2012-02-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Granica (czytano: 459 razy)
Śmigając w weekend po granicy w dosłownym tego znaczeniu, czyli granicy niemiecko-polskiej, doznając uroku wichrów w pełnej prawie skali Beauforta, oczywiście dotknęła mnie tak zwana "pustka". "Dotknięcie pustki" było w jakimś filmie o dwóch takich, co się wspinali po górach, chodziło o balansowanie na granicy... między byciem, a czymś ponad, granice możliwości.
Owa pustka podczas biegu pod mocny wiatr, momentami sprawiającymi wrażenie stania w miejscu, "przywiała" się z tym czymś jak pewna idea, zaszczepiona, kiełkowała w zasadzie pół biegu.
Było ciężko, więc po biegu się rozgrzeszałem częściowo skąd u mnie akurat takie myśli, ale... jako, że nie mogłem w niedzielę wyskoczyć do lasu (musiałem pracować), wyskoczyłem więc w poniedziałek po pracy pohasać po lesie. Postanowiłem w pewnym momencie się nie obijać, tylko zrobić trochę szybciej zwiedzanie lasu i pagórków z silniejszym akcentem.
Wspomniana Idea powróciła, nie wiem... może z przepracowania ?, jednak "kiełkowanie" naszło mnie na dobre w sobotę oraz w poniedziałek - w skrócie "Granica"
- gdzie jest granica ?
- czy "to teraz" to właściwa granica ?
- jeśli nie teraz, to kiedy będzie granica ?
- czym tak w zasadzie jest granica ?
- oraz najważniejsze, czy zbliżanie się do granicy jest ok, czy jednak nie jest ok ?
Człowiek podkręca sobie co jakiś czas różne rzeczy, a to zrobię "x", a to zrobię "y", teraz pobiegam dłużej, teraz pobiegam szybciej, wystartuje tu, wystartuje tam i jeszcze tam, zrobię jeszcze jeden kilometr, zrobię jeszcze jeden trening...
Nie wiem jak u innych, ale razem z tymi "podkręcającymi" myślami mam zaraz przeciwstawne, czyli zwolnij, teraz nie, może kiedy indziej, to nie ma sensu, tamto jest nie warte tego.
Jedno z drugim się plącze... czy lecąc tą sekundę, no niech będzie 5 sekund szybciej osiągnę jeszcze większe zadowolenie z siebie, czy jednak to co jest "teraz" to będzie ok ? sekunda w jedną, sekunda w drugą, kilometr w jedną, kilometr w drugą ? teraz tyci wolniej, to później może być "tyci" szybciej...
No właśnie, gdzie jest ta granica, czy jest sens czasem dokręcania sobie śrubki ? zawsze jest ryzyko przekręcenia śrubki, można przeszarżować, szkody przez kontuzje wtedy są o wiele większe. Po biegu jest jeszcze jedno - ego/sumienie/wola która zagląda nam gdzieś na boku głęboko w oczy, pytając "czy o to chodziło ?"...hmmm
Nikt nam nie powie gdzie jest granica, nie wierzę w trenerów, dokładnie wycyrklowane na rok do przodu plany, szamanów i reinkarnację (że niby ktoś był lampartem, jeżozwierzem, kozicą albo dżdżownicą ?), nikt nas przecież nie zna tak, jak my siebie... ale ja sam siebie nie znam, co dopiero ktoś inny ;)
Pesymizmem zalatuje tu na kilometr, a raczej na 42 kilometry, ale nie nie, nie przestaję biegać, wręcz przeciwnie. Takie myśli to chyba kolejny etap zatapiania się w sobie podczas balansowania na skraju krawędzi, lepiej chyba myśleć o pieprzotach, niż liczyć ile zostało kroków do mety, albo że jak się zatrzymam, to wiatr przestanie wiać... ;)
Kończąc te dziwne wywody stwierdzam, że... to wina pogody, wiało, to i przywiało, przyjdzie wiosna to i ćwierkanie w głowie nastanie ;)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Truskawa (2012-02-29,04:48): A właśnie dzisiaj miałam te przeciwstawne myśli. W styczniu przykręciłam sobie śrubkę, a jak się obudziłam pół godziny temu, zaczęłam się zastanawiać po co ja to robię i że to bez sensu. Może powinnam przy tym zostać, bo taka pierwsza myśl po przebudzeniu jest chyba najlepsza. Truskawa (2012-02-29,04:50): Nie, że pesymistyczny wpis ale nieco smęcisz, to fakt. :)))) I u nas tak nie wiało, choć nie można powiedzieć żeby było bezwietrznie. Może ten wiatr coś przywiał. :) gerappa Poznań (2012-02-29,08:20): granice są po to, by je przekraczać ... zasady po to by je łamać... a zawody po to, by się nie szczypać tylko gnać do przodu! Rufi (2012-02-29,08:21): Hmm, dziwne. Ja też jakieś dziwne myśli ostatnio dostaję. Że to już chyba ostatni raz się do maratonu przygotowuję i że nie będę trenować. Po co? Na nic nie mam czasu. Wyników lepszych nie osiągnę. A nawet jeśli lepsze to o ile? O parę minut/sekund w maratonie? ...to chyba wina przedwiośnia... gerappa Poznań (2012-02-29,09:11): tylko Falubaz... :D :) ;) snipster (2012-02-29,09:41): Iza hehe :) no właśnie, to chyba objawy skrajne po-zimowe, idzie wiosna i maratony i pewnie to dlatego ;) snipster (2012-02-29,09:42): zgadza się Aga, trzeba gnać do przodu nie myśląc o jakiś drobnostkach :) sięgać tam, gdzie wzrok nie sięga... czy jakoś tak ;) snipster (2012-02-29,09:44): Aga :) tak jest! Tylko FALUBAZ! i to na szlaku w Tatrach nasi byli ;) snipster (2012-02-29,09:44): Rufi :))) jak to mówią, człowiek zawsze sobie coś wymyśli, nawet jak nic nie wymyśli ;) obawa chyba zawsze gdzieś jakaś tam będzie... ostatni maraton jeju, brzmi jak dramat jakiś ;) Marysieńka (2012-02-29,09:47): Snipi...zaczynasz marudzić gorzej jak stara baba...hahaha...ciesz się, że tylko takie dylematy masz, że nie musisz zastanawiać się czy zdecydować się na operację czy nie:)) snipster (2012-02-29,09:51): oj wiem wiem Marysiu, ale ja chyba lubię czasem ponarzekać jak stara baba ;) miriano (2012-02-29,16:22): Ale marudzisz podam tylko fakty: Forst (GER) dystans 25 km , open 6 , kategoria wiekowa 1 ,czas 1:44,25 .Często biegam nie dla czasu a dla miejsca:)GRATULUJE MIEJSCA I CZASU :) miriano (2012-02-29,16:23): Nie narzekaj pobiegłeś super:) snipster (2012-02-29,16:31): aa Mirku, chodziło raczej o męczenie się w wietrze oraz dokręcenie śruby na treningach ;) czas i miejsce mi się bardzo podoba :) miriano (2012-02-29,16:33): Tak też myślę ...ostatnio wszystkim wiało . W Gdyni jak zawiało to zaczęło mnie unosić dobrze że balast w kieszeni miałem :) snipster (2012-02-29,16:37): hehe, w kieszeni powiadasz... ;)
|