2014-08-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| "Goń św. Dominka", czyli... wiadomo, po kim odziedziczył geny :) (czytano: 690 razy)
Jako że postanowiłem odpocząć jakiś czas od zawodów (ostatni raz biegałem 5 lipca w Kretowinach) i wystartować dopiero w Maratonie Solidarności (15 sierpnia), odpuściłem sobie w tym okresie wiele ciekawych imprez biegowych, w których normalnie z pewnością bym wystartował. Jednak Bieg św. Dominika, a raczej impreza go poprzedzająca, czyli charytatywny prolog "Goń św. Dominika", ciężko było zaliczyć do typowych zawodów, bo to nawet nie było bieganie, a raczej spokojne i bardzo wolniutkie przemierzenie trasy o długości około 1.1km wraz z całą masą innych ludzi. Zresztą sam prolog to był też pretekst, żeby przy okazji odwiedzić trwający w tym czasie Jarmark św. Dominika, bo w innym przypadku ciężko nam byłoby się zmobilizować do wizyty na gdańskiej Starówce. Tak więc po spacerze wśród masy straganów z różnorodnym towarem, wzięliśmy w końcu udział całą rodziną - żona, synek i ja - w prologu. Jak już wspominałem, był to raczej – ze względu na tłok – spacerek, przynajmniej w pierwszej połowie. Robert zaczął swój udział w wózku, jednak w czasie biegu mocno zapragnął wydostać się z trzykołowca. Ostatnie 200 metrów kończył więc już na własnych nogach, a po wbiegnięciu na metę... chciał biec jeszcze ;). Fakt zaś, że już jednak nie można, skwitował naprawdę wielkim niezadowoleniem – wiadomo więc, po kim odziedziczył biegowe geny ;).
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |