludzi, to insza inszość, ważne ile oni przy tym ugrają, ile dadzą ugrać innym swojego pokroju...







 Ostatnio zalogowani
Leno
11:40
marynarz
11:33
ProjektMaratonEuropaplus
11:25
StaryCop
10:58
Bartuś
10:34
BornToRun
10:12
camillo88kg
10:04
andrzej1022
10:03
stanlej
10:01
chris_cros
09:51
FEMINA
09:39
tomekdz@poczta.fm
09:36
Wojciech
09:24
bobparis
09:00
kazik1948
08:52
Admin
08:48
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |