2012-11-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| koniec/początek sezonu (czytano: 371 razy)
Większość blogujących biegaczy pisało ostatnio lub pisze o końcu sezonu, więc i ja się do tego klubu dołączę. Tak naprawdę to sezon zakończyłem już ponad miesiąc temu, gdy nie wystartowałem w Silesia Półmaratonie. Od tego momentu nie trenuję, tylko sobie truchtam po lesie – bez żadnego planu, robię to, na co mam akurat ochotę. Nie mam się do czego spieszyć, bo wiele wskazuje na to, że mój najbliższy poważniejszy (albo i w ogóle) start, to będzie półmaraton w Żywcu lub Powitanie Wiosny w Chorzowie pod koniec marca przyszłego roku.
Po tym niedoszłym półmartonie liczyłem jeszcze, że może uda mi się zakończyć sezon jakimś dobrym wynikiem lub nawet życiówką na GP Mysłowic, ale życie znowu pokrzyżowało mi te plany. Okazało się, że do końca stycznia prawie każdą sobotę muszę spędzać w pracy, przez co parę fajnych biegów stracę. Z tego powodu nie będzie mnie również na ostatnim GP, ani na Biegu Spełnionych Marzeń w styczniu. Szkoda, bo w zeszłym roku właśnie tam bardzo obiecująco zaczął mi się rok. A może to dobrze, że teraz będzie inaczej? Bo przecież po tym fajnym początku potem było coraz gorzej...
Jak pisałem, przez ostatni miesiąc raczej sobie truchtałem niż biegałem. Uprawiałem, jak to ładnie ujął niedawno Jacek, „biegowe pociskanie pierdół” :). Aż w końcu mi się znudziło. W sobotę (tę akurat wyjątkowo miałem wolną) pod koniec spokojnego i niezbyt długiego wybiegania zupełnie niespodziewanie przyszła mi chęć na zrobienie sobie kilku szybszych przebieżek. Ale miałem z tego radochę! Czułem się prawie tak, jakbym po miesiącu postu wyciągnął sobie z lodówki zimne piwko i delektował się każdym łykiem :). A dziś zrobiłem krosik po leśnych górkach. Nogi same mnie niosły. Wyszło prawie 14 km w całkiem fajnym tempie – dużo szybciej, niż ostatnio snułem się po płaskim. I znowu czułem tę radość z biegu.
Tak więc chyba organizm dał mi znak, że sobie odpoczął i może się brać do cięższej roboty. Ale spokojnie! To co teraz zamierzam – tu znowu będę brał przykład z Jacka, to przede wszystkim nie zatracić tego fajnego samopoczucia. Spieszyć się, jak już wspomniałem, na razie nigdzie nie muszę. Otworzyłem sobie książkę Skarżyńskiego, i widzę, że właśnie teraz powinienem zacząć powoli wydłużać dystanse i przyspieszać krosy. Czyli wszystko się zgadza. A skoro sięgnąłem do Skarżyńskiego, to pewnie chodzi mi po głowie wiosenny maraton. A może nawet nie jeden... :). Ale o tym na razie sza. Może następnym razem...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu DamianSz (2012-11-13,12:14): Też jestem teraz na etapie czytania Skarżyńskiego - zresztą po raz kolejny. Pod koniec roku przyjadę znów na Giszowiec pobiegać z Tobą krosy. Na wiosenny maraton polecam Ci Kraków, tam jest odpowiedni klimat do bicia rakordów. creas (2012-11-13,13:26): Damek - fajnie, że chce Ci się takie wolne treningi robić :). W zeszłym roku bardzo dużo mi dało to bieganie z Tobą, więc mam nadzieję, że będzie podobnie. Co do wiosny, to z różnych względów bardziej myślałem o Łodzi, ale o planah więcej napiszę następnym razem. DamianSz (2012-11-13,14:40): Na Łodź już jestem umówiony z fajną babeczką(a liczę, że jeszcze inne dołączą) na pomoc przy łamaniu 4 h ,-) creas (2012-11-13,14:57): No właśnie, pomyślałem o Łodzi, gdy napisałeś, że będziesz tam pacemakerem na 4 h. Poza tym jest szansa, że nie będzie jeszcze wtedy upału. No i jak będzie wiele kobiet, to większa motywacja, żeby nie dać plamy ;)
|