2011-10-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Historia pewnego lata i wynikłej z tego jesieni... (czytano: 1463 razy)
Zamiast wielu drobnych wpisów przedstawiam całą historię lata 2011 i wynikłej z tego jesieni...
2011/08/13 21:15:49
Ja swoją czekoladkę miałem w czwartek. Pewnie mieliście taką błogość. Pedziłem na kolarzówie i śpiewałem razem z "Raz Dwa Trzy". Dało radę pełnym głosem i to była ta chwila:) Zmęczenie przyszło później, bo przypomniały się środowe interwały. A wczoraj aquathlon...
Obozowanie się zaczęło, bo sezon startowy blisko. Jeszcze nie wymysliłem BPS-a. Pomyślę za chwilę. Wziąłem ze sobą "Biblię triathlonu" - prawie nie czytana:), ale wymyślę coś swojego, bo w planach na jesień nie tylko to :)
Plany takie: 4.09 - połówka IM, liczę na to, że zmieszczę się w 6h. Jak ćwiczyłem dyscypliny osobno to udawało się :)) 25.09 - połówka "normalna" w Zbąszyniu, blisko Poznania i byc może pozwoli wyrównac tegoroczne porachunki z tym dystansem. Do złamania 1:36. Może jeszcze uda się dycha w Rakoniewicach na tydzień przed MP. A na MP biegnę razem z Fajką po 3:35. Plany ambitne, ale to u mnie normalne:)
2011/08/16 00:17:47
Znacie tą historię o trzech braciach, których drogi rozeszly się pod wiekowymi dębami? Dzisiaj miała swoje dopełnienie. W samym centrum Puszczy spotkali się ponownie... Jeden przybył z zachodu, drugi z centrum, a trzeci w drodze na północ. Ten trzeci przywiózł ze sobą chleb z dzikiej mąki wypieczony. Mityczny chleb. Nie jeden chciałby go skosztować... Niestety - do jutra zniknie, ale pamięć o nim będzie trwała, jak ta o blogo-biegaczach w Białowieży. Jestem wzruszony i przejęty przybyciem Dzikiego i Jastrzębia po tak krótkim nawoływaniu.
Ja to pamiętam tak, że ledwo zakiełkowało marzenie, a wnet się ziściło. Tak - ziściło się wnet. Takie bajkowe słowa pasują do tego wydarzenia. Z samego centrum Puszczy, przez Miejsce Mocy, do ktorego nas wpierw ciągnęło, a potem przerzuciło tak, że nie zauwazylismy w pędzie stojacej tam wieży widokowej (rodzina była tam po nas i weszla na nią). Dalej Czerlonka - wioska taka, że można by film o Hubalu kręcić. I zapewne niejeden wojenny dramat się w tych lasach rozegrał. Najpierw połowę ludności Białowieży wywieźli bolszewicy, a potem naziści. Teraz tą złamaną sprężynę próbuje naprawić Uniwersytet Powszechny w Teremiskach (teremiski.edu.pl). Niezwykłe Miejsce Mocy. W przyszłym roku przyjeżdżamy w to miejsce.
Cudownie udało się zawieruszyć, knieje nas ochroniły przed upałem, a ja miałem dzisiaj dzień konia, ale nawet w takiej kondycji nie spodziewałem się pochwały od Mistrza Puszczy za postawę biegową:) Jastrzębiu - dobrze się razem cwałowało, chociaż Twoje podkowy ze skaju musiały Ci doskwierać. Jeden dzień kajakowania się należy. Fragmenty historycznego przekazu można znaleźć w kronikach:
connect.garmin.com/activity/106847939
picasaweb.google.com/joalek07/BiaOwieskieSpotkaniaBiegowe2011?authuser=0&authkey=Gv1sRgCNy1lLe3l7ypigE&feat=directlink
Mozna tam ujrzeć ów dziki chleb, braci, ślady stóp na mapie oraz owe stopy w całej okazałosci:)
2011/08/18 13:32:09
Kto lubi pokrzywy? Ręka w górę! Ten pan co stał w pokrzywach po uszy i nie było go widać przy głosowaniu, to byłem dzisiaj ja :/ Ale jak tu pokazać gest Kozakiewicza podskakując? W moim ulubionym Kazimierzu bardzo się dzisiaj zniesmaczyłem zielonym "Szlakiem Niepodległościowym". Nie było go już na samym starcie na rynku, a potem zniknął dwa razy. Popełniłem najgorszy błąd podróżnika i zapytałem zbieraczy malin o drogę. Oczywiście miłe panie nie znały swojej okolicy, a mapa nie kojarzyła im sie z niczym znajomym. Ani się tym podetrzeć, ani księżnej Dyjany nima na okładce. No i zrobiłem 3km w dół tak jak mi pokazały i potem, pod tym samym kątem 3 km w górę. To ten zawijas w środku trasy. connect.garmin.com/activity/107451330 Jak bym ich nie spotkał to zamiast 6km byłoby 0.5...
Gdy już wróciłem na szlak, to wyprowadził mnie podstępnie w rzeczone pokrzywy na mokradłach. Stał tam patryjotyczny krzyż i patryjotyczna tablica, a szlak dalej nie był już pomysłodawcom potrzebny... Cofnąłem się rympałem do rzeczki, znalazłem jakąś kładkę i po kilku km znalazłem tą patryjotyczną ścieżkę. Niestety ktoś ją musiał pociągnąć dalej inaczej niż na mapie w kierunku kolejnego krzyża, tym razem zupełnie nie patryjotycznego. Spojrzałem na zegarek i okazało się, że wyszedłem z domu przed trzema godzinami a urobiłem zaledwie 20km. Przyznaję się do zdrady narodowej sprawy. Uciekłem na szosę co te unijne zdrajce właśnie remontują i wezwałem pomoc. Nie mogłem patrzeć Rodakom w oczy dopóki w Kazimierzu nie wypiłem piwa...
2011/08/20 23:32:58
Oddaję się obecnie lekturze, którą gorąco polecam: Joe Friel "Triatlon, biblia treningu". Do dostania w Empiku. W zasadzie lektura podstawowa również dla biegaczy. Zdecydowanie za późno się za nią wziąłem, ale to może też dobrze, bo autor jest tak motywujący, że człowiek zaraz zaczyna marzyć o Hawajach:) Lektura fachowa w każdym calu. Znajduję tam zalecenia treningowe, podstawy fizjologii (w tym mity o wpływie starzenia się na wyniki) i wyjaśnienia, ktore u innych czytanych przeze mnie młodych i starszych mistrzów od biegania są prezentowane w aurze nowości. A to trzecie już wydanie, a całość sprawia wrażenie mocno kompletnej myśli trenerskiej, podanej oszczędnymi zdaniami, tak że człowiek się nie gubi. Oczywiście nie czytam jeszcze tabelek. Te na przyszły sezon. Na razie odsuwam od siebie opinię Friela, że "nawet nie zbliżam się do granic swoich mozliwości i pielęgnuję myślenie życzeniowe". Życzę sobie tych 6 godzin i już!
2011/08/20 23:51:19
Czuję, że na Roztocze przyjechała także moja prawa pięta. Na szczęście nie achillesowa, ale gdzieś w pobliżu. Źle pograłem z interwałami, a w całym tygodniu dwa razy więcej biegania niż zwykle. Przegoniłem się we wtorek bulwarem w Kazimierzu, dziś rano też spróbowałem i nie będzie jutro BNP po Roztoczu. Lepiej wystudzić w głowie i nie dobijać do setki na tydzień. Zamiast tego zwiedzę oba planowane szlaki na rowerze, tak więc widoki, na które się cieszyłem mnie nie ominą. W ogóle Roztocze zapowiada się cudnie i prezentuje drzewostan jakby wyższy od bialowieskiego. Dzisiaj rodzinna wycieczka rowerowa w pięknej pogodzie i na dobrych, o dziwo, rowerach z wypozyczalni. Olbrzymie drzewa, w tym okaz korkowca amurskiego - w dotyku rzeczywiście miękki, dawna lesniczówka z fascynującym dla młodzieży męskiej wyposażeniem "z epoki", no i stado koników polskich pasących się na zielonej grobli między stawami. A jutro szlak prowadzi przez pagórki, żeby turystom krajobrazy pokazać. Korzyść podwójna :)
2011/08/22 18:11:13
Wczorajsze roztoczańskie piachy wystepowały głównie pod górę, miąższość 15cm, tyle że tutejsze lessowe. Powodowało to, że nawet nie obciążony rower ciężko się przepychało. Ale ja wybrałem się rowerem na szlaki piesze, żeby oszczędzać piętę. Teraz rozumiem dlaczego tutejsze szlaki rowerowe są głównie po asfalcie. Urobiłem 46km razem z dobiegiem do wypożyczalni. Średnie tempo ruchu lepiej podać tak - 4:41, a całość zabrała aż 5.5h! Z Garmina wynika, że 2h spędziłem na szukaniu szlaku i błądzeniu. Mam do tego niezaprzeczalny talent:) Na 8, 9 i 10km spędziłem godzinę w partyzanckiej walce. Zresztą szlak zdaje się wytyczony śladami partyzantów. Pchałem rower pod piach i pod górę i łapiąc równowagę nie zauważyłem, że znaki uskakują gwałtownie w prawo w krzaki. Szeroka droga zaprowadziła mnie najpierw na okoliczne wzgórze, a potem w liczne rozdroża prawdziwej roztoczańskiej puszczy. Gdy nieopatrznie straciłem całą wysokość uznałem, że nie ma co dłużej ryzykować zabłądzenia na amen i wróciłem po świeżych śladach. Nagrodą było dwukrotne zaliczenie widoku ze wzgórza:) Innych widków nie było, tylko las i lessowe piachy. Potem już ani przez chwilę nie wierzyłem, że szlak prowadzi drogą tylko wypatrywałem zmyłki. Najtrudniej było znaleźć szlak w wioskach. Może chłopi nie pozwalają malować? W Tereszpolu, na 39km, poddałem się ostatecznie po długim penetrowaniu zabudowań i dokończyłem wyprawę szosą. I tu nagroda. Po ostrym podjeździe (tempo 16km/h) odsłoniły się wreszcie oczekiwane widoki:) A potem było z górki 45km/h :) No, siły narobiłem co nie miara, pewnie się przyda...
Dzisiaj miało być plażowanie. W Zwierzyńcu jest stawek z kąpieliskiem. Pierwszą godzinę spędziłem blisko plaży:) Dystans 2100m, syn miał zadanie wyciągnąć mnie z wody po godzinie i tak wyszło:) Teraz szczypią mnie oczy ale woda była idealna.
2011/08/22 12:22:38
W tym sezonie trenowałem zakładane tempo 30. Najpierw kilka razy na dystansie 30km. Potem raz na 60, a pod koniec lipca sobie zrobiłem tydzień tematyczny i było pon + czw po 60 i w niedzielę 90. Wszystko średnio po 30km/h, czyli sprawdziłem że się da:) Szybciej na pewno nie dałbym rady, chociaż tydzień temu udało się 50km po 31km/h. Czyli to był tydzień rowerowy za każdym razem na maksa. Rowerem tak można sobie gęsto poczynać. Po tygodniu rowerowym zrobiłem tydzień pływacki w jeziorach, żeby sprawdzić to samo. Nie trenuję tempówek, bo jestem jeszcze zbyt cienki. To w przyszłym sezonie. Na razie na pewno nie zbliżę się do potencjalnego maksimum.
2011/08/25 11:45:38
Po trzech dniach odstawienia spinki, ze względu na achelliczną piętę, dziś wczesnym rankiem bieganie - drugi raz w tym roku po Plantach w Krakowie:) Wczoraj nocleg w Krasiczynie - wspaniale odrestaurowany zamek i to co porusza u mnie czułą strunę - park z 300-letnimi drzewami, w tym ogromne żywotniki, miłorząb i tulipanowiec z jeszcze widocznymi, ale oczywiście przekwitłymi kwiatami. Potem koszmarna trasa Przemyśl - Tarnów, średnie tempo 60km/h. Za Tarnowem uciekliśmy w pole.
Biegłem dzisiaj rozsądnie, bo nie za długo. Ostrożnie ale żwawo - w przewidywanym tempie koncówki triatlonu 5:30. Jutro, znowu z rana, bo w Krakowie upały 36"C, runda w tempie maratonskim. Zobaczymy jak długo się da. Jakoś dowiozę formę do 4 września - w Borównie tylko 21km biegu.
2011/08/26 10:54:56
Moja mechanika stopniowo się poprawia. Stosuję moczenie pięty w wodzie (miskę trzymam w lodówce:) oraz bieganie z centralnym uderzeniem, bez spadania na zewnętrzną część stopy. Jednak dzisiejsza rozgrzewka była długa, dyskomfort ustąpił po 3km. Potem 13km, znowu po Plantach, w tempie 4:59.
Wczoraj zwiedzaliśmy rewelacyjne Podziemia Rynku w Krakowie. Warszawiacy - multimedialnością ekspozycji przebija Muzeum Powstania! Nie miałem pojęcia, że pod ogromną powierzchnią Rynku jest coś takiego. W latach 2005-2009 zrobiono odkrywkę archeologiczną na połowie Rynku, odslaniając poziomy aż do czasów pierwszego osadnictwa, a potem wstawiono filary i przykryto wszystko stropem i...nową powierzchnią Rynku. W poniedziałki zwiedzanie za darmo!
2011/08/31 18:42:46
W ramach przygotowań do dwóch imprez wrześniowych w niedzielę ćwiczyłem tempo pólmaratońskie na 25.09 - czyli 4x2km po 4:30 z przerwami po 4", żeby niższe ośrodki mózgowe zapamiętały to jako normę:) Szybkiej dychy nie zrobię, ale tydzień przed będzie 5x2km.
W tym tygodniu krótkie spinki, wg zaleceń trenera Friela. Trener uważa, że spokojne bieganie w tygodniu przedstartowym szkodzi! Trzeba mięśnie pobudzać ale nie zmęczyć.
Wtorek: 1h rower, miało być luźno i tak było, ale wyszło niechcący 30km/h, czyli tempo startowe + 6km biegiem, 8x30sek po 4:15.
Środa: basen - 12x 25m na maksa, ale stylowo, u mnie po 30sek, powrót na luzie
Czwartek: rower - 9x 30sek na wysokiej kadencji, czyli szybko kręcąc na wysokim biegu, po plaskim, przerwy 3min
Piątek: basen - 4x400m (ok. dystansu docelowego) w tempie wolniejszym niż docelowe, przerwy 25-50m, albo dzień wolny. Chyba wybiorę to drugie, bo mnie drapie w gardle.
Sobota, czyli po dojechaniu na miejsce zawodów: 30min rower - 5x1min na maksa, przerwy 5min + 15min biegu - 3x1min 4:15, przerwy 4min
Pięta przestała achillesować, odpuściła po niedzielnym 4x2km :), ale po każdym treningu w ostatnim tygodniu było 15-20min rozciąganie. Teraz tylko zwalczyć wirusa...
2011/09/01 23:24:07
Moje BPS się kończy sukcesem. Dzis pod kołdrą na maxa - 8h i czuję, że jutro będę zdrowy. Idę do łózka na dalsze masakrowanie wirusa.
2011/09/02 18:29:00
Pogłoski jakoby wirus ze mną wygrał są mocno przesadzone. Miał słabe RNA i łatwe do rozpoznania glikoproteiny :) Sprawdziłem pozostałe po walce "siły i środki" (nauczyli mnie tych słów w wojsku) metodą rowerowo-biegową. Oznak osłabienia nie widać a do tego waga trochę spadła, więc może będzie lżej w niedzielę przewalać kilo-Johnsony. Nawadniam się i jem za dwóch więc pewnie odchudzenie do jutra też zniknie.
2011/09/05 22:43:04
Tak, mam certyfikat, że jestem w połowie zrobiony z żelaza:)
2011/09/07 20:42:12
Chciałbym tak kiedyś bez zaciskania piąstek, to by dopiero było po mistrzowsku. No i nie służył bym do straszenia dzieci... Ale uśmiech na mecie jest, zobaczcie: picasaweb.google.com/116307189052799143046/Johnson12IronmanaBorowno2011?authkey=Gv1sRgCK_g2rONzMekywE
A tutaj wyniki wszystkich połówkowych Ironmanów: www.tri-sport.pl/download/2011_borowno_polowa.pdf
Nie byłem, na szczęście, ostatni, a wskoczyło do wody 207, czyli 39 się utopiło? Orgowie coś kręcą, zwykle wpisują DNF-y.
1/2 IM porównałbym jednak tylko do maratonu górskiego, bo podobny był czas, a mój wysiłek był nastawiony na wytrzymałość, a nie szybkość. Natomiast w porównaniu do ultra, to 6h triatlon jest pikuś. Jednak w pełnym wymiarze Ironman jest czymś znacznie trudniejszym niż setka w polskich górach. Jak znacznie, to na razie sobie nie próbuję wyobrażać :)
Dzisiejsza waga: 66kg, byłoby fajnie gdyby tak zostało. Wałeczek zniknął:) Czyli jest metoda...
Od jutra wracam do przygotowań do połówki w Zbąszyniu 25 września. W niedzielę 5x2km, pobiegnę to synchronicznie do życiówki Dzikiego. Sprzęgniemy się mentalnie...
2011/09/08 20:18:37
Dzisiaj dopadła mnie... superkompensacja i zrobiłem trening Dzikiego: 15km średnio po 5:19, czyli 95% tempa maratońskiego, w zakresie pierwszym i pół, a potem po jednym km 4:40 i 4:30 w zakresie drugim. Trzeci zakres się nie pojawił, a biegło się lekko i radośnie, no i chyba poczułem co to jest to czucie mięśniowe. W niedzielę startuję razem z Dzikim o 11.00, w biegu mentalnie zsynchronizowanym. Dziki na życiówkę, a ja 5x2km, ale moje przerwy mają 4min, zatem jak wyliczyłem, razem z rozbiegowym 2.5km zakończę swój bieg razem z Dzikim, czyli po godzinie i 28 minutach :)
2011/09/11 13:43:53
Wróciłem ledwie żywy z morderczego wirtualnego zającowania Dzikiemu. A Dziki wykręcił 1:35 i był w open 25!. Pogoda znowu nie dała szans, w Poznaniu wybiegałem przy 25"C, a wracałem przy 28"C, w Tarczynie pewnie było podobnie.
Ja planowałem 5x2km po 4:30 (tempo półmaratonu) z przerwami po 4", ale wyszło 3x2 i 4x1, a dałem radę z wielkim trudem i tylko 2x2 po 4:30, reszta po 4:40. Kto wychodzi na trening miesiąca w samo południe? Zadowolenie jednak jest, bo biegłem z Dzikim i nie wymiękłem psychicznie, głównie dzięki przerwom:)
2011/09/15 00:07:59
Towarzystwo odpoczywa po niedzieli? Nie w Poznaniu:) Pędzące Pyry gromadzą się w piątek na zebraniu sprawozdawczo-a być może też-wyborczym, chociaż to w tym roku jakiś taki nudny temat. W każdym razie gdyby ktoś z poznańskich blogowiczów, jawnych lub tajnych, chciał wysłuchać prelekcji ultra-Burego pt. "Hey! Mr. Tambourine Man, play a song for me - czyli wypruć żyły dla ulotnej sławy", to zapraszamy w piątek do knajpy "Post-Office" na Starym Rynku (5m od Pręgierza) o godz. 17. Kierujcie się w głąb knajpy, a poznacie nas po urzeźbionych łydach i nietypowym słownictwie.
W temacie BNP to mam swoją wersję: TNP czyli tydzień z narastającą prędkością. Wtorek 95% tempa maratońskiego, czwartek 100%, a w niedzielę 111% czyli półmaratońskie. Takie numery podchodzą mnie najbardziej.
Waga ustaliła się na 65.5kg (-1.5kg), czyli, że mógłbym wydać poradnik "Schudnij w jedną sobotę metodą triatlonową":)
2011/09/15 23:13:34
Mój TNP czyli tydzień z narastającą prędkością, już na półmetku. We wtorek po ciemku 17km po 5:23, w zasadzie w pierwszym zakresie i to była nowość dla tej szybkosci. A dzisiaj, też po ciemku, ale za to w cudownych 16"C. I tutaj zaskoczenie. W planie było tempo maratońskie, czyli 5:05, ale puls nie chciał rosnąć i zrobiłem 16km po 5:00 w bardzo dolnej granicy zakresu II. Moje najlepsze WB2 ever! Krzywa rośnie :) Teraz regeneracja przed niedzielą. Jaki będzie układ powtórzeń w tempie półmaratońskim (4:30) to zdecyduje konsylium Pędzących Pyr na jutrzejszym zebraniu, bo nie mogę się zdecydować: 4x3km czy 3x4km? Start w półmaratonie 25.09 w Zbąszyniu.
2011/09/18 19:15:54
Mój tydzień z narastającą prędkością, przed półmaratonem w Zbąszyniu, zakończył się mocnym akcentem. Wcześniej było 17x5:23 oraz 16x5:00, a dzisiaj zaaplikowałem sobie "szybką dychę". Wyszło tempo 4:34 i nie wygląda to wesoło wobec planu na 1"36.
Zastosowałem się do zaleceń konsylium Pędzących Pyr, które zebrało się w piątek. Ordynator Oddziału - dr Quentinus, dokonał analizy psychologicznej mojego planu na niedzielę, czyli 4x3km, i zapytał wprost czego chcę w ten sposób dowiedzieć się o sobie? Pod naciskiem hipnotycznego wejrzenia oraz trzech piw, dopuściłem do siebie myśl, którą moja jaźń starała się wyprzeć. Otóż przyznałem przed sobą, że chęć biegania z przerwami wynika ze strachu przed planowanym tempem półmaratonu. Strasznie mi się dzisiaj nie chciało robić tej szybkiej dychy. Organizm podsuwał sprytnie rozmaite symulacje bólowe. W końcu wytłumaczyłem sobie, że trzy km to przecież dam radę, a dalej zobaczymy jak będzie. Grzałem się strasznie, bo znowu było coś 23-24"C, ale jakoś dało się ustalić optymalne tempo na za tydzień. Tylko trzeba będzie przyfiniszować na ostatnich 3km...
2011/09/19 23:35:11
Jak spożytkować ostatni tydzień przed startem?
Dla mnie kilometrówki najpóźniej na tydzień przed startem. Bo najlepiej mi służy regeneracja... Z jednej strony trzeba oswajać się z bólem, a tego nijak się nie da jak biegając startowo, czy też te straszne "szybkie dychy", albo często na zawodach. Z drugiej strony stanowcze działania przeciw zmęczeniowe w stylu "a teraz poleżę":) Czuję też, że przystosowaniu do maratonu sprzyjać może bardzo długi, ale nie kontuzjujący, wysiłek na 10-14 dni przed. Np. 1/2 IronMana :) albo 8h roweru. Zastanawiam się czy w ten sposób nie zmodyfikować rytualnej trzydziestki.
Trener Friel zaleca wtorek, czwartek przed startem po 8-10 x 30sek (szybko ale nie sprint tylko wysoka kadencja) z przerwami aż 3min, a w sobotę 45min z kilkoma minutówkami na przerwie 4-5min. Nie na podbicie formy, bo na to za późno, ale na podtrzymanie gotowości mięśniowej.
2011/09/25 22:10:24
A Johnson dzisiaj odebrał lekcję chińskiego przy pomocy młotka - nic nie rozumie, ktoś mu to musi wytłumaczyć. To nawet nie da się podciągnąć pod syndrom Dzikiego, bo to nie te prędkości. Czas 1:42:40, 4 minuty gorszy od życiówki z wiosny dookoła Ślęży, wtedy średnia 4:40 i po górach, teraz 4:50 zamiast 4:34, do czego byłem raczej przygotowany. Znowu niestety było ciepło i to może to, start przy 21"C, a na mecie już 25"C. Zupełnie bez alarmu organizm zwolnił o 10sek po 8km i to po wejściu do leśnego cienia. Potem zaczęły się górki a la Dębno i dalszy spadek tempa. Między 14 a 16km poderwałem się za znajomymi biegaczami, ale więcej nie dałem rady. Potem to już były zwłoki, a kończyłem w tempie 5:50.
