2012-10-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maraton warszawski moim pierwszym maratonem:))) (czytano: 480 razy)
No co tu wiele zaczynać...przebiegłam pierwszy maraton:)))Pół roku przygotowywań...technicznie wiedziałam jak to zrobić,kwestią niewiadomą było atoliż jak sobie poradzę z samotnością w takim tłumie,słabościami własnego organizmu i bólem oraz czy wytrzymam psychicznie to wszystko!Dzień wcześniej przyjechałam,pobrałam pakiet startowy tak jak wszyscy inni z biura na Stadionie Narodowym.Narodowy widziałam po raz pierwszy na zywo...powiem szczerze,że zrobił na mnie pozytywne wrażenie oczywiście nie analizując kosztów,które na to wszystko poszły i innych przekrętów. Na nocleg pojechałam do Serocka-rodzinnego miasteczka mojego męża.Rodzinę męża zupełnie nie interesują biegi,rower...jakikolwiek sport,aczkolwiek wiem,że "Serock biega" to znaczy taki napis widziałam później na koszulce jednego maratończyka :)) Rano zryw o 6 rano...bałam się,że będzie problem z dojazdem,ale nad podziw podróż przebiegła bardzo szybko.Znalezienie właściwego miejsca depozytowego,przebieralni i wc trochę mi zająło,ale nie tylko ja szłam za tłumem.Najgorzej wspominam czekanie na start...podziemie Narodowego zimne,bez mozliwości spożycia ciepłej herbaty czy łyka kawy,żałowałam,że nie wzięłam termosu...
Miałam numer startowy oznaczony trzecią strefą...zatem przeliczając mój czas półmaratonu optymistycznie ustawiłam się za zającem z czasem 4,30.Na starcie uśmiechnęła się do mnie dziewczyna obok...zaczęłyśmy rozmawiać...ona tez pierwszy raz biegła maraton tak samo jak i ja,zaraz zrobiło mi się lepiej na duszy:)))Ruszyliśmy 9 minut po wystrzale startu..Babiarz produkował się na scenie,ale niewiele z tego docierało do mnie będąc już myślami na trasie. Rewelacyjnie mi sie biegło do 32 kilometra utrzymując się za pacemakerami mojego czasu,już od 23 km widziałam,że ludzie zaczynają iśc poboczami...co kilometr dalej jakby ich przybywało. Bardzo bałam się tzw ściany, ale wiedziałam,że jak będzie źle i ja pójdę albo nawet zostane na poboczu. Na 33 km moje nogi stały sie totalnymi sztywnymi słupami i zrozumiałam,że jak sie nie zatrzymam i nie porozściągam to za chwilę padnę i koniec. Fajny murek przydrozny wykorzystałam do ćwiczeń...ostatni żel energetyczny wyciągłam z majtek patrząc,że brzuch odarł mi do krwi,co tam i tak tego nie czułam:))) Powoli ruszyłam,nie chciałam iść,zacięłam się i biegłam chociaz wydawało mi się,że pełznę to mimo wszystko wyprzedzałam innych. Przypomniało mi się co mi powiedział kolega, doświadczony maratończyk "Jolka nie śpiesz się,zrób dychę w godzinę pietnaście, półmaraton nie szybciej niż dwie godziny dwadzieścia,a potem po trzydziestym kilometrze jak masz siłę wyprzedzaj,a wszystko nadrobisz".Dzięki Grzesiu jesteś wielki :)))To było niesamowite, ale tak własnie zrobiłam:))) drugą polówkę maratonu mam zrobiona w lepszym czasie niż pierwszą,a ostatnie 500 metrów miałam siłę na finisz na maksa!Do dzisiaj nie wierzę,że to mi sie udało! Czas końcowy netto 4g 35 min.Nigdy nie byłam tak szczęsliwa jak wpadając na metę Narodowego i tak cholernie zmęczona...ludzie leżeli w szatni na betonowej podłodze...miałam ochotę zrobić to samo,ale wiedziałam,że tam na górze czeka mąż i chyba się już niecierpliwi tyle godzin wyczekując na mnie:))) Droga do depozytu była przez mękę...rozplątanie czipa...cholera nie mogłam się zgiać...ktoś podszedł pomógł mi...woda wypadała z rąk...właściwie dla mnie dopiero zaczął się prawdziwy maraton!!!!W szatni siadłam i na tym koniec...jak tu sie przebrać...ponoć trwało to godzinę zanim stamtąd wyszłam...nigdy mnie tak wszystko nie bolało...wieczorem dostałam gorączki!A na drugi dzień...hmm tego nie da się nawet opisać...co tam...pewnie każdy kto przebiegł pierwszy maraton to zna...;)W tej chwili minął już tydzień od maratonu...i czuję jakąś pustkę...zaczęłam powoli wracać do biegania,ale zbliża się zima i troche martwy sezon dla biegacza...no coż może czas powoli wyciągać narty...o nie...jeszcze nie...może Wodzisław półmaraton jeszcze w listopadzie...a w grudniu mikołajkowy...kto wie...góry moje góry i o Was pamiętam...sezon wycieczek pieszych czas zacząć...ech ile tego jest mozliwe...i jak tu mozna się nudzić;))))
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Honda (2012-10-15,18:30): To na pewno wspaniałe uczucie... wielkie, wielkie gratulacje! :))
|