2012-09-04
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Szaleństwo życiówek (czytano: 2285 razy)
Rasowego biegacza od biegacza amatora (czyli patałacha) odróżnia to, że MUSI „robić życiówki”. Bez tego nie ma biegania,bezsensowne truchtanie można jedynie wiadomo o co rozbić.
Albowiem życiówki są solą, kwintesencją, celem i treścią egzystencji Rasowego Biegacza (zwanego dalej RB).
Dla poprawienia rekordu o sekundę (minutę, godzinę-niepotrzebne skreślić)RB jest gotów poświęcić wiele, a najczęściej wszystko. Z logiką i zdrowym rozsądkiem na czele.
W cholerę idzie przyjemność biegania, szlag trafia radość z kolektywnych przebieżek po lesie, diabli biorą konwersacje z napotkanymi kontrbiegaczami-liczy się ostry trening w celu zrobienia życióweczki. Wyśnionej, wymarzonej, upragnionej, oczekiwanej, ukochanej. RB gna przez pola i lasy, a w główce tylko jedna, jedyna świetlana myśl: złamać trójkę, złamać czwórkę, złamać piątkę, złamać 40 minut, złamać 50 minut, zejść poniżej godziny, poprawić 1.17.45, zrobić przynajmniej 1.59.53 itd. itp.
Największym pechem RB jest fakt, że te życiówki to klasyczna neverending story. Ledwie człowiek z jedną się upora, a już następna stoi w kolejce i nie ma na zarazę siły.
Stoi taka, ironicznie się uśmiechająca, podparta pod boki: „No i co, cwaniaczku? Przebiegłeś maratonik w 3.59.59? A tak w 3.59.50 to nie łaska się zmieścić? Inni jakoś potrafili, a tobie nie wstyd?”
Podrażniona ambicja RB ma moc straszliwą, siłę jeszcze większą. On zęby zaciśnie, pośladki ściśnie i pogna bladym świtem i ciemną nocą, w deszcz, upał i mróz, za siódmą górę, za siódmą rzekę, trzymając w ręku (zamiast kamyka zielonego) żel energetyczny, takiż baton i izotonik, jednym okiem zerkając na trasę, a drugim na stoper.
„A kto to, a kto to, a kto to tak gna? Od świtu do zmroku, codziennie, co dnia. To biegacz zawzięty, to biegacz jak gnu, bo ciągle mu mało i pędzi bez tchu”.
Tylko idiota i ostatni leń nie biega po to, żeby robić życiówki.
Bo łamanie kolejnych czasów obudowane jest całą górnolotną terminologią i ideologią ( w końcu każdy lubi się dowartościować, a ględzenie głodnych kawałków w stylu „biegam bo lubię” jest poniżej wszelkiej godności RB).
Tak więc rekordy biegowe to: walka z samym sobą, pokonywanie własnych słabości, ograniczeń i ułomności, udowadnianie rodzinie, szwagrowi, sąsiadom i współpracownikom (z szefem na czele)”Co, k…, ja nie potrafię? Ja nie dam rady?”, to dążenie do doskonałości w czystej postaci, kształtowanie siły woli, konsekwencji działania, samodyscypliny, ambicji i uporu (bywa, że oślego).
Zawsze można znaleźć tapetę ładniejszą od tej, którą się kupiło przed chwilą; zawsze można znaleźć dziewczynę ładniejszą od Miss World i zawsze znajdzie się ktoś, kto ma życiówkę lepszą od nas.
Gość z kategorii M30 z politowaniem popatrzy na wynik RB z M40, pęknie ze śmiechu na widok rekordu M50, umrze ze śmiechu po przeczytaniu wyniku M60. Za to „nasza czarna przyjaciela z Afryki” zerknie na Personal Best wspomnianego M30 i powie: „U nas dzieci szybciej biegają”.
Dokładnie nie wiadomo jak procentowo kształtuje się liczebność samobójców spośród tych, którzy coś „złamali, pokonali i przekroczyli”, ale z pewnością jest ona wysoka.
Oto jeden z nich: Męczył się chłopina 2 lata, nie jadł, nie spał, nie współżył-trenował. Pojechał na Wielki Maraton (30 tys. innych RB) , przebiegł, złamał 4, wraca szczęśliwy do domu, do pracy, ogłasza wszem i wobec radosną wieść ZŁAMAŁEM 4!!!!!! Hosanna i Alleluja!!
A tubylcy na to: I co, wygrałeś?
A RB na to: Nie, ale złamałem 4!!!!!!!
A tubylcy na to: A który byłeś?
A RB na to : 12472
A tubylcy na to:………………….. Który???????????????????? Ale obciach!!!!!!!!!!!!
I co takiemu później z tego życia! Wstyd przyniósł dla rodziny, szwagra, sąsiadów i współpracowników ( z szefem na czele). Dwanaście tysięcy luda go wyprzedziło, a on, zamiast się ze wstydu spalić, chodzi dumny po ulicach, wypisuje na blogach, że coś złamał i nie zdaje sobie sprawy, że tylko zwycięstwo się liczy. Bo to, że wygrał z samym sobą to mały pryszcz i pikuś. Będzie bohaterem sam dla siebie, ale dla innych już niekoniecznie. Czasami tylko jakiś kolega, spotkany w sklepie, na wiadomość o złamanej 4 sapnie z podziwem „ o w mordę, ja to nawet jak wchodzę na 3 piętro muszę 2 razy odpoczywać po drodze, żeby złapać odech”.
I co dalej? No właśnie! Ino „włepseszczelić” z rozpaczy, smutku, niedocenienia, niezrozumienia, niezłamania 3.52.41 (alternatywnie można kamień na szyję i do Wisły).
A później, kiedy stres już minie i drwiący śmiech ucichnie, gdy noc opadnie na miasto i ostatni pies pójdzie spać, krętymi uliczkami, przez mroczne parkowe alejki pomykać będą znowu tajemnicze cienie i tylko odblask z włączonych stoperów będzie świadczyć, że nie duchy to, lecz realne, goniące za doskonałością , postaci, w większości cierpiące na Syndrom Koziołka Matołka, który, jak wiadomo „po szerokim szukał świecie tego, co jest bardzo blisko”.
P.S. Jakie to szczęście, że nie jestem RB, dzięki czemu mogę biegać gdzie chcę, ile chcę, kiedy chcę i mieć w anusie wszelkie życiówki.A wszystkie moje "życióweczki" ustanowiłem w czasie PIERWSZEGO sezonu startowego (wtedy każdy wynik jest życiówką) i raczej nigdy nie zostaną poprawione,gdyż zamiast dzikiej i stresującej pogoni za rekordem nastawiam się na relaksującą przyjemność z biegania(bez zegarka na treningach i na oficjalnych startach).
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu tygrisos (2012-09-04,08:46): A w wizytówce życióweczki wypisane z opisem, że jest co łamać i poprawiać ... ;)) Pawel1973 (2012-09-04,10:18): Bieganie często zastępuje inne nałogi i czasami bez reszty absorbuje człowieka( ciężkie przypadki jeśli chodzi o amatorów) ale z drugiej strony życiówki to po prostu wyznaczanie sobie nowych celów. Ja niestety nie wyznaczam sobie takich przez co nie mam motywacji do cięższej pracy i nawet ulubione długie wybiegania po lesie nie cieszą bo po 15- 18 km brakuje sił. Więc w przyszłym roku musi być CEL. mariusz67 (2012-09-04,10:45): No to też tak mam jak ty,bo nie jestem Rasowym Biegaczem tylko Patałachem,ale jest klawo jak cholera:)pozdrowionka! alinamalina69 (2012-09-04,22:40): Super tekst...:)))trzeba biegać dla przyjemności...chociaz teraz też zrobiłam życiówkę to nie myślę tego w nieskończoność poprawiać...pozdrawiam dario_7 (2013-01-14,15:27): A ja lubię i to i "śmo" ;))) Cieszą mnie życiówki, ale równie wiele przyjemności czerpię z biegania "bez celu" ;) Generalnie to nie wyobrażam sobie biegania wg jakiegoś ścisłego planu treningowego, bo to chyba jakaś okrutna katorga musi być. Tekścior wymiata, uśmiałem się do łez. Pisz częściej!!! Pozdrowienia! :)))
|