2012-04-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Krzyczałem na wiatr (wulgarnie). 3:18:56 Łódź maratonem stoi :) (czytano: 1526 razy)
Ciekawy tytuł nie? Jak można krzyczeć na coś czego się nie widzi?
Ale po kolei.
Obudziłem się 6:30. Bieg o 9 więc spokojnie zdążę :) Spakowane miałem wszystko dzień wcześniej. Podekscytowany byłem bardzo.
W tramwaju relaksowałem się Molestą :) Dobry polski rap bardzo mi pomaga. Dotarłem na miejsce i spokojnie się przebrałem rozmawiając w szatni z nowo poznanymi biegaczami na temat obecnej formy i planów na bieg. Oni pytali mnie jako łodzianina jaka trasa jak było rok temu etc. Odpowiedziałem, że łódzki maraton za rok 2011 zdobył nagrodę jako najlepszy maraton w Polsce a dziś będzie co najmniej tak samo :)
Rozgrzewka i ustawienie się na starcie. Szukam balonika 3:30. Jest :) Pytanko czy będzie równe tempo. Odpowiedź tak. Ustawiam się za balonikiem. Start 9:10. Skaczę lekko się rozciągam żeby nie zmarzły rozgrzane już mięśnie. Gadam z Pawłem Mejem tym słynnym bosym biegaczem. Osobiście mam w planach pobiec coś w tym albo w przyszłym roku boso. Może bieg Powstania Warszawskiego...
Strzał i ruszyliśmy. Wielki test mojej formy. 4 miesiące przygotowań nie może pójść na marne. Chcę złamać 3:30. Czuję moc. Pierwsze okrążenie biegnę z balonikiem 3:30. Biegną też biegacze na dychę. Więc jest spory tłok. Nie daję się ponieść fali i trzymam nogi w ryzach.
9km. Nie spostrzegłem, że przyspieszyłem. Dowiedziałem się o tym z garmina na 10km. Ostatni km przebiegłem w 4:42... I jest super. Podejmuję decyzję, że utrzymam właśnie takie tempo.
Biegnę z kimś. Okazuje się, że to Michał :) Trzymam to dobre tempo. Na trasie co rusz punkty kibicowania i kilka szkół wystawiło swoje reprezentacje by zagrzewały biegaczy :) Pogoda wręcz idealna. Czasem wiatr zawieje. Ale wiatr mi nie straszny. Na razie nie straszny.
Połóweczka. Jadę dalej. Biegnę jakby nie równo. raz km w 4:40 a raz w 4:22, 4:34... Ale jest dobrze. Nogi nie bolą. Dopinguję siebie w głowie non stop.
Gdy przebiega się obok punktu z bębniarzami, którzy nieprawdopodobnie wygrywali na tych swoich bębnach to się mimowolnie przyspieszało :)
Wbiegam na 30km. Super. Nogi nie bolą. Ulica Maratońska. 10 miesięcy temu był upał a teraz czym zaskoczy Maratońska?
Na punktach z wodą izotonikami i bananami biorę tylko wodę. Nie chcę ryzykować utraty cennych sekund a może i minut przez problemy żołądkowe. Na szczęście nauczyłem się już łapać kubek biegnąc tempem 4:35 a później zgiąć w dziubek i małymi łykami popijać. Woda jest pyszna gdy się biegnie maraton :)
Biegnę koło stadionu ŁKS-u. Mijam Leszka. Biegł na dychę. Zajął 4 miejsce open ale 3 wśród mężczyzn bo... Karolina Jarzyńska zwyciężyła w całym biegu. Rzadkość by kobieta wygrywała z facetami.
Widzi mnie Paweł. Inny Paweł. Biegnie ze mną dobre 300 metrów. Chwali się, że zrobił życiówkę na dychę i złamał 50 min :) Informuje mnie, że do 3:15 mam straty 4 minuty.
36km. Zaczynają się kłopoty. Nogi bolą. Ale tempo trzymam. Tzn. tempo mam słabsze ale 4:45 jest dla mnie zadowalające :)
Nawrót. Jeszcze 5km. I właśnie. Już wiem czym zaskoczy Maratońska. Silnym wiatrem w twarz. A może ten wiatr jest tak samo silny jak na 20km... Tylko ja jestem słabszy...?
Biegnę. Motywuję się na głośno już. Niech widzą, że żyję, że walczę i się nie poddaję :)
I tu dochodzi do momentu tytułowego. A mianowicie czemuż to krzyczałem na wiatr? Bo wiał mi w twarz. Może przedstawię. Biegnę jest 38km patrzę na garmina. Myślę, że nawet jak będę miał tempo 5/km to skończę na 3:20. Ale ja chcę mieć 3:19 bo lepiej brzmi. Więc cytuję "Myślisz, że mnie ch.. pokonasz? Je...y wiatr! Nie pokonasz mnie! Ja jestem silniejszy! Nie masz szans! Nie pokonałeś mnie przez 39km to teraz też Ci się nie uda!..." I tak właśnie dość głośno prowadziłem monolog z wiatrem :) Fajne uczucie bo bardzo mi dało to wiary w siebie, że umiem końcówkę przebiec z godnością :)
Dobiegam do wiaduktu. Stąd jakieś 500m do mety. Uśmiech jest :) Mijam po raz kolejny punkt Krwinki, w których barwach biegłem i zamierzam biegać dalej :) Dopingują mnie :)
Wbiegam na teren Atlas Areny. Jeszcze zakręt i zbieg do hali i ostatnia prosta w hali. Widzę przed sobą biegacza. No nie mogłem go nie minąć :) Tym bardziej, że poczułem wielką moc. Wbiegam do hali i sprint. Tzn. na tyle ile sił miałem :) I META!!!!!!!!!!!!!
Medal zawieszają na szyi. Nogi a szczególnie łydki ogromnie bolą. Stąpam ostrożnie w obawie aby skurcz nie złapał. Wydaję okrzyk radości gdy patrzę na wynik.
3:18:56 !!!!!!!
Netto :)
Ledwo idę cały czas w strachu o skurcz. Pytają się mnie wolontariusze czy wszystko wporządku. Odpowiadam, że lepiej nie było nigdy :)
Idę na masaż. Stoję w kolejce z pół godziny ale rozmowa z sąsiadami z kolejki o wrażeniach szybko przyspiesza czas :)
I masaż. Boli mnie najbardziej jednak nie łydki a lewe ramię. Dziwne. Łydki bolą także. Cały dystans biegłem na śródstopiu więc mają pełne prawo wołać o pomoc o zimną wodę :)
Po przebraniu się siadam na trybunach oglądając dalej wbiegających i dopingując ich. Głowę mam podniesioną wyżej z dumy :)
Planuję zanieść koszulkę do nadruku i aby mi nadrukowali z przodu i tyły 3:18:56 :)
Siedząc samotnie sobie na trybunach Atlas Areny znajomi, którzy mnie widzą pytają się o wynik a później robią wielkie oczy jakby nie wierzyli :)
Wszystkiego nie da się spisać. To tylko wielki skrót :)
To co łamiemy na jesień w Warszawie 3h? Żartuję :)
Jestem szczęśliwy, że biegam :)
Dziękuję wszystkim, którzy mi kibicowali i wspierali :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Marysieńka (2012-04-16,07:51): Wielkie gratki:)) wiosna (2012-04-16,09:02): Piękny wynik. A ja też jestem szczęsliwa. I z wyniku i z batów które od córy dostałam :))
Było super. Aussie (2012-04-24,18:46): Wielkie gratulacje!
Bardzo się cieszyłem, dopingując Cię na ostatnich metrach przed wbiegnięciem do Areny.
Brawo. Tak dalej!
|