2012-02-26
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Sznurówka (czytano: 1530 razy)
Za kilka godzin pobiegnę na Dzikim. Pewnie dlatego przypomniało mi się „zasznurowane” zdarzenie. Zawsze w sumie, gdy wiążę buty przed biegiem, przypomina mi się ta nauka.
Gdy ostatnio biegłam w panewnickim lesie na comiesięcznym Biegu Dzika, warunki były niezbyt ciekawe – zimnica (jak to w zimie), śnieg (jak to w zimie), rozbiegane błoto na ścieżce (jak to w czasie biegu kilkudziesięciu osób). Ja zgrzana i zasapana (jak to zwykle ja), walcząca o każdy kilometr (jak to zwykle ja), jestem mijana przez kolejnego biegacza (też jak zwykle), który, niby od niechcenia, woła do mnie w przelocie:
- Sznurówka!
W ciemię bita nie jestem, więc domyślam się, że dynda mi ten paskudny sznurek przy bucie, zamiast grzecznie trwać w zawiązanej kokardzie. Cholerna, podła, pieprzona sznurówka! Zawsze mi się rozwiązuje, choćbym nie wiem jak mocno ją wiązała! Mogłabym ja olać, tak jak ona mnie olewa, ale przecież może zaatakować mnie z nienacka, podłożyć się złośliwie i wywalić mnie w to błoto. Staję więc wkurzona, bo wybija mnie to z rytmu, czas leci a ja walczę przecież nieudolnie o życiówkę z Dzikiego. Mijają mnie kolejni biegacze, a ja zdejmuję rękawiczki i zabieram się zawiązanie niepokornej sznurówki. Za człowiekiem, który ostrzegł mnie o niebezpieczeństwie krzyczę jednak przytomnie:
- Dzięki!
I tu następuje coś, co przywraca wiarę (jeśli ją się straciło, a pewnie każdy czasem ją traci) w bezinteresowną dobroć ludzi. Mianowicie człowiek–wybawiciel przystanął (a być może też walczył o życiówkę?) nade mną wiążącą but i spytał:
- Jak to wiążesz?
- No tak – odrzekłam i pokazałam klasyczna kokardkę, którą już w przedszkolu opanowałam przecież.
- To teraz zawiąż to jeszcze raz – poinstruował dalej, tłumacząc, że z kokardki mam zrobić jeszcze jeden supeł i wrócił do swojego szybkiego biegu, a oddalając się z lekkością dodał tylko:
- Już się nie rozwiążą!
No i masz! Od tego czasu nigdy nie rozwiązują mi się sznurowadła w czasie biegu. Nie wiem kim jest ten mężczyzna, pewnie bym go nie poznała następnym razem. Więc chociaż tutaj podziękuje mu za ten miły gest.
Dziękuję :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu DamianSz (2012-02-26,05:29): Nie ma za co ,-) e.i. (2012-02-26,08:32): Oj tam, no nie mów, że to Ty. Ja wierzę w zbiegi okoliczności ale nie aż takie ;) e.i. (2012-02-29,13:50): Ja już też teraz wiem :D e.i. (2012-02-29,14:27): Też zaczynam do dostrzegać i to nie tylko w związku ze sznurówkową historią. Uuuuch, ależ Damiana teraz uszy pewnie pieką ;).
|