Czuję, że nie powinienem szarżować w MP tylko pobiec wreszcie, po raz pierwszy w życiu, coś poniżej swoich możliwości, bo inaczej psycha mi siądzie. Chociaż to ostatnie byłoby "bardzo interesujące, bo ja właściwie cały jestem zrobiony z drewna" (młodsi - Monty Python).
Za to lekcja z języka wielkopolskiego, którą z dumą przekazuję dalej. Otóż mamy u nas Grand Prix Wielkopolski w półmaratonie, wspierane finansowo przez (uwaga, uwaga!) Urząd Wojewódzki:). Jest 9 okazji, trzeba zaliczyć 6 żeby wziąc udział w klasyfikacji. Wypytałem jednego uczestnika w pociągu, a wracałem z młodzieżą samochodem i to potwierdzili swoją postawą, że bardzo wielu Wielkopolan wybrało tą szlachetną i mądrą sportowo rywalizację. Ponad 1000 z nich jest ujętych w klasyfikacji, czyli ścigali się cały rok w półmaratonach! Pomyślcie jacy dobrzy będą w przyszłym roku. To jest ten właściwy kierunek rozwoju sportu masowego, zamiast napędzania mody na wielotysięczne maratony, że to niby jest dla każdego, a przy tym pięknie podkręca statystyki w rywalizacji pomiędzy metropoliami, która zwabiła więcej owieczek... Cały pękam z dumy, że Wielkopolanie myślą po swojemu i nie dają się ogłupiać.
2011/09/27 19:26:22
Podczas półmaratonu i wczoraj regularnie czułem tzw mięśnie biegacza - te od strony pachwiny, zatem spuchnięcie nie było wirtualne - mózgowe. Właśnie wróciłem z 9km przebieżki. Wyszło szybciej niz trucht, bo mnie... niosło. Tempo maratońskie 5:03 i naprawdę niski puls - troszkę powyżej I zakresu. O co chodzi? Może rzeczywiście zaprogramowałem się na to tempo, a 4:35 to stres? Będę podawał dalsze szczegóły, bo w czwartek WB2 - spróbuję ile się da wydłużyć bez zbytniej przesady w kierunku przetrenowania.
2011/09/28 08:25:33
W sobotę wczesnym rankiem wyruszamy z Corvusem na Otwartą Trzydziestkę - słynnym na blogu szlakiem nadwarciańskim. Odcinek Rogalinek-Most Lecha.
2011/10/02 14:01:58
Wczorajsza 30-tka z Corvusem mocno dała po nogach, ale 12h pod kołdrą już mnie zregenerowało. Średnie tempo 5:42, ostatnie 7km ok 20 sek szybciej, ale tylko 1km finiszu w tempie maratońskim. Inaczej się nie dało, bo znowu, jak zwykle, upał 27"C w słońcu, a moja termoregulacja działa jak w Syrence 104 - z głośnym warkotem. Był taki efekt: najedzony, napity, a tu przy 5:10 szybki oddech jak na dychę. Czyli, że nie braki węglowodanów ale intensywny metabolizm wydatkowany na chłodzenie hamuje mnie w takich sytuacjach. Mam wrażenie, że mój żarowstręt generowany jest intensywnym metabolizmem, którym organizm usiłuje się schłodzić, a w efekcie w "miejscu pracy" czyli w czworogłowych robią się braki glikogenu, metabolizm anaerobowy i... zakwaszenie. Na końcówce półmaratonu ssało mnie mocno, chociaż się karmiłem żelem na 12km.
Przebiegliśmy z Corvusem wersję ortodoksyjną, czyli ścieżkami tuż nad Wartą, łącznie z nie pokazanym jeszcze nikomu przesmykiem przez błota po ścieżce z opon:). Tak sobie umyśliliśmy, że II Nadwarciański najlepiej zrobić w grudniu, kiedy nie ma śniegu, a ścieżki jeszcze nie zalane.
2011/10/03 09:00:15
Próbuję powtórzyć swoje doświadczenia z wiosny. 25 do 21 dni przed Silesią biegałem po górach. Potem co drugi dzień albo długie BNP albo 16km tempa maratonskiego, ostatnie 28 BNP 10 dni przed, a potem totalny rest.
Teraz zaliczam sobie jako siłę Zbąszyń (21 przed) i dalej jadę tak samo. Ten tydzień pn + śr - 16kTM czyli 5:05, a finalne 28k BNP w piątek (9dni przed), w niedzielę relaksowo Rakoniewice z przyjacielem. Nabijam uda - są zmęczone, ale puls niski, więc nogi muszą dać radę, w razie co odpuszczę. Jednak w ten ostatni tydzień będę szukał jak najniższych temperatur (może w nocy), żeby zgodnie z tym co pisze Oco, wciąż nie robić bezsensownej mimowolnej adaptacji do upału, co i tak nigdy mi się nie uda, więc do niczego nie posłuży.
PS. Pałera i "głodu biegania" to ja nigdy nie czuję. Motywuje mnie albo krajobraz, albo perspektywa maratonu. No, zadowolenia z treningu jednak doświadczam, ale raczej po :)
2011/09/29 22:04:59
Mój organizm wypiera się, że w niedzielę mu się sflaczało i dzisiaj udawał, że nic takiego nie miało miejsca i że nawet słoneczko jak wtedy mu nie przeszkadza. Pognałem go bacikiem nastawionym na 4:59, żeby pocierpiał, a on po 8km przestawił się płynnie na 4:50 i tak brykał jeszcze 9km. No, na 17km nakryłem go na kłamstwie i wtedy dałem mu spokój.
2011/10/05 20:29:04
Czuję moc. Dzisiaj szybka 17-tka, średnio 4:55, zacząłem po 5:00, a skończyłem po 4:30. I na tym finalnym kilometrze tak mnie unosiło nad ziemią, że poczułem owo słynne "grzebnięcie". No, poczułem w sobie Jastrzębia:) I tak miałem za każdym razem, co dwa dni od 4 tygodni, jak tylko schodzi poniżej 20"C. Chyba się nie przetrenowuję, bo wszystko poniżej przepisowych 82% mocy. Jeszcze w piątek 28-ka, za to w komforcie termicznym bo ma być 15"C. Potem regeneracja...
2011/10/08 00:26:25
Magicznie, było po prostu magicznie! Powrót do korzeni, bo dawno nie biegałem w moim lesie. W tym roku było stanowczo za dużo asfaltu i gonienia, za tydzień koniec tego. No, cieszę się na ten koniec, bo czuję, że płaczu nie będzie, a będzie co będzie:) Pociągniemy z Fajką to 3:35 tak daleko jak się da, a od listopada już tylko po miękkim. No, chyba że gdzieś będzie asfalt pod górkę:)
Dzisiaj zaaplikowałem sobie to samo co wiosną, próbę generalną. Tym razem wciągnąłem fiolkę magnezu i żela, bo tak zrobię na starcie MP. Wiosną było 28km po asfalcie, teraz oszczędziłem sobie tej nudy i ruszyłem w las. W lesie delikatne zaczątki jesieni, ale bez przesady. Najpierw miało być 20km spokojnie, a potem ewentualnie asfaltowa dokrętka, pod warunkiem, że nie będzie oznak przemęczenia, bo hasam ostro co dwa dni od długiego czasu. Nie jestem Dzikim, muszę uważać na siebie:)
Oznaki nie nastąpiły w ogóle, za to pojawiły się inne znaki - magiczne. Biegnę sobie lasem, przelatują mi przez głowę te wszystkie inne pory roku tutaj - czuję, że jestem u siebie. Wtem, gdzieś po 6km, widzę przymocowany na drzewie dziecięcy rysunek lasu, z krótkim, trafiającym mnie prosto w serce, napisem - "Las 15 C". W tym prostym kodzie jakiś leśny elf wyraził przepis na moje szczęście biegowe. Właśnie tych dwóch rzeczy mi trzeba, chłodu i natury. Tak jakbym usłyszał łagodne "No i gdzieś ty biegał Johnsonie?". Dzisiaj oba warunki się spełniły więc po 15km zaczęło mnie nosić. Euforia nie pozwoliła mi czekać do wyjścia z lasu i pognałem w normalnym ostatnio tempie czyli maratońskim. Tak jakby nie było tego wczorajszego zmęczenia, czyli znowu magia. Pognałem tak do 25km, dziwiąc ubranych ciepło drogowców, a potem miałem jeszcze do domu kawałek, więc dołożyłem 26km po 4:40. Na 27km schłodzenie, chociaż dzisiaj to nie było specjalnie konieczne. Witaj Jesieni!
piotrek.krawczyk
2011/10/08 21:09:44
To było pytanie do Johnsona:
Wykaż Johnson naukowo, dlaczego nie miałbyś pobiec na 3:30? Bo analiza naukowa wskaźników Twoich treningów tworzy intuicyjny drogowskaz "JOHNSON mniej niż 3:30".
Dziki
fajka
2011/10/08 21:54:58
Johnson - odnośnie sugestii Dzikiego..Dlaczego nie na 3.30 ?? Może spróbujemy ?? Co mamy do stracenia ?? Razem będzie raźniej, co najwyżej ja Ciebie, albo Ty mnie zabierzesz po drodze ? Johnson nie pękaj. Lenin klękał i nie pękał :) Lecimy ?
