2012-01-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zaskakująca sobota (czytano: 510 razy)
Intensywny tydzień wtłaczał we mnie co rusz, nową dawkę adrenaliny niczym z podłączonej kroplówki z której, spływa dozowana glukoza.
Efekt? Przecież zawsze musi być jakiś efekt. Na próżno było mi wyczekiwać go w tygodniu. Później zapomniałam...
hm.... Raczej wdrożyłam się w kolejny projekt, który zaczął mnie pochłaniać do reszty. Moje "dziecko", które rodzi się w bólach przyjdzie na świat już niedługo. Co prawda ucierpiał na tym tydzień treningowy ale i zdrowia nie było. Więc uznałam to za usprawiedliwiony okres.
Kiedy rano otworzyłam oczy zamarłam. Zegarek wskazywał 6.50 ,a ja byłam nadal w łóżku. Zaraz zaraz, a gdzie jest Przemek? Matko Boska nie wrócił do domu...
stało się coś....leży w szpitalu pewnie.... co ja mam teraz robić...Tysiąc myśli pędziło przez moją głowę niczym wyścigówki F1
Zadzwonię do pracy, że się spóźnię - pomyślałam
Leżąc tak przez chwilę olśniło mnie, że to dzisiaj sobota, a Przemek wrócił do domu i siedział w pokoju obok, jak się okazało.
Ukoronowaniem dania weekendowego jak przystało na mamę-biegaczkę był trening. Trzymać się sztywno planu?
To nie dla mnie. Po prostu nie zdaje to egzaminu.
Za dużo obowiązków rodzinnych, domowych, zawodowych, które trudno pogodzić z planem treningowym.
Od tego sezonu trenuję w myśl zasady jakość a nie ilość. Mocniejsze treningi robię 2 razy w tygodniu kiedy jestem wypoczęta i mam na to czas, a że taki dzień przypadł akurat w sobotę pobiegłam mój ulubiony bieg z narastającą prędkością, co by poczuć trochę szybkości w nogach...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |