2013-02-25
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Niedzielna WB1 - 2,5 kopca :) (czytano: 500 razy)
Na rozkładzie mam coraz więcej "zielonych" części Krakowa. Po plantach, Parku Lotników, błoniach, Łąkach Nowohuckich przyszedł czas na zdobycie jakiegoś kopca :)
Zaplanowane miałem przebiec ok. 30 km - w tym całym moim bieganiu to rekordowy dystans i ciekawiło mnie czy dam radę, jak się będę czuł itp.
O dziwo całkiem dobrze zniosłem pierwsze 15 km (nie forsowałem tempa zgodnie z definicją WB1)ale potem zaczęły się górki i dolinki - i tu można powiedzieć zaczęły się schody...
Już pierwszy podbieg ul św. Bogusławy spowodował dość wysokie tętno, ale po jakimś czasie sobie z tym poradziłem.
Wbiegłem na Aleję Waszyngtona - no chyba najładniejszy deptak w mieście!!! Wznosi się w górę, ładne ławeczki z kutymi podłokietnikami, po bokach alei szpalery starych drzew, z których co drugie jest pomnikiem przyrody. Pomimo tego, że cały czas było pod górkę byłem bardziej skupiony na obserwowaniu otoczenia i jedynie z automatu przebierałem odnóżami i nabierałem, jak to mówią tubylcy: powiecza. :)
Biegłem sobie i biegłem... i nagle się zorientowałem, że wytyczony cel - Kopiec Kościuszki jest daleko za mną...
Byłem nadal w Krakowie, a Aleja Waszyngtona zaczęła przypominać mi zupełnie dziką ścieżkę leśno-polną i postanowiłem biec dalej. Tam dopiero zaczęły się górki i dolinki! Dobiłem w końcu do asfaltu więc zawróciłem, chciałem w końcu wbiec na ten kopiec. Z tego miejsca miałem niedaleko do innego kopca: Piłsudskiego.
Po przebiegnięciu dość sporawego odcinka w/w alei dotarłem do miejsca, w którym się pomyliłem więc skręciłem na kopiec.
Jakież było moje zdziwienie, gdy przy wejściu na kopiec zastałem bramkę i okienko do poboru opłat za wejście. No nic obczaiłem swoją "sakiewkę" i oprócz banana, telefonu i mp3-ki znalazłem może ze 2 zł... i klops, bo wejście = 11zł. :/
Na szczęście za szybką siedział życzliwy człowiek i poproszony o to wpuścił mnie za friko! :) super! pomyślałem. Strzelę sobie na kopcu profilową fotkę!!! Wbiegłem na szczyt zastając tam wycieczkę braci ze wschodu :) Poprosiłem jednego, żeby mi zdjęcie zrobił telefonem, a potem szybko opuściłem teren kopca z przekonaniem, że wrzucę sobie sweet-focię na maratonypolskie.pl :)
Biegłem sobie dalej już w znajomym anturażu: ulice, samochody, bulwary wiślane itd. i kierowałem się na południe - chcąc "nastukać" tą trzydziechę. Teraz postanowiłem zdobyć Kopiec Kraka. Trzeba przyznać, że tutaj lekko zaczęło mi brakować prądu przy podbiegu! Jakoś dałem radę, ale to było trudniejsze (przy Kościuszce większość była odśnieżona), trochę zalegało śniegu, było ślisko i trochę niebezpiecznie - człowiek zmęczony nie jest tak uważny. Na szczęście nie zrobiłem sobie "ziazi" i zacząłem kierować się w kierunku domu.
Jakieś 1,5 km przed domem definitywnie skończył mi się prąd! Co prawda biegłem dalej, ale zupełnie bez kontroli nad sobą :)
Dobiegłem do domu i cieszyłem się, że nie "odcięło mi światła".
Wniosek: za mało prowiantu wziąłem - czułem się po prostu głodny, spragniony i słaby!
Postanowiłem na następny taki trening trochę lepiej przygotować się pod tym względem. Myślę o jakichś żelach energetycznych, albo po prostu więcej bananów :)
No to w niedziele leciałem ok 30km z groszami w czasie 2:47. Zobaczymy jak to będzie za tydzień!
Pozdro!
P.S. Co z tą focią?! okazało się po przybiegnięciu do domu, że kolega ze wschodu zrobił mi 2-sekundowy filmik :))) więc nie zamieszczę niestety swojej facjaty... Not this time :/
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |