2014-08-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Kiedyś byłem taki słaby, a teraz potrafię zadziwiać samego siebie ... (czytano: 1490 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/media/set/?set=a.698868406815000.1073741868.453551434680033&type=3
Krótka historia mojego biegania.
Początki zawsze są ciężkie, ciągle walka z samym sobą. Walka ze swoimi słabościami, lenistwem, ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo i przyjemnie.
Pierwsze próby zmuszenia się do wyjścia z domu na bieganie były bardzo trudne. Ciągle zniechęcenie i brak motywacji skończyło się na paru wyjściach na jakieś 3 km i koniec. Dopiero po 4 miesiącach od tego zapragnąłem zmiany, zmiany samego siebie. Ciągle się zastanawiałem jak bieganie może być przyjemne?
Przecież nienawidziłem biegać, była to koszmarna udręka. Już jako ochotnik na ostatni pobór zgłaszając się do wojska obawiałem się, że bieganie mnie zniszczy, było ciężko, ale dawałem radę. Dobrze pamiętam, że każdy z żołnierzy mojego plutonu sprawdzał na tablicy plan zajęć na cały tydzień i każdy łapał się za głowę jak widzieliśmy napisane ""wychowanie fizyczne"". Pierwsze myśli : znów nas zajadą...Tylko gdzie? Bieganiem za karę w umundurowaniu na polu :)
Przez pierwsze 2 miesiące schudłem 10 kg i wyglądałem jak szczur, Potem waga troszkę się unormowała. A po wyjściu z wojska zaniedbałem się, oczywiście były plany ambitne będę biegał, trening siłowy itp. .. ale dużo gadania i nic nie robienia.
Aż w końcu w sierpniu 2012 roku zapaliła się żaróweczka w główce.
Kupiłem buty do biegania, kilka koszulek i spodenek, a następnie na drugi dzień wybrałem sie do Parku Grabiszyńskiego. Miałem wrażenie, że ludzie dziwnie się na mnie patrzą, ponieważ biegam. Na początku trochę mnie to denerwowało, takie ich dziwne miny.
Stopniowo biegałem sobie takie pętelki 1 km. Zwiększając sobie stopniowo metraż do 6 km na trening, wtedy moja koleżanka Iwona przygotowywała się do swojego pierwszego maratonu we Wrocławiu. W głowie mi się nie mieściło jak ona uśmiechnięta biega sobie treningowo po 16 km ?! Iwona trochę podkręcała mi fazę na bieganie i zaproponowała mi, abym pobiegł
w X edycji biegu ""Przewietrz się na Olimpijskim"" dystans 8100m, więc gdy osiągnąłem pułap 10 km biegania w parku zapisałem się na pierwsze zawody. Oczywiście emocje, emocje i początek był dosyć szybki i się spaliłem, ale jak na pierwszy czas nie był taki zły 00:46:05.Na mecie wyglądałem tragicznie.
Potem kolejny start i kolejny aż zapragnąłem, że przebiegnę półmaraton Ślężański, a gdy termin się zbliżał i czułem mega moc w nogach przebiegłem pierwsze 30 km po płaskim jako sprawdzian czy dam rade. Te 30 km były sprawdzianem czy uda mi się zmierzyć z królewskim dystansem maratonu 42,195m. Wtedy udało mi się w 3 miesiące jakoś się przygotować to maratonu. Z czystym sumieniem uważam teraz, że to było ogromne szaleństwo. Nie byłem przygotowany na taki długi dystans i wtedy taka mała wiedza o bieganiu. Pierwszy maraton ukończyłem z czasem 04:48:41. Tak się wkręciłem w bieganie w 2013 roku, że zrobiłem 431 km w 30 startach.
Pod koniec 2013 roku wpadam na pomysł przebiegnę etapowy Ultra Marathon w Beskidach w lipcu 2014. Za dużego doświadczenia w górach nie miałem na tamta chwile. Na tamtym etapie z biegów górskich miałem ukończony tylko Złoty półmaraton w Lądku Zdrój na którym miałem poważny kryzys i dobrze pamiętam, że powiedziałem sobie zero biegania po górach , to nie jest dla mnie! Życie nas zaskakuje, jakie to jest chore, aby mieć odwagę w ogóle podjąć takie wyzwanie - 3 dni, 3 kraje , 3 górskie masywy 110 km.
To mi się w głowie nie mieściło, ale z każdym dniem byłem już tak napalony i zacząłem przygotowania. Na samym początku planowałem, że będę biegł z kijami, a kije ułatwią mi podejścia. Przez to samo zostałem zaproszony na trening Nordic Walking przez ""Trenuj z nami"" i zacząłem chodzić na zajęcia pod okiem trenera. Energiczne chodzenie z kijkami, które pozwala zdobywać kondycję oraz rozwijać poszczególne grupy mięśni, zaniedbane w codziennym trybie życia. Treningowi poddawane są jednocześnie nogi, biodra, jak i cała górna część ciała – ręce, ramiona, obręcz barkowa, mięśnie klatki piersiowej oraz kręgosłup. Dobre uzupełnienie biegania na pewno przyniesie korzyści w biegach górskich.
Po kilku miesiącach zrezygnowałem z pomysłu zabrania kijów na etapówke, bo uznałem, że to są za małe dystanse. Przygotowania do tego głównego biegu trwały ponad pół roku, tylko na tym się skupiałem, oszczędzałem się w startach. Głównie trenowałem sam na Ślęży jeśli oczywiście miałem taką możliwość. Biegając sam po szlakach i polegając tylko na samemu sobie uczy się pokory. Bieganie w różnych warunkach, na wszystko trzeba być gotowym.
