2013-02-11
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Palenie kalorii... ;) (czytano: 820 razy)
Jest taka jedna osoba, Mistrzyni Palenia Kalorii (MPK). Nawet nie tak daleko ode mnie mieszka. Oprócz mistrzostwa w spalaniu, jest też najlepsza w prowokowaniu. Potrafi zdopingować do rywalizacji nawet najbardziej leniwego leniwca. Niejednemu już "włoiła" z uśmiechniętą niewinną minką "słabiutkiej" płci. Sprowokowany najczęściej nawet nie wie, że został już złapany na haczyk i że wkrótce będzie łykał powietrze jak ryba bez wody ;) Dałem się złapać i ja. Choć nie zamierzałem robić za małą rybkę. No nieeee - za wieloryba też nie! Ani za leszcza! Ale za, powiedzmy skromnie, takiego ciut drapieżnego... szczupaka ;)
Borowianka przywitała mnie czarującym uśmiechem i pogoniła z kijami do lasu na spacerek. Choć spacerek to może przesada, bo dystans - zapewne celowo odmierzony - miał dokładnie długość półmaratonu, a średnie tempo spacerowania wyniosło... 8:00 min/km. Się nie poddałem i do końca trzymałem fason jak na szczupaka przystało :) Z dymem poszło prawie 1.400 kalorii!!!... Jak widać, wcale nie trzeba biegać, by zrobić dobry trening.
Już chciałem krzyknąć przekornie: "Mało mi!!!". Już nawet otworzyłem dziób (szczupaka?), by to zrobić. "To teraz wskakuj na orbitreka!" - usłyszałem. Dziób pozostał otwarty. "Że jak???... Ja??..." :) Dobrze pamiętam jak kilka lat temu spróbowałem tej maszyny, kiedy to jeszcze chadzałem na bieżnię mechaniczną do fitness klubu. Wówczas po 15 minutach kręcenia zlazłem z niej zziajany jak mops i stwierdziłem, że taka katorga to nie dla mnie. Jednak zachęcający wzrok MPK wymazał mi szybko nieprzyjemne wspomnienia sprzed lat i nabrałem dzikiej ochoty na to coś! A jeszcze bardziej na to, by pokazać, że ninja wcale nie jest "miętki".
Pierwsze 10 minut - z górki. Nawet fajne to to :P Wkrótce jednak zaczęła mi się nudzić zbyt mała prędkość palenia kalorii na wyświetlaczu, to pokręciłem pokrętłem w prawo i... ałła!!!... w lewo... joj... lepiej. No, trochę szybciej cyferki zaczęły przelatywać, ale sekundy pozostały na tym samym poziomie. Minęło kolejnych 15 minut - sekundy zaczęły zwalniać! Cholera, już zaraz pół godziny będzie, a tu ledwie nieco ponad 400 kalorii dopiero!!! Chyba się skicham. Dojadę do 500 i schodzę... albo zlecę z hukiem jak nogi mi się złożą niczym scyzoryk. To był mój pierwszy kryzys. Jakoś tak w odpowiedniej jednak chwili męska duma powróciła na czas (dostała opiernicz, że ma se więcej jaj nie robić i nigdzie nie łazić) i brnąłem dalej w temacie.
Po 45 minutach dopadł mnie kryzys numer dwa. Dumę trzymałem za fraki, więc się już nie szlajała i tym razem szybciej udało mi się wejść na odpowiednie tory. Jednak mój wygląd coraz bardziej przypominał tą wyciągniętą z wody rybę. Nie dość, że zaczęło mi chlupotać w butach (nie myślałem, że aż w takiej ilości składam się z H20), to już chyba podobnie jak ryba łypałem powietrze. Sekundy zwolniły do prędkości minut. Ale w przyrodzie nic nie ginie - tętno zapierdzielało mi jak u noworodka. Aby nie zwariować zacząłem obliczać swój regres na każdych 5 minutach i... okazało się, że jest PROGRES!! :D
Dokładnie w 51 minucie panel z kaloriami mi się wyzerował. Dobiłem do 1.000!!! Plan wykonany. Ufff... Halo!!! Duduś!!! Koniec!!!... Hmmm... A ciekawe ile będzie jak dojdę do pełnej godziny? :P Po 9 minutach już wiedziałem. Doszło 200. Ja pierdziu!!! Pełno tu jezior wokół, a jeszcze jedno pode mną (rybka będzie miała gdzie wrócić). Jeszcze kilka minut wolniejszych obrotów na mniejszym obciążeniu dla schłodzenia i z wynikiem 1.300 kalorii sam o własnych siłach stanąłem na ziemi. No!...
Tyle oto może zdziałać ze słabym niedowiarkiem jedna niewinnie uśmiechnięta prowokatorka. Człek, choć nigdy w życiu by nie przypuszczał, że stać go choć na ciut więcej niż wydawało mu się, że da radę, robi nagle cztery razy więcej i jeszcze żyje... i się uśmiecha!!! :))) To tyle w temacie palenia i rywalizacji. Coraz bardziej mi się to podoba. Mam nadzieję, że się nie zjaram na popiół ;)
A na zdjęciu obok razem z MPK - fotkę zrobiła... gałązka ;)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora DamianSz (2013-02-11,12:20): Zazdroszczę Ci Darku ntakiej Motywatorki. Ja niestety mam (żartując) demotywatorkę w postaci żony, której czasem cieżko zrozumieć jak wyczerpujące mogą być treningi. W każdym razie na wiosnę sprawdzimy kto lepiej trenował w zimą ? ,-) szlaku13 (2013-02-11,12:26): Kurka mać! Duduś... Ty palisz...?! ;) Emi (2013-02-11,13:00): Wariaci!!! A czy te spalone kalorie pozwolono ci uzupełnić jakimś słodkim ciachem? ;) Skóra i kości z was zostanie;) Marysieńka (2013-02-11,13:04): Dareczku.....no wiesz!!! Ja prowokatorką???? Przecież ja tylko "chwalę" się co robię...a Twoje męskie ego...nie pozwala być gorszym...czyż nie??? A ta "kałuża" potu czeka na wytarcie..hahaha:)) snipster (2013-02-11,13:45): hehe :) no ładnie zaszaleliście... szczupaku ;) paulo (2013-02-11,14:26): szkoda, że u mnie w okolicy nie ma żadnej MPK :( Truskawa (2013-02-11,14:27): Ty szczupak a Meryś wygląda jak trzcinka! Jaka ona jest chuda! Matko jedyna. No nieźle Ci tyłek przetrzepała. Szczupaku. :))) dario_7 (2013-02-11,14:58): Damku, jak się nie "zajadę" to sprawdzimy ;))) dario_7 (2013-02-11,15:00): Ano palę Arturo - kiedyś śmierdziuchy, a teraz "kaloruchy"... Całe życie jeden siwy dym ;))) dario_7 (2013-02-11,15:03): Emi, żeby tylko ciachem!!! "Skóra i kości", a ile radości!!! :D dario_7 (2013-02-11,15:06): Maryś, to moje "męskie ego" omal dyla nie dało przez tego orbitreka! ;))) ... To ta kałuża wciąż jeszcze nie wyschła??? Łorety!... :D dario_7 (2013-02-11,15:08): Śmiej się Snipi, śmiej... za tydzień ja się pośmieję ;))) dario_7 (2013-02-11,15:10): Pawle, ano prawda to - jestem szczęściarzem ;)) dario_7 (2013-02-11,15:11): Iza, takie "trzepanie" to sama rozkosz! :))) Marysieńka (2013-02-12,12:42): Carlo i W czekają...chyba nie muszę przypominać prawda??? :))
|