2014-02-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Klątwa (czytano: 660 razy)
Wow, dowiedziałem się dziś, że poprzedni odcinek mojego bloga trafił na pierwszą stronę Maratonów :). To chyba ze względu na zdjęcie, bo przecież nic szczególnie ciekawego tam nie napisałem. Jak widać, czasem wystarczy fotka z piękną modelką, żeby zdobyć popularność ;)
A mnie dopadła chyba jakaś klątwa. Dopiero co napisałem, że zabieram się za dłuższe i mocniejsze treningi. W końcu na ostatnich dwóch treningach poczułem, że biegnę (i to z dużą radością), a nie tylko przemieszczam się w żółwim tempie lub walczę o przetrwanie. Wreszcie zaczęło mi się trochę wolnego od pracy. I zanim zdążyłem się tym wszystkim dobrze nacieszyć, poczułem drapanie w gardle, zatkany nos i tym podobne, znane pewnie wszystkim objawy. Niby nic strasznego, zwykłe przeziębienie, na pewno nie żadna grypa. Ale jednak już trzeci dzień nie biegam. Wolę dmuchać na zimne, bo bardzo nie chciałbym mocniej się rozchorować – kolejnej ponad dwutygodniowej przerwy już bym chyba nie wytrzymał.
Mam nadzieję, że tym razem nie doprowadzę się do takiego stanu, jak na początku stycznia, kiedy wracałem do biegania po grypie. Przypomniały mi się wtedy dawne lata, gdy przebiegnięcie 10 km to było duże wyzwanie. Mimo to postanowiłem pobiec w Biegu Spełnionych Marzeń. Pomyślałem sobie, że przecież 15 km dam radę, tym bardziej, że nie będę się szarpał – pobiegnę sobie w miarę spokojnie, mniej więcej w tempie po 5:40. Taki był plan. A wykonanie? Na początku nawet jakoś szło, ale od połowy zaczęły się problemy. Baterie szybko się wyczerpywały i zamiast przyspieszać, zwalniałem coraz bardziej i bardziej. W końcu, już po wybiegnięciu z lasu, na ostatnim kilometrze zderzyłem się z klasyczną ścianą – taką, jaką znam chyba tylko z maratonów. Normalnie odcięło mi prąd i walczyłem, aby jeszcze choć truchtać a nie maszerować. Po czternastu (a nie trzydzistu pięciu) kilometrach!!! W końcu doczłapałem do mety w średnim tempie z całego biegu 5:55 – wolniej niż na wielu nawet dłuższych krosowych treningach. Muszę przyznać, że ten bieg dał mi lekcję pokory.
No dobra, koniec wspomnień, trzeba patrzeć w przyszłość. Najpierw muszę się do końca wyleczyć, a potem brać za trenowanie. Za nieco ponad tydzień pierwszy, jeszcze nie na 100%, ale na pewno mocny sprawdzian na „Z Biegiem Natury”. Tylko 5 km, ale teraz już wiem, że żadnego dystansu nie można lekceważyć :).
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu DamianSz (2014-02-07,07:50): Wex się chłopie najedz mięsa bo to wege Cię wykończy!!! :-) Polecam również morsowanie, ale pewnie nie namówię Cię ani na jedno ani na drugie ? ,-) creas (2014-02-07,09:19): Damian, to nie z braku mięsu, ale raczej z pracy, czyli zbyt długiego przebywania w dusznych, a następnie gwałtownie wietrzonych pomieszczeniach w towarzystwie wielu kichających osób :). A co do morsowania, to się zdziwisz. W tym roku już nie zdążę, ale myślę o tym całkiem poważnie!
|