2013-11-11
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Labirynt, czyli kościański bieg bez nici Ariadny. (czytano: 687 razy)
Nie, to nie będzie recenzja z filmu, który ponoć skutecznie straszy w kinach. Skoro straszy to nie zamierzam się na niego wybrać. ( Aż wierzyć mi się nie chce, że kiedyś uwielbiałam się bać i celowo wybierałam takie filmy! ) Nie będzie to też lekcja o mitach greckich. To raczej próba opisu półmaratonu w Kościanie, który układem trasy bardzo przypomina labirynt. Bardzo współczesny, ale do złudzenia odzwierciedlający ten starożytny, bo odznaczający się wyjątkowo zawiłym układem dużej liczby ścieżek i łączących je krętych ciągów korytarzy. Starożytne labirynty miały na celu utrudnienie niepowołanym osobom dostępu do usytuowanego zwykle centralnie, strzeżonego pomieszczenia. Jakieś podobieństwa ? Niepowołane osoby to zapewne biegacze a centralne pomieszczenie to meta, którą pozwalano nam mijać kilka razy z różnych stron, po to tylko by wzbudzać złudne nadzieje. Już, już była niemal w zasięgu ręki. Już niejeden się o nią otarł, ale okazywała się tylko złudzeniem i z westchnieniem trzeba było biec dalej. A na końcu czekała jeszcze dodatkowa atrakcja w postaci podwójnej mety. Żaden chyba półmaraton nie może pochwalić się czymś takim. Potężna dmuchana brama, która była linią startu logicznie wydawać by się mogła i linią mety. Logicznie, ale tutaj logika zawodzi. Niby maty odczytujące chipy leżały nietknięte w tym samym miejscu. I gdy już niejeden zawodnik rozpędzony do czerwoności gonił na dodatkowej rezerwie by stracić cenne sekundy, pobić kolejną życiówkę i wreszcie zasłużenie zwolnił za bramą nagle słyszał okrzyk: To nie tu ! To dalej ! Kilkadziesiąt metrów dalej stała, bowiem wąska, niepozorna meta, leżały kolejne maty na ziemi, uśmiechali się przedstawiciele organizatorów z naręczem medali a nad głowami widać było zegar elektroniczny. Twój czas ! Zatem: Meta ! Widziałam oczy wielkości złotówek u niejednego zdziwionego zawodnika. Sama trasa zasłużyła na miano labiryntu, bo kluczeniu nie było końca. Biegacze mijali się kilkakrotnie w różnych kierunkach błądząc po wąskich uliczkach urokliwego Kościana. I tak trochę tą trasę WYPROSTOWANO w stosunku do ubiegłego roku jak zapewniali sami organizatorzy. Z ubiegłego roku pamiętam jakąś ścieżynkę nad rzeczką, którą mijaliśmy zbaczając z głównej drogi w mieście. Tym razem pozwolono nam biec tą drogą przez miasto przy nieustannym dopingu mieszkańców, którzy dopisali mimo nieciekawej, jesiennej aury a przede wszystkim chłodu. Brrrr ! Ponieważ mnie nie interesują „życiówki” i kilka minut w tą czy w tamtą stronę nie ma dla mnie znaczenia zwalniałam przy każdym niemal dzieciaku żeby mu przybić „piątkę”, bo to dla nich frajda była nie lada. Jedne stały przy drodze, inne wisiały z okien samochodów a jeszcze inne trzymały na rękach babcie lub mamy. A wszystkie robiły dużo hałasu. I jak tu się nie zatrzymać na chwilkę ?
Medal jest jesienny. Może to przez tą wstążkę, ale i tak mi się podoba. Wpasował się w porę roku.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora paulo (2013-11-12,08:32): pięknie oddałaś ducha półmaratonu Kościańskiego :) Teraz nie wiem, co ja mam napisać o nim :), a też mam taki zamiar :) Namorek (2013-11-13,19:35): Kościan 2008 mój pierwszy półmaraton .
Kościan 2013 mój 46 półmaraton .
|