2015-06-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Cynowe rozmyślania... (czytano: 990 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.youtube.com/watch?v=jlLYmsieoXY
Dziś stuka nam kolejna rocznica ślubu.
Nie żeby jakaś poważna, ale jednak.
Rocznica ślubu - cynowa (bądź aluminiowa, jak kto woli),
mieszkamy razem 21 lat,
znamy się 27 lat,
mamy troje dzieci, dom na wsi, kłopoty finansowe, przeżywamy wzloty i upadki...
Cholernie długo...
I nielekko.
Bo małżeństwo to w ogóle rzecz niełatwa,
a małżeństwo dwóch silnych osobowości o charakterach okresowo wybuchowych, to jazda bez trzymanki.
Ja mam psa, on ma kota na punkcie pracy i panienek z pracy (zwłaszcza jednej, ale "to nie jest tak jak myślisz, Gaba").
Ja zaczynam się trochę uczyć asertywności w małżeństwie (wciąż zbyt słabo się uczę), on i synowie (zwłaszcza najstarszy) uważają, że mi odbija, bo jak to tak, że nie chcę ich obsługiwać w absolutnie każdej chwili życia?
Średni syn to mnie właśnie wybrał sobie do ćwiczeń codziennych z chamstwa. Wiem, że to minie, ale na razie jest mi z tym bardzo ciężko.
Ja miewam swoje fascynacje, które przeżywam dyskretnie, on ma swoje, które przeżywa z przytupem.
Ja nie jestem święta i mam swoje za uszami, on nie jest również...
Małżeństwo to najtrudniejsza rzecz, jaka przydarzyła mi się w życiu (no, może poza dzieciństwem, ale to, z winy moich rodziców, było prawdziwym koszmarem).
W ogóle małżeństwo jako takie jest skrajnie trudnym doświadczeniem. Bo czy ja jestem w stanie powiedzieć, co będę robiła za pięć lat? Gdzie będę pracować (lub nie), z czego będę żyła, w jakim stanie zdrowia będę się znajdować, czy wciąż będę lubić ludzi, czy ludzie będą lubić mnie?
A za lat dziesięć? Dwadzieścia? Trzydzieści?
Nie wiem, bo wiedzieć nie mogę.
Wiem, jak chciałabym, by było, ale jak będzie? Nie mam pojęcia!
Chyba nikt tak naprawdę nie wie, gdzie i jak będzie wyglądało jego życie za tych kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt lat.
Nikt nie wie, na ile zmieni mu się charakter, poziom cierpliwości, próg osiągania zdenerwowania czy zgoła furii, uczucia do innych.
Biorąc ślub przyrzekłam, że będę kochać do śmierci.
Że będę wierna, posłuszna, że nie opuszczę do śmierci.
Bezwarunkowo!
Nie przyrzekałam "jeżeli będziesz dobry mężem, będziesz kochał i szanował mnie i nasze dzieci, będziesz odpowiedzialny, zdrowy, to będę cię kochać, będę wierna i nie opuszczę cię do śmierci". To byłoby bardzo łatwe:)
W rzeczywistości każdy (i on, i ona) przysięga coś znacznie poważniejszego. "Jeżeli ci odbije, popadniesz w nałogi, długi, będziesz skończoną gnidą, będziesz pił, bił, znieważał, poniżał, gnoił, zachorujesz psychicznie i rzucisz się na mnie z siekierą; będziesz leniwa, nie będziesz nic robić w domu, będziesz skupiona wyłącznie na sobie, rodzina nic nie będzie dla ciebie znaczyć, pracę będziesz stawiać ponad wszystko, będziesz mi opowiadać o swoich zdradach i fascynacjach, a na starość będziesz niedołężna/niedołężny i będę musieć zmieniać ci pampersy, to i tak będę cię kochać. I tak cię nie opuszczę. Aż do śmierci! Nawet jeżeli tak mi się znudzisz, że na samą myśl o tobie będzie mi się chciało rzygać, i tak będę cię kochać, i tak będę wierny/wierna."
Optymistycznie to nie brzmi!
Ale, jak twierdził konsekwentnie mój spowiednik, miłość jest wyborem i świadomą decyzją, a nie uczuciem, na które nie mamy wpływu.
To zakochanie jest uczuciem, które nami rządzi, miłość zaś to świadoma decyzja, którą podejmujemy i w której trwamy, mimo trudności na jakie natrafimy w życiu.
Świadomie więc kocham.
Mimo, że serce mi krwawi z powodu pewnej piczki. Ona minie, ja zostanę - tak podpowiada rozsądek i tak właśnie będzie. Póki co boli, mimo, że "to nie jest tak, jak myślisz". Jest. Jest tak, a nawet bardziej:)
Co zupełnie nie przeszkadza mojemu ukochanemu mężowi wspierać mnie w moich przedsięwzięciach, kiedy tylko może:)
Ot, męska logika:)
Równie pokręcona, jak kobieca:)
Ale!
Jednego nie przyrzekałam:)
Nie przyrzekałam, że pozwolę się tresować.
I mimo, że może jestem zimną suczką, to nie pozwolę. I już.
Kocham mojego męża.
Prawdziwie, świadomie, choć to miłość trudna.
Chcę w tej miłości wytrwać. Tak jak przysięgłam - do śmierci.
Jednocześnie zaś uważam, że jeżeli uda nam się przeżyć to życie w miłości aż do śmierci, to będzie znaczyło, że jesteśmy dużo mądrzejsi i dojrzalsi niż mi się wydaje.
Spraw, Boże, by się udało!
I daj mi twardszą dupę, Tatusiu...
(Miłość) Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
I w takiej miłości, Boże, daj mi wytrwać...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Magda (2015-06-18,18:52): Zawsze twierdziłam, że nosimy w swoich sercach odpowiedzi na wszystkie ważne pytania, jakie przed nami postawi życie.... Truskawa (2015-06-18,23:24): Nie mogę napisać nic więcej prócz tego co powiedziałam. Ale mogę Wam życzyć żeby wszystkie wasze ścieżki się wyprostowały i dalsze życie było po prostu fajne. I wcale nie życzę, żeby było pozbawione trosk, bo wtedy nie doceniamy tych dobrych chwil. Raczej życzę, żeby została w waszym życiu zachowana równowaga, między tym dobrym i złym. Wszystkiego najlepszego Gabrysiu dla WAS! Peepuck (2015-06-19,06:54): Ech... Pozmieniałbym kilka słów i spokojnie pasowało by do mojej historii. No cóż... Ciągle jednak trwamy i chcemy. A to znaczy, że nie idziemy na łatwiznę. A małżeństwo to nie gilgotki ani rurka z kremem, to ciężka szkoła życia. Najcięższa jaką było mi dane poznać do tej pory. Oby nam nie było dane cięższej poznawać... Namorek (2015-06-19,22:19): Bo miłość to "cholernie" ciężka praca . Czasami mamy już dość i chcemy to wszystko rzucić .
Jedynie Bóg kocha bezwarunkowo . A ludzie pragną być kochani , podziwiani itd. Jakie z ognisk pali się dwadzieścia lat bez konieczności ciągłego dokładania drewna ? Lecz czasami jesteśmy zbyt "zmęczeni" aby o to ognisko dbać i przychodzi moment gdy ono gaśnie ... co dalej ? wiosna (2015-06-23,10:44): Gabryniu, mnie za moment strzeli 30 lat małżeństwa. I wierz mi że im dalej tym łatwiej. Obie strony muszą trochę odpuścić. Sama traktuj się tak jakbyś chciała żeby było i to się zaczyna dziać. Wiem co mówię.
|