Tak, wiem że podpuszczam..Twoja decyzja. Podporządkuję się.
2011/10/09 21:14:41
Drodzy spin doktorzy:) Człowiek odejdzie na chwilę na zasłużoną regenerację, a tu mu piarowcy kampanię robią:) Pewnie, że mogę spróbować, bo spinki tym razem nie ma, zadowoli mnie każda życiówka, chociażby złamanie...3:40. A teraz naukowo. Próbowałem to 3:40 z pięć razy. Zgoda, że pierwsze dwie próby to były jaja i tyle. Potem jednak było bardziej świadomie i wypracowałem doświadczalnie taką zależność. Każda kolejna życiówka, była efektem próby na życiówkę o około 5 min szybszą... Dlaczegóż więc znowu nie zrobić tak samo? Zaplanować 3:30, a wyjdzie 3:35 :) Fajka - nie ma sprawy, ale pierwsze 3km zaczynamy po 5:05, żeby nie było że nie próbowałem. Najważniejszą dla mnie pomocą będzie Twoje zacne, a mam nadzieję, że również awanturnicze, towarzystwo:) Będzie jak podczas wspinaczki - zwiążemy się wprawdzie nie liną ale danym sobie słowem. Zróbmy to dla siebie nawzajem - ja dla Ciebie zacznę szybko, bo na pewno jesteś godzien tej próby na 3:30, a Ty obiecaj, że będziesz mnie dźgał i lżył okrutnie gdybym zaczął okazywać oznaki zniechęcenia. Koniec z tym cackaniem i użalaniem się nad biednym zmaratonionym Johnsonem:)
2011/10/13 17:16:35
Pogoda dokręcona do ideału dużym śrubokrętem :) 7-8"C, wiatr 10km/h, ciśnienie oczywiście wysoooookie :) Mój numer 1352, ale nie telefonujcie :) Na trasie będę facetem w białej czapce albo bez, w koszulce IronMan (a co!) - błękit-metalik, obok Fajki, a Fajka pewnie w czerwonym:) W drugiej połówce szukajcie mnie w pyle i w długim cieniu za Fajką, sądząc po jego kilometrówkach.
Dzisiaj rytualne 10x1min na szybko, w długich rajtkach po prostu się zgrzałem w tym słońcu...
2011/10/16 08:35:29
Śniadanie maratończyka: kawka, jajeczko, dwie skibki z twarożkiem i najważniejszy składnik - sól:)
Mieszkam 5min od startu więc jeszcze w domu, czekam aż temp przekroczy 5"C. Cudne słoneczko - zbyt sielankowy ten nastrój:) Jak tu się sprężyć?
2011/10/16 16:14:40
Stało się tak jak przewidywałem:) Biegłem z Fajką na 3:30,jako zając. Ta rola mnie mocno zmotywowała, no przynajmniej do 30km, co już było wielkim sukcesem. Potem nasze role się zamieniły i Fajka zaczął ostro ciągnąć, tak że na 36km zgubiłem go z oczu. Walczyłem z kolką, ścisnąłem ją pasem i pomogło, a nogi zaczęły się zapominać i już było
5:20 i 5:28, kiedy na 38km jak spod ziemi wyrósł wszechobecny dzisiaj Kołcz:) Zarzęziłem do niego - proszę pociągnij mnie i... nagle dostałem jakieś turbo, tempo przyspieszyło o pół minuty! Wojtek pociągnął ze mną aż 2km i nagle okazało się, że dogoniłem Fajkę! To był niesamowicie długi finisz, ciągnąłem z całych sił, dysząc jak na dychę:) Nie miałem pojęcia, że coś takiego we mnie siedzi. Prawdziwie cztero jajeczna (młodsi Google) końcówka! :) Smoła widziała jak finiszowałem, to było niesamowite!
ZROBIŁEM 3:35:12!!!!!!!!!!!!!!!!
Fajka, Dziki, dzięki za podpuszczanie:) Planowałem jeszcze tydzien temu 3:35, co i tak by wymagało wielkiego spręża, ale pewnie bym nie dał rady, bo mam słabość umysłową na koncówce. A tak, towarzystwo Fajki i niespodziewane zającowanie przez Kołcza wydobyło ze mnie to COŚ. Życiówka, którą będę pamiętał aż sczeznę. Kurcze, 3:35 to by było fajne epitafium :))) Niech się ludziska zastanawiają co to znaczy:)))
piotrek.krawczyk
2011/10/16 16:54:51
Pięknie Johnson! Nareszcie! Nie ma jak wyżej podnieść poprzeczkę... Nie dawało się 3:40 to od razu ciach 3:35! Brawura na końcówce wielojajeczna :-)
Tu leży Mistrz Johnson
Maratonem wstrząsł On
Tu leży Fajka
Miał cztery jajka
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |