2010-10-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Niedzielne wybieganie (czytano: 203 razy)
Budzik o 8.00, ale wstałem o 9.00. Popatrzyłem na Kubice w Korei, zjadłem owsiankę (podobno nie powinno sie przed biegiem jeść zup, otrebów, ziaren, itp, ale nie znam lepszego zastrzyku energii i nie obciążającego żołądka porannego wspomagacza)i nie wziąłem rękawiczek. 10 stopni i pochmurno. Krótkie rozciaganie i biegnę w kierunku zoo, podobno to ma 7 km, lekko wieje, znowu jakoś ciężko, choć nie forsuje tempa, dobrze ze mam czapke, bo szybko sie pocę, zastanawiam sie, czy nie za grubo się ubrałem, ale przecież mam tylko czarną podkoszulkę nez rękawów oraz bluzę.Po drodze nordic walkingnicy trenuja wyginanie sie przy swoich kijkach, mało spacerowiczów, bo pogoda nie zachęca, jak wczoraj. Koło przystani czuję że wlokę nogi za sobą, biegne obok Hali, potem okolice kilometrówek, park z drzewem Młodego, Biskupin, i docieram do samochodu lekko dysząc. Czuje znowu palca u lewej nogi, odezwał sie po miesiącach, spuchł i wieczorem wylałem z niego wodę. To powłóczenie nogami daje mi znowu sygnal, że mam słabe nogi, bo kondycyjnie to moge biec ale nogi czuje, nie dobiegną półmaratonu, no moze do 30 km dadzą radę. Po napiciu sie izotonika, robię jeszcze pętlę 4 km, w czasie 22:54, czyli o jakieś 20 sek niz 2 tyg temu. Łączny czas biegu to 1:24.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |