2012-05-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Uzależniony... jak diabli... ;) (czytano: 1010 razy)
No nie umiem. Nie umiem i już. Nie potrafię ograniczyć biegania. Nie potrafię zwolnić na treningach. Nie udaje mi się nie pojechać na zawody. Jestem słabeuszem. Uzależnionym po uszy. A na domiar wszystkiego ciesze się z tego powodu i skaczę z radości jak na haju... Można przestać palić, odstawić alkohol, kawę, ograniczyć słodycze itd... Wszystko to pikuś w porównaniu z bieganiem. Biegania nie da się rzucić. To prędzej ono nas rzuci (np. o "ścianę") niż my je ;)
Wieczorem w środę dzwoni do mnie Artur. "— Daro, jedziesz do Zbąszynka?". "— Nie jadę" - odpowiadam. "— A nie wiesz kto jedzie, bo nie mam jak tam dojechać?". "— Poczekaj chwilę, obdzwonię ekipę, może ktoś się wybiera". Na pierwszy ogień poszedł Rysiu. "— Cześć Rysiu, jedziesz może jutro Zbąszynka?". "— Nie, właśnie wracamy z Pniewa z biegu i nikt z naszych też tam jutro nie jedzie, bo dzisiaj było cięęęężżżkooo!". No to dzwonię do Gosi, może z Łukaszem się wybierają. Cisza, nie odbiera. No to do Roberta. "— Nie Darek, nie jadę, na Pszczew się szykuję"...
Po chwili ponownie dzwoni Arturo... "— Niestety nici, nikt nie jedzie." - mówię i po chwili dodaję bez namysłu "OK. Pojadę" ;) O 3:53 w nocy przychodzi sms od Adama: "Witam pana. ma pan miejsce do zbaszynka na bieg jutro?" Za tego "pana" powinienem odpisać, że nie. Ale mam miękkie serce, odpisałem więc: "Witam Pana, chyba raczej dzisiaj ;) Znajdzie się miejsce..." Rano jeszcze dałem znać Snipiemu, że jadę i jak chce, to niech się pakuje. I pojechaliśmy...
Trasa w Zbąszynku co roku inna, więc zawsze coś nowego ;) Tym razem była to już dwudziesta edycja Biegu Konstytucji, a do pokonania było 5,2 km asfaltowych ulic. W miarę płaski profil, więc zapowiadało się szybko. Ale, że aż tak szybko to nie myślałem!!! Po starcie wszyscy pognali na złamanie karku, że trzeba się było dobrze sprężać, by nie być na końcu. Na domiar wszystkiego dałem ciała i źle ustawiłem garminka. Wprawdzie "piknął" mi jak go uruchamiałem, ale nie mogłem się doczekać kiedy "piknie" ponownie na pierwszym kilometrze.
Nie "piknął". Kilometr wlókł się do samej mety, a ja myślałem, że płuca wypluję, bo nie wiedziałem po ile lecę. Chociaż, kątem ucha, coś tam słyszałem po drugim kaemie, kiedy wyprzedzałem drugą kobitkę. "— Jaki czas?" zapytała zawodnika, obok którego biegła. "Po cztery..." O ja pierdziu!!! - pomyślałem sobie. To ja jeszcze dotykam stopami ziemi??? Poczułem jak wiatr rwie mi włosy na nóziach... Teraz wiem, skąd mam takie łyse placki ;)
Na koniec zachciało mi się jeszcze ścigać. No masakra jakaś. Ale jak się nie ścigać, jak na 500 metrów przed metą jest się wyprzedzanym. No siara!!! Więc dupa w troki i heja! Udało się :P Byłem się z siebie dumny. Tak dumny, że zapomniałem wyłączyć garminka :/ Cóż, cholesterol nadal mocno się trzyma, skubaniec... Ale spoko, jeszcze mu się odpłacę! ;)
Wygrał zawodnik z Ukrainy, drugi był Artur, trzeci Adam. Marysieńka trzecia kobitka (tak, tak! - wpadła w przerwie z pracy zaliczyć pudło). Klasyfikacja tylko open była. Wszyscy wygrali meble z Ikei do wyboru, co kto chciał - biurka, regały, szafki... Cykałem fotki... Nagle Artur mnie woła: "— Chodź Daro, wybieraj sobie, ja już mam tego trochę" :))) Ależ mnie zaskoczył skubaniec, miło zaskoczył. Dzięki Arturo!!! :)))
Kolejny gorący i słoneczny dzień dobiegł mety. Pakując się do auta ledwie zdążyliśmy przed burzą i ulewą. Na koniec zagadka - woziłem tego dnia w Zbąszynku: Marysieńkę z meblem, całą najszybszą trójkę wraz z ich meblami i Snipiego - w sumie 6 osób i cztery duże paki. Pytanko - jakim autkiem jeżdżę?? :D
A jutro Pszczewska Dwudziestka... Lecę pakować... ;)
PS. Po przyjeździe do Zielonej Góry poszliśmy ze Snipim jeszcze do Giocondy na pyszota makaron ze szpinakiem i łososiem. A ja do tego - w nagrodę za udane ściganie - pociachałem sobie ponadto wieczorkiem smakowitą "kulurową" sałatkę owocową, której wspomnienie zamieszczam :P
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Truskawa (2012-05-05,20:56): Jak tyle Ci weszło do auta to musisz jeździć Polskim Fiatem 126 p! Tylko tam mieścieło się wszystko co mogą zaśwaidczyć np. Ci, którzy Maluchem jeździli na wczasy, dajmy na to nad Bałtyk albo i do Francy lub Hiszpanii. :)) Maluch Darku. Niemożliwe żęby do innego samochodu się TO wszystko zmieściło. :))) golon (2012-05-05,20:57): panie Darku ma pan miejsce :P gratki ścigaczu ! oj zjadło by się taką sałatkę :D powodzenia w Pszczewie ja ten weekend odpoczywam za to 12go 10km i 13go 12km :) Truskawa (2012-05-05,20:58): No przepraszam za te pierońskie literówki! Nie wiem gdzie ja dzisiaj tak gonię.. :] snipster (2012-05-05,21:01): Bardzo fajowy spontan wyjazd ;) miło być uzależnionym... akurat od biegania ;) agawa (2012-05-06,00:22): Nie wiem jakim wozem jeździsz ale ta sałatka.... mniam... robi wrażenie!!!!! jacdzi (2012-05-06,07:31): Jakze zdrowy ten nalog. A apropos Fiata 126p pamietam jak jechalismy w 6 oso z Suwalk do Warszawy w 1978 r, Ja 191cm, Szwagier 120kg, pozostale osovy zgodne z Polska Norma. A jakas ladna autostopowiczka by sie jeszcze zmiescila. Truskawa (2012-05-06,08:28): Jacek, jaki fajny komentarz. :)))) Kedar Letre (2012-05-06,09:52): Zgadzam się z Truskawką. To MUSI być MALUCH!!! DamianSz (2012-05-06,18:33): A, byłeś przed , za czy z Marysieńką na mecie, że tak przez ciekawość zapytam ? -) dario_7 (2012-05-06,20:14): Heh... Iza, jesteś bardzo blisko, choć to nie "maluch" i nie Fiat. Ale też pamiętam czasy, gdy takowym jeździłem i zgadza się - gdzie ja nim nie byłem i czego nie woziłem??? :))) dario_7 (2012-05-06,20:16): Dzięki Mati!! :)) Przepis na sałatkę Tobie podaję: grejpfrut, pomarańcza, kiwi, banan i... dwie łapki ;))) 5 minutek i się zajadasz, aż się uszy trzęsą :P dario_7 (2012-05-06,20:18): Iza, co do literówek - "luźna łydka!"... Lub jak kto woli: "KoKo KoKo Euro spoko!" ;))) dario_7 (2012-05-06,20:20): Prawda Piter, że to niezły nałóg to bieganie?? Ech... i ta świeżość w kroku :P dario_7 (2012-05-06,20:21): Aga - sam robiłem! :P ... I mówię Tobie - PYSZOTA!!! :P dario_7 (2012-05-06,20:30): Jacku, zdrowy a jakże! Sałatka też!!! :D ... Co do Twego Van-a 126p - całe szczęście, że choć te pozostałe osoby legalnie jechały zgodnie z Polską Normą. Przypomniało mi się, jak kiedyś jeden z moich sąsiadów, mierzący ponad dwa metry wzrostu i jakieś 150 kilo żywej wagi jeździł maluchem, z głową lekko skrzywioną pod dachem, a kierownicy w jego łapkach w ogóle nie było widać... Jak się chce to się da! :)))) dario_7 (2012-05-06,20:31): Jacku, zdrowy a jakże! Sałatka też!!! :D ... Co do Twego Van-a 126p - całe szczęście, że choć te pozostałe osoby legalnie jechały zgodnie z Polską Normą. Przypomniało mi się, jak kiedyś jeden z moich sąsiadów, mierzący ponad dwa metry wzrostu i jakieś 150 kilo żywej wagi jeździł maluchem, z głową lekko skrzywioną pod dachem, a kierownicy w jego łapkach w ogóle nie było widać... Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma! :)))) dario_7 (2012-05-06,20:32): Radziu, musi to na Rusi, a w Polsce jak kto chce! :P dario_7 (2012-05-06,20:33): Damianie, już myślałem, że nikt o to nie zapyta!!! :P BYŁEM PRZED!!! :))) ... Ale dzisiaj w Pszczewie - skubana - dołożyła mi tyle samo ;))) Marysieńka (2012-05-06,20:39): No nie.....przecież mnie tylko podwoziłeś do mojego opelka:)) dario_7 (2012-05-06,21:31): Marysieńko, gdybym podwoził "tylko" Ciebie, to nie byłoby zagadki z samochodem ;))) ... Hahaha!!!... :))) Marysieńka (2012-05-08,07:06): Kiedy następnym razem szykujesz taką sałatkę...chętnie zjadłabym:)) dario_7 (2012-05-08,08:54): Maryś, ta sałatka to już moja codzienna tradycja ostatnio. Wpadaj kiedy tylko masz ochotę!!! :))) dario_7 (2012-05-08,09:07): Cóż, lubię jeść :P
|