Czerwiec 2014 był kluczowym miesiącem sprawdzenia sie w kilku zawodach jaka jest forma. Zaproszony przez znajomego wystartowałem 1 czerwca w Jaworze na dystansie półmaratonu, który jest wymagający z podbiegami, ale na mnie nie zrobił żadnego wrażenia jeśli chodzi o trudność. Pobiegłem tak jak chciałem, szybki początek i stałe tempo. Byłem wypoczęty więc moc w nogach była i zrobiłem mega wynik w moim przekonaniu 01:44:23. Tydzień później było totalne sprawdzenie się przed RUN Adventure. Zawody górskie rozgrywane na dystansie 30 km/+1200 przewyższenia - Dolní Morava - Czechy, zawody cyklu Salomon Trail Running Cup. Trasa dosyć trudna technicznie, ale widoki i krajobraz wynagrodził to, czas - 03:33:28.
Kolejny tydzień i szalony pomysł dwie imprezy w jeden dzień. 4. Mistrzostwa Wrocławia w NORDIC WALKING 11 km - czas 01:17:38, 2/11 Miejsce PROFI - kat. M18-29, Nocny Półmaraton Wrocław - czas 1:45:31. Potem nastał czas odpoczynku i regeneracji Im było bliżej tym coraz bardziej motywacja rosła, byłem bardzo dobrze przygotowany psychicznie, aż w końcu wybił ten dzień 18 lipiec. Beskidy RUN Adventure ("BRA") to 3 dniowy biegowy wyścig terenowy z trasami poprowadzonymi po szlakach i duktach Beskidu Śląskiego i Żywieckiego na polsko-czesko-sławackim pograniczu.
Górski Etapowy Ultra Marathon ukończyłem w doskonałej formie, zero kryzysu przez wszystkie etapy.
110 km/4400 m przewyższenia - czas łączny 16 godzin, 39 minut, 26 sekund.
I etap czas - 04:54:40 (35 km)
II etap czas- 05:45:07 (35 km)
III etap czas-05:59:39 (40 km)
Wyścig sam w sobie był dużym wyzwaniem, zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Pierwszy etap zawodów Beskidy RUN Adventure prowadził z Istebnej Zaolzia, przez "Kiczory", czerwony szlak w kierunku Kubalonki. Meta w tym samym miejscu co start.
Kolejny etap imprezy zaliczał pasmo Wielkiej Raczy - trasę w kierunku Zwardonia i dalej do Istebnej przez Tyniok. Wczesna pora (godz. 06.00) wyjazdu na start zlokalizowany w Rycerce Kolonii nie dała możliwości większej regeneracji po piątkowym etapie.
Z minuty na minutę rosła temperatura, długie podbiegi na otwartej przestrzeni. Na każdym bufecie strumieniami obficie lała się woda. Już po ukończeniu drugiego etapu zaczęły się problemy z nogami. Po 75 km w nogach (po dwóch etapach) nie potrafiłem normalnie chodzić, a co dopiero się schylić.
Nie oszukujmy się, biegi ultra bolą! Bolą stopy od ciągłego obijania o kamieniste podłoże oraz asfalt, bolą łydki od podbiegania, od zbiegania niemiłosiernie bolą uda, od plecaka bolą plecy i ramiona, a czasami od tego zmasowanego bólu i wysiłku boli też głowa. Skurcze. Rewelacje żołądkowe.
Jednak po wieczornym basenie i żelach przeciwbólowych udało się trzeciego dnia stanąć na nogi i pobiec.
Już po pierwszym dniu miałem stłuczone palce u stopy, ale gdy zostaje 40 km do mety zapominasz o bólu, po prostu biegniesz :) Pierwsze dwa dni pobiegłem spokojnie, aby starczyło sił na finałowy etap, który obfitował w wiele "naj" - najdłuższy, najcieplejszy, najciekawszy, najtrudniejszy... Start o godzinie 8.00. Pierwsza część trasy wiodła w paśmie Baraniej Góry, następnie zawodnicy przemieszczali się w kierunku Zielonego Kopca, by po zdobyciu Malinowskiej Skały nawrócić w stronę południową i przez Przysłop, Stecówkę wrócić do bazy zawodów w Istebnej Zaolziu.
Żar lał się z nieba, trudna i techniczna trasa, luźne kamienie, śliskie skały, szybkie zbiegi i mozolne podejścia.
Tak jak planowałem mijając 31 km trzeciego etapu ( 101 km w nogach) znacznie przyspieszyłem. Niestety radość na mecie nie była taka jaką sobie wyobrażałem ponieważ zmęczenie i ból nóg odegrał swoją role.
Po paru dniach regeneracji i odpoczynku muszę przyznać, że był to mój najtrudniejszy bieg, a zarazem najpiękniejszy. Trzy dni biegania to niesamowita przygoda, czuję się spełniony i pozostaje mi tylko dodać : BIEGAJCIE! Bieganie zmienia na lepsze.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2014-08-19,08:56): Podpisuję się pod tym ostatnim zdaniem Adrianie :) i życzę dalszych radości :) i wytrwałości w mobilizowaniu sie do wysiłku. Radość Biegania (2014-08-24,10:35): Dziękuje i również wszystkiego dobrego życzę :)
|