2011-02-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| A świstak biega, biega i biega... (czytano: 435 razy)
Dzisiaj jest dzień świstaka, więc zwierzak o imieniu Phil obudził się z zimowego snu i wyszedł ze swojej nory po raz 125-ty (od tylu już lat obchodzą to święto w Stanach Zjednoczonych! ) i nie zobaczył własnego cienia, co oznacza ni mniej, ni więcej, tylko to, że tegoroczna zima już długo nie potrwa (to znaczy krócej niż 6 tygodni…! ). Idąc za przykładem wspomnianego Phila, też wylazłem dzisiaj z domu, by po raz - siódmy - w swoim maratońskim życiu, podjąć kolejne, poważne przygotowania do nowego sezonu biegowego, czyli zabierając się do wyrabiania tzw.” bazy”…. O rany, jak ja tego nie lubię ! Zdecydowanie najbardziej ze wszystkich biegowych pór roku ! No bo jak lubić te grudniowo-styczniowe tygodnie, gdy zimno, ponuro i szaro wszędzie… Pod nogami albo lód, albo błoto pośniegowe, albo śnieg po kostki… W lasach gdzie biegam, łatwiej spotkać sarnę lub jelenia (w zeszłym tygodniu 2 razy !) niż żywego człowieka, o biegaczach nie wspominając, którzy chyba gdzieś się pochowali… A poza tym, w ostatnich latach tych, pięknych zimowych dni jest u nas coraz mniej. Rad nie rad, w dość kiepskim nastroju założyłem stare buty, wdziałem ortalion, rękawiczki oraz czapkę i wybiegłem w szaro-smutny las… budząc się w ten sposób z 5-tygodniowego snu zimowego, w trakcie którego nie biegałem wcale, albo tylko sporadycznie. Najpierw odpoczywałem po ostatnim maratonie w Lizbonie (5 grudnia), potem były święta i Nowy Rok, później była chora moja żona, a potem ja się zaraziłem od niej i tak sobie zleciało 5 tygodni, w trakcie których wybiegałem łącznie ledwie 90 km… (nie licząc tych na nartach biegowych, które wciągają mnie coraz bardziej !). Jak porównałem sobie wczoraj, moje styczniowe dokonania w budowaniu owej „bazy” w poprzednich latach, to aż mnie zmroziło. Dla przykładu, po styczniu 2007 miałem na liczniku biegowym 150 km, rok później już ponad 200 km, a w 2009 prawie 230 km ! No cóż, pomyślałem sobie, w końcu z każdym rokiem człowiek jest starszy i coraz mu trudniej wygnać się bladym świtem na mróz, gdy ciemno i nieprzyjemnie dookoła… No ale, świstak Phil wyszedł, więc i ja też obiecałem sobie, że odtąd zawsze, dopóki będę żył i biegał, to każdego roku - najpóźniej w dniu świstaka – czyli 2 lutego rozpocznę nową fazę akumulacji, czyli budowania „bazy” – pod kolejny, biegowy sezon. A o profesjonalnym podejściu do tej „bazy” – będzie następnym razem, jak sobie odświeżę wiedzę z kart maratońskich „klasyków”…
P.S. Według ostatnich doniesień, świstak Phil nie wrócił już do nory. Podobno, poszedł… pobiegać
fot. To były czasy - zima 2008 - po styczniu ponad 200 km na liczniku...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Rufi (2011-02-03,08:48): nikt nie mowil ze bedzie lekko :-) Jest ciezko, a jakze, ale co roku jakos sie udaje ta baze zrobic wiec i tym razem sie uda. A dzien coraz dluzszy :-